"Całkowite zamknięcie kraju". Tak wygląda walka z koronawirusem w Kuwejcie

Archiwum prywatne / Wszyscy wracający do Kuwejtu przechodzą na lotnisku test na obecność koronawirusa.
Archiwum prywatne / Wszyscy wracający do Kuwejtu przechodzą na lotnisku test na obecność koronawirusa.

Z domu można wyjść jedynie na dwie godziny dziennie - mówi nam Mariusz Mowlik, były reprezentant kraju, a teraz menedżer piłkarski, reprezentujący interesy m.in. Przemysława Frankowskiego. Mieszka obecnie w jednym z najbogatszych krajów świata.

Kiedy miesiąc temu rozmawiałem z Mariuszem Mowlikiem (TUTAJ cała rozmowa >>) były piłkarz m.in. Lecha Poznań mówił o tym, że Kuwejt szybko zareagował na epidemię koronawirusa. Wówczas liczba zakażonych oscylowała w okolicach zaledwie tysiąca. Minęły cztery tygodnie. Obecnie to już ponad 9 tysięcy przypadków (stan na 11.05.). Wzrost jest bardzo duży. Choć trzeba też zauważyć, że w tym kraju liczba zgonów z powodu COVID-19 to zaledwie kilkadziesiąt osób.

Co się stało, że nastąpił tak duży wzrost? Czy w Kuwejcie wybuchła panika? - Wszystko idzie zgodnie z przewidywaniami tutejszego ministerstwa zdrowia - tłumaczy Mowlik. - Od samego początku Kuwejt miał plan na walkę z epidemią i nie zmienia swojego podejścia. Najważniejsza była i nadal jest ochrona obywateli. Dlatego założono, że ściągną Kuwejtczyków z całego świata i na miejscu się nimi zaopiekują.

I właśnie ten plan powoli się kończy. Na początku maja do kraju przylecieli ludzie z miejsc najbardziej dotkniętych pandemią: USA, Hiszpanii, Francji czy Wielkiej Brytanii. Stąd skokowy wzrost liczby zakażeń. Każdy przechodzi na lotnisku test na obecność koronawirusa. A potem... - Ci ludzie są od razu izolowani w hotelach specjalnie przygotowanych na kwarantannę - dodaje Mowlik.

Policji trzeba pokazać telefon

Nie ma więc zagrożenia, że zaraz rozleje się na cały kraj. Ale to nie wszystko. - Kuwejt bardzo uważnie słucha WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) i stosuje się do zaleceń - mówi Mowlik. - Ten kraj jest w światowej czołówce, jeżeli chodzi o liczbę wykonanych testów. Dzięki temu szybko wyłapują osoby, które przechodzą zakażenie bezobjawowo i izolują je od reszty.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus przewartościował piłkarskie kontrakty. "Futbol jest przepłacony, ale to prawo rynku"

Nie ma paniki. Większość zakażonych przebywa na domowej lub hotelowej kwarantannie. A służba zdrowia radzi sobie bardzo dobrze. Nie ma kryzysu, nie ma braku wolnych łóżek.

Od 10 do 30 maja - już po powrocie do kraju wszystkich obywateli z całego świata - nastąpił ostatni etap izolacji. Ostatni, ale najbardziej dotkliwy.

Mowlik: - Od początku o tym się mówiło. Można wyjść na spacer nad zatokę czy do parku, ale tylko między 16:30 a 18:30. Poza tym nie można opuszczać mieszkania. Na zakupy umawiamy się przez specjalną aplikację. Ustalamy godzinę, dostajemy kod na telefon i jedziemy na zakupy. Jakby w tym czasie zatrzymała nas policja to wystarczy pokazać telefon z kodem.

W sklepach oczywiście są zachowane wszelkie zasady bezpieczeństwa: maseczki, rękawiczki, dystans społeczny. A przed wejściem jest sprawdzana temperatura ciała.

Tak wygląda kolejka przed jednym ze sklepów (Fot. Mariusz Mowlik).
Tak wygląda kolejka przed jednym ze sklepów (Fot. Mariusz Mowlik).

We wrześniu mecze z publicznością?

Tak drastyczny plan ma przynieść wkrótce efekty. Kuwejt od czerwca chce luzować powoli ograniczenia, życie ma wracać do normalności. Tak długi okres obostrzeń i sprowadzenie do kraju większości obywateli ma skutkować tym, że już w sierpniu uczniowie mają wrócić do szkół, a we wrześniu studenci na uczelnie.

- W Europie wszystko się szybciej otwiera, a tutaj doszli do wniosku, że warto poczekać dłużej. Chodzi o to, żeby względna normalność wróciła jeszcze latem. Zobaczymy, który model będzie prawidłowy. Czas pokaże - tłumaczy Mowlik.

W Kuwejcie zaplanowano, że 11 września wrócą rozgrywki piłki nożnej. - Dzięki temu, że teraz są duże ograniczenia istnieje spora szansa, że imprezy masowe będą mogły odbywać się wtedy z publicznością - zdradza były reprezentant Polski.

I dodaje: - Taki jest plan, ale jak wiemy sytuacja z wirusem jest bardzo dynamiczna, więc ciężko zakładać jak będzie wyglądało życie za kilka miesięcy.

W Europie jest duże parcie

Obecnie sportowcy nie trenują w grupach. Można oczywiście - w ramach dwóch godzin dziennie - biegać, jeździć na rowerze czy ćwiczyć na zewnątrz, ale pojedynczo i zachowując dystans do innych ludzi. Nie ma na razie możliwości powrotu do treningów w klubach, jak to się stało w Polsce czy Niemczech (więcej szczegółów o wznowieniu rozgrywek w Europie - KLIKNIJ >>).

- O normalności będziemy mówić jak wrócą kibice na stadiony, a to chyba nie nastąpi w Europie za szybko. W piłce są olbrzymie pieniądze: prawa telewizyjne, sponsorzy, bukmacherzy, więc nie dziwię się, że jest duże parcie na jak najszybszy powrót na boisko - komentuje Mowlik.

Opisuje również, co się dzieje w USA. Przecież to tam gra m.in. Przemysław Frankowski, którego interesy reprezentuje jako menedżer. - Major League Soccer ma zgodę na zajęcia indywidualne na obiektach klubowych. Powoli mają zwiększać grupy treningowe. Jest też wstępny plan, żeby na 3-4 tygodnie wyjechać na zgrupowania do czterech miast i żeby tam rozegrać kilka spotkań ligowych - wyjaśnia.

- Ewentualnie w lipcu wrócić już do swoich miast by dokończyć sezon, jeżeli oczywiście sytuacja pozwoli. W USL (zaplecze MLS - przyp. red.) też na razie nie ma jeszcze ustalonej daty powrotu, ale jest kilka koncepcji na dokończenie sezonu. Zarówno w MLS, jak i USL niemal pewne jest wydłużenie sezonu do końca listopada.

Nie ma ZUS-u, nie ma podatków

Epidemia uderzyła również w gospodarkę. Nawet tak bogaty kraj jak Kuwejt odczuje skutki. Ale na razie dba o mieszkańców. - Sporo jest programów pomocowych. Zawieszono na przykład spłatę kredytów firmowych i indywidualnych do 6 miesięcy, zawieszono lub obniżono czynsze za mieszkania lub lokale usługowe. Pracodawcy płacą pełne wynagrodzenie zasadnicze - wylicza Mowlik.

Nie ma za to zwolnienia z płacenia składek emerytalnych czy podatków. Nie ma, bo... - Nie istnieje odpowiednik polskiego ZUS-u, nie ma podatków dla pracowników. Po prostu nie odprowadza się żadnych składek - twierdzi były piłkarz Lecha.

Na dodatek nie ma umów śmieciowych. Dlatego pracownicy są chronieni. Nawet podczas takiego kryzysu, jak obecnie. - Tak, jest z tym bardzo dobrze - twierdzi mój rozmówca. - A pracodawcy? Dostają za to różne dodatki i dotacje dla firm od państwa.

Źródło artykułu: