Paweł Kryszałowicz to 33-krotny reprezentant Polski, uczestnik MŚ 2002. W Eintrachcie występował przez 2,5 roku. Dziś jest prezesem IV-ligowego Gryfa Słupsk, który przez wybuch epidemii COVID-19 stracił szansę na awans. Niedawno pokonał chorobę nowotworową, ale koronawirusa się nie boi. - Jeśli porównamy śmiertelność do nowotworów czy wielu innych chorób, okaże się, że koronawirus jest naprawdę nisko - mówi nam.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Bundesliga wraca, to dobrze?
Paweł Kryszałowicz: Tak, zdecydowanie, dla piłkarzy dobrze, dla klubów dobrze, bo muszą zarobić, dla ludzi też dobrze, bo to jednak przejaw normalnego życia, rozrywka. Każdy tego potrzebuje. Ile można oglądać starych meczów, których wyniki już znamy... A dlaczego pan pyta?
Zastanawiam się nad kwestią bezpieczeństwa.
Co do bezpieczeństwa to właściwie zastanawiałbym się dlaczego nie można grać z publicznością. Jakby rozsadzić ludzi co trzy rzędy, co dwa krzesła to pewnie nie byłoby źle. Podobnie u nas. Skoro można wpuszczać ludzi do kościoła, to dlaczego nie na mecze? Ale co tu gadać, skoro tak władza uznała, to nie ma co dyskutować.
ZOBACZ WIDEO: Jaka sytuacja panuje w klubie Krzysztofa Piątka? Asystent Jerzego Brzęczka: "Krzysiek cierpi"
A pan - biorąc pod uwagę przebytą chorobę nowotworową - by się nie bał?
Czy ja wiem? Właśnie jadę na zebranie Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, do sklepu chodzę. Trzeba nauczyć się żyć z tym. Poza tym proszę pamiętać, że główne ogniska są tam gdzie jest większa gęstość zaludnienia, gdzie mieszają się ludzie. U nas w Słupsku do tej pory jest 6 zakażeń, a ja dodatkowo mieszkam na wsi pod Słupskiem, więc to jest inny świat. Oczywiście chodzimy do sklepu w rękawiczkach, nosimy maseczki, ale nie powiedziałbym, że odczuwam jakiś specjalny strach.
Nawet będąc potencjalnie w grupie podwyższonego ryzyka?
Nie. To jest po prostu nowa choroba. Jeśli porównamy śmiertelność do nowotworów czy wielu innych chorób, okaże się, że koronawirus jest naprawdę nisko. Nie chodzi o to, żeby go lekceważyć, broń Boże, daleko mi do tego. Chodzi o to, że on być może będzie z nami przez wiele lat albo i na zawsze. Musimy nauczyć się z tym funkcjonować.
Ale wracamy do Bundesligi. Bayern da się dogonić komukolwiek?
Od lat się nie da, ale teraz nie wiem. Takiej sytuacji jeszcze nie było. To szansa dla rywali, bo nie wiadomo, jak Bayern pracował w tym okresie, czy obudzi się szybko, czy wolno. Szanse oceniam 50 na 50, że uda się ich dogonić. Choć tak naprawdę to tylko taki strzał, bo po prostu trudno to oszacować.
No to kolejne z dyżurnych pytań: Lewandowski czy Werner?
Tu akurat nie mam wątpliwości. Serce mówi mi, że Lewandowski, zaś rozum, że... Lewandowski. Dziś nie da się ich porównać. Lewandowski jest wytrenowany perfekcyjnie, jest kompletny, 9 na 10 jego strzałów trafia w stronę bramki, umie wszystko. Werner bazuje głównie na szybkości. Trudno ich porównać. Nie sądzę, żeby Werner był w stanie osiągnąć klasę Lewandowskiego.
A Erling Haaland?
A to już co innego. On może być kompletnym napastnikiem. Biorąc pod uwagę, że już w wieku 19 lat tak wiele osiągnął, może będzie nawet lepszy niż Lewandowski. Tego nie można wykluczyć.
Co z Piątkiem? Może wejść do czołówki snajperów w Niemczech w dalszej perspektywie? Jednak zaliczył falstart.
