Kilka tygodni temu sygnalizowaliśmy, że polską piłkę czeka gruntowna przebudowa. I to się sprawdziło. Pandemia koronawirusa już teraz spowodowała drastyczne obcinanie środków z samorządów na finansowanie klubów piłkarskich. Prezesi załamują ręce: "Och, co to teraz się wydarzy, jesteśmy zgubieni". Tymczasem ich problem to wielka szansa dla naszego futbolu, przez ich głośny płacz przedziera się piękna melodia dla ucha zwykłego kibica. Wbrew pozorom.
Tak naprawdę pandemia uwypukliła chorobę współistniejącą polskiej piłki. Finansowanie piłki profesjonalnej i półprofesjonalnej z pieniędzy samorządów to choroba, która doprowadziła nas do stanu, w jakim obecnie jesteśmy: bylejakość, słabość piłkarzy krajowych, przepłacani podrzędni obcokrajowcy, kolosalne prowizje dla agentów piłkarskich i wciąż fatalna gra. W którymś momencie skręciliśmy w złą stronę i nie wiemy jak z niej zawrócić. A droga jest coraz bardziej kręta, asfalt znika, zamienia się w drogę szutrową, pełną nierówności. I nagle natrafiamy na znak "Stop". To koronawirus go postawił. Zakaz wjazdu. Musimy wszystko przedefiniować.
Wiele mówi o tym wywiad z prezydentem miasta Radomia w "Przeglądzie Sportowym". Pan Witkowski mówi: "Dla właścicieli pierwszoligowych klubów sytuacja z koronawirusem powinna być sygnałem, że warto stosować zdrowe zasady przy podpisywaniu kontraktów. To dla nich szansa, by stawki stały się wreszcie normalne. 15 tysięcy złotych miesięczne netto dla piłkarza pierwszoligowego klubu uważam za skandal".
ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"
Ciekawe, że przez wiele miesięcy nie zauważał tego skandalu, gdy miasto finansowało kaprysy właścicieli Radomiaka, chcących budować lokalną potęgę za pieniądze podatników.
Obecnie na trzech najwyższych poziomach rozgrywkowych ponad 30 z 52 klubów nie potrafi funkcjonować bez pieniędzy z samorządów.
Kluby w Polsce przez lata pasły się za pieniądze podatników, zapominając o swojej podstawowej roli. W ostatnim meczu ligowym Radomiaka, w pierwszej jedenastce, trudno doszukać się zawodników miejscowych. Jest spory zaciąg z Warszawy, wielu wychowanków Legii. Ale gdzie wychowankowie Radomiaka? Gdzie zawodnicy z regionu? Gdzie utalentowani nastolatkowie? Lokalne i regionalne kluby chciały być ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego w sporcie, a tak się działać nie da.
Nie jest sztuką wziąć od miasta forsę i podpisać umowy z przyjezdnymi. Ale to nie ma nic wspólnego z budowaniem poważnej piłki w regionie. Nie chodzi tu o Radomiaka, tak działa wiele polskich klubów na poziomie centralnym. Może nawet większość.
Szefowie klubów bawili się od lat w "menedżera piłkarskiego", kultową grę komputerową, która polega na kupowaniu i sprzedawaniu piłkarzy. Brakowało i brakuje im pomysłu, wizji. To tworzenie chwilowej ułudy. Mamy awans, gramy na szczeblu centralnym, zobaczcie jacy jesteśmy wielcy. Przy tym wszystkim zapomniano o fundamentach. To jak mieszkanie na 40 metrach kwadratowych i szpanowanie najnowszą furą z leasingu.
Rolą klubu regionalnego jest prowadzenie szkolenia, wprowadzanie najlepszych lokalnych zawodników do dużej piłki, współpraca z innymi klubami w mieście i regionie, wyławianie talentów, wprowadzanie do gry, sprzedaż najlepszych.
Tu wszystko się zaczyna, na szczeblu lokalnym. To właśnie w małych i średnich ośrodkach rodzą się talenty. Wielkie kluby rzadko produkują wielkich graczy. One ściągają zawodników już gotowych. Dlatego w momencie, gdy mały klub chce się bawić w wielki, kupować zamiast produkować i sprzedawać, tworzy się poważny problem. Zostaje zaburzona struktura, podstawa piramidy.
Zawsze mówię: "Nie stać cię, to gdzie się pchasz, wykonuj dobrze swoją pracę". Kluby dziś muszą podejść zupełnie inaczej do zagadnienia. Postawić na szkolenie, na produkcję własnych piłkarzy. Nie możemy być jedynie konsumentem, musimy być producentem.
Przede wszystkim liczę na to, że zmądrzeją samorządy. Gdy już wrócą do finansowania piłki, postawią pewne warunki: "Tak, my ci płacimy, ale musisz inaczej budować klub". To będzie trudne, bo zbudowanie podstaw to często kwestia wielu lat. Akademia młodzieżowa, cały system szkolenia w regionie, edukacja. A przecież można dać 220 tysięcy miesięcznie, po co się męczyć?
Marek Wawrzynowski
ZOBACZ Działacze piłkarscy zabili marzenia zawodników