- Rudi Assauer mówił kiedyś, że chciałby, żeby Schalke było drugą siłą Niemiec. Tego w wymiarze sportowym nie udało się osiągnąć, jesteśmy wysoko, blisko czołówki, ale raczej Borussia Dortmund ma bliżej do tego miana - mówi Tomasz Wałdoch. Ten 74-krotny reprezentant Polski do Niemiec wyjechał w 1995. Najpierw był zawodnikiem VfL Bochum, a od 1999 roku reprezentował barwy Schalke 04 Gelsenkirchen. Po zakończeniu kariery został w klubie jako trener w różnych kategoriach młodzieżowych. Dziś jest asystentem trenera w drugiej drużynie.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Bundesliga wraca, czy ktokolwiek w Niemczech w obecnych okolicznościach się tym interesuje?
Tomasz Wałdoch: Oczywiście. Na pewno pandemia koronawirusa spowodowała, że ludzie mają na głowach inne problemy, ale dla ludzi też jest ważne, żeby mieć tę chwilę oddechu, emocji.
Igrzysk?
Nie używałbym takich słów. Po prostu normalności. Wraca pierwsza i druga liga, prawdopodobnie trzecia też, mówi się, że może mecze będą w rozkodowanej telewizji.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert ocenia powrót Bundesligi. "Dynamika zdarzeń jest olbrzymia. To jak serial na Netfliksie"
Bundesliga musiała wznowić rozgrywki, inaczej wiele klubów by padło, z tego co słyszymy. Jeden z dyrektorów sportowych szacował, że nawet 10 z 18.
Na pewno większość klubów jest w stanie wytrzymać 3-4 miesiące bez gry, ale czy dłużej? Jak długo można ponosić jedynie koszta? Wszystko zależy od konkretnych przypadków, od struktury przychodów, na ile jesteś uzależniony od praw TV, od przychodów dnia meczowego itd. Każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie.
A jak jest u was?
Nie mieliśmy żadnych niepokojących sygnałów z klubu. Czytałem w mediach, że mogą być problemy, ale to są normalne w takiej sytuacji spekulacje. Jeśli chodzi o mnie, to mam "home office", kilka razy w tygodniu organizujemy wideokonferencje, rozmawiamy z trenerami, ze skautami, z zawodnikami.
Trudno w takich warunkach zbudować atmosferę na Revierderby.
Na pewno brakuje tego klimatu. Kiedyś, jeszcze grając w Bochum, wiedziałem, że jest to wyjątkowa chwila, ale dopiero po przejściu do Schalke zrozumiałem, o co chodzi, że opowieści nie oddają tego niesamowitego klimatu. Gdy zbliżał się mecz z Borussią, po prostu był to wszędzie temat rozmów, ludzie tym żyli, to ich napędzało. Na ostatni otwarty trening przed meczem potrafiło przyjść 3 tysiące widzów, motywowali, dopingowali, nakręcali ten niesamowity klimat. Były petardy, fajerwerki. Wiesz wtedy, że nie możesz odpuścić, przegrać. To jest coś, co każdy piłkarz chciałby przeżyć, każdemu tego życzę. To dawało skrzydła. Teraz nie ma tego wszystkiego, zaczepiania na ulicach, pytań. Oczywiście media piszą o derbach, ale nie oddaje to tamtej atmosfery, będąc odciętym od świata nie czujesz tego. Rzadko wychodzimy na ulicę, czasem do sklepu, ale w maseczkach nikt nikogo nie poznaje.
W pańskich czasach Schalke miało bardzo dobry bilans z BVB, ale teraz oczy całego świata skierowane są raczej na rywali, na ich świetne młode pokolenie.
Rudi Assauer mówił kiedyś, że chciałby, żeby Schalke było drugą siłą Niemiec. Tego w wymiarze sportowym nie udało się osiągnąć, jesteśmy wysoko, blisko czołówki, ale raczej Borussia Dortmund ma bliżej do tego miana. Jeśli chodzi o liczbę kibiców w Niemczech to jest zmiennie. Na pewno Borussia ma teraz świetnych młodych graczy, ale i my mamy dobrych zawodników, potrzebują jeszcze czasu i cierpliwości.
Schalke zawsze kojarzy się z wprowadzaniem młodych zawodników do wielkiego świata. Oezil, Draxler, Sane, Neuer, Kehrer, Hewedes to kilku, których kojarzy większość kibiców. Kiedyś byłem w waszym ośrodku Knappenschemide i nie robił wrażenia supernowoczesnego, z 