Tu trudno wyrokować. Na pewno Krzysiek jest dobrym napastnikiem, ale potrzebuje przełamania. W ciągu roku strzelił jedną bramkę z akcji, źle to wygląda. Ale w życiu napastnika są takie okresy, że jak idzie to idzie, a jak nie idzie to nie idzie. I on ma ten drugi moment. Z własnego doświadczenia wiem, że w takich sytuacjach potrzeba bramki na odblokowanie. Pojawia się zdenerwowanie, frustracja. Ale w końcu przyjdzie ta bramka. Teraz zaczyna się jakby nowy sezon, wszystko od zera - to może mieć na niego dobry wpływ. Nie jestem jedynie przekonany, czy Krzysiek dobrze wybrał klub. Hertha jest pełna zawodników grających na siebie, dodatkowo jest defensywna, ma mało okazji. Lepiej by odnalazł się w innym klubie, na przykład w moim Eintrachcie, który gra ofensywną piłkę i nawet mając słabszy dzień, tworzy te okazje. A Piątek potrzebuje zespołu, który tworzy okazje.
Jak pan widzi pozycję Bundesligi w Europie dziś? 7-8 lat temu była w ścisłej czołówce, ale przez ostatnie lata chyba trochę podupadła?
Może, ale teraz powoli wraca do czołówki. Oczywiście, nie będzie możliwe przez wiele lat dogonienie Premier League, która ze względu na ogromne kontrakty telewizyjne wydaje się poza zasięgiem. Ale pozostałe ligi już tak. Bundesliga to szybkość, walka, ludzie to kochają. A dodatkowo teraz liga ruszy jako jedna z pierwszych z tych topowych rozgrywek i ci wszyscy, którzy niekoniecznie ją oglądają na co dzień, będą mogli zobaczyć jej walory. Oczywiście wiele zależy od tego, w jakiej formie wrócą piłkarze.
W Polsce wraca Ekstraklasa, ale od IV ligi w dół rozgrywki zakończono. Słusznie?
Tak, jak najbardziej.
Ale Gryf Słupsk, którego jest pan prezesem, stracił szansę awansu do III ligi.
Jasne, ale to było najrozsądniejsze wyjście. Nie ma sensu ryzykować zdrowia zawodników, tym bardziej, że nie wchodzą w grę wielkie pieniądze, nie będzie takich zabezpieczeń na meczach. Poza tym, żeby dograć sezon, trzeba by grać w środku tygodnia.
Bez przesady, że to taka wielka sprawa.
Jak pan gra w klasie A, gdzie wszystko jest w promieniu 50 kilometrów to "okej", ale my w IV lidze mamy wyjazdy po 200 kilometrów. Żeby zacząć mecz o 18, zawodnicy muszą wyjechać o 12. Ktoś im da wolne z pracy? Łatwo się mówi z boku. Gryf jest klubem amatorskim, chłopcy mają wyprane stroje, dobre warunki, dobrze się odżywiają, ale każdy pracuje zawodowo. Jakby to powiedzieć, nie jestem zbyt rozrzutnym prezesem. Jeśli ktoś chce zarabiać z gry w piłkę, musi iść wyżej. My wychodzimy z założenia, że na tym szczeblu gra się dla przyjemności, jeśli ktoś chce zarabiać, musi iść wyżej. Ale wróćmy do gry, pyta pan, czy dokończyć sezon - po takiej długiej przerwie zawodnicy byliby narażeni na urazy. Nie ma się tu co śmiać, zawodnicy z Ekstraklasy o tym mówią, więc na szczeblu amatorskim jest to tym bardziej możliwe. Sytuacja, gdy są awanse, ale nie ma spadków jest najlepsza, jest najmniej pokrzywdzonych.
A pański klub nie obawia się bankructwa?
Nie, my mamy spokój, mamy sponsora strategicznego, firmę Energa, dostajemy pieniądze z samorządu.
I składek rodziców?
Nie, to raczej nie, bo u nas płaci się po 60 złotych, więc na tym nie zarabiamy. Chodzi o to, że nie jesteśmy uzależnieni od dnia meczowego. To jest IV liga, tu się nie zarabia fortuny na biletach. Więc radzimy sobie całkiem "okej".
Czego panu życzyć? Może zdrowia? Choroba nowotworowa nie odzywa się, mam nadzieję?
Nie mam problemów, koledzy mówią, że wróciłem do dawnej masy, więc chyba to znaczy, że nie jest źle.