Dobre nastroje w Czechach. "Czujemy powrót do normalności"

Getty Images /  Gabriel Kuchta / Praga, Czechy
Getty Images / Gabriel Kuchta / Praga, Czechy

11 maja Czesi przywracają m.in. kursowanie części międzynarodowych pociągów. Nastroje są dobre, a koronawirus przestaje paraliżować życie. - To duży postęp - przyznaje Werner Liczka, czeski trener, były szkoleniowiec Wisły Kraków.

- Sprawy przebiegają pozytywnie. Jest coraz mniej obostrzeń, sporo punktów już się otworzyło. 18 maja będzie kolejna odwilż, potem 25. Będzie można już prawie normalnie pracować, uczyć się w szkole - tłumaczy trener.

W Czechach potwierdzono ponad 8 tys. przypadków COVID-19. Odnotowano 280 zgonów. Wyzdrowień po zakażeniu koronawirusem jest niemal 4,5 tys.

Na razie otworzono korytarze kolejowe do Niemiec i Austrii. Uruchomiono też dwa nowe przejścia graniczne do Niemiec. Ograniczenia wciąż działają ze strony polskiej i słowackiej. Czesi już mogą wyjeżdżać za granicę, ale po powrocie do kraju muszą przedstawić wynik testów wykluczających obecność wirusa bądź odbyć kwarantannę.

ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"

Reuters podał, że gospodarka Czech zmniejszyła się do rozmiarów tej po kryzysie w 2009 roku. Nic dziwnego, że nasi sąsiedzi, którzy zaskakująco dobrze radzą sobie z pandemią, chcą szybko wracać do normalności.

11 maja zaczynają działać m.in. szkoły, galerie handlowe, obiekty sportowe i kina.

- W poniedziałek otwierają się restauracje, które mają miejsca na zewnątrz. 25 maja natomiast ruszą hotele i restauracje, także w budynkach. Oczywiście wciąż istotne są maseczki czy dystans, jaki trzeba zachować między ludźmi, choćby w komunikacji miejskiej, pociągach i samolotach. Jesteśmy ostrożni, ale czujemy już powrót normalności - przyznaje Liczka.

Dobre nastroje przenoszą się na sport. Sezon piłkarski ma się rozpocząć wcześniej niż zakładano. Na dni 24-25 maja planuje się dogrywkę, a na 26-27 już rozegranie kompletnej kolejki.

- Obecnie najważniejsza sprawa to spotkanie gremium związku, a mianowicie 32 klubów grających w ekstraklasie i pierwszej lidze. Odbędzie się we wtorek. Dyskusje między rządem i czeskim związkiem piłkarskim idą w dobrym kierunku, ale decyzję muszą jeszcze podjąć właściciele klubów - tłumaczy Liczka w rozmowie z WP SportoweFakty.

Wariantów jest sporo. Może się okazać np., że ekstraklasa będzie grać, a pierwsza liga nie.

- Efektem kolejnych konfiguracji może być sytuacja, że np. z pierwszej ligi awansuje jeden klub, a z ekstraklasy żaden nie spadnie. Wtedy w przyszłym sezonie w ekstraklasie grałoby 17 zespołów. Jeśli właściciel klubu ma informację, że może spaść, jeśli będzie grać, to jasne, że opowie się za końcem sezonu. Problem jest taki, że niektórzy mogą bronić własnych interesów, a nie czeskiej piłki - zaznacza trener.

Niektóre kluby chcą grać, ale ich działacze obawiają się testów przed każdym meczem. To olbrzymi koszt. Cena jednego testu w Czechach to 500 zł.

- Proszę sobie wyobrazić, jaka robi się liczba, jeśli badany byłby każdy co trzy czy cztery dni. Do tego dochodzi brak kibiców. Sytuacja jest więc skomplikowana, choć jak na razie wydaje się, że sezon jednak będzie dokończony. Przynajmniej w ekstraklasie. Straty finansowe ze wstrzymania rozgrywek byłyby jeszcze większe - reasumuje Liczka.

Testy na obecność COVID-19 na Stadionie Wrocław. Nie trzeba wychodzić z auta >>
Dudek: Obserwujemy eksperyment, w którym nie trzeba wiele, by coś poszło nie tak >>

Źródło artykułu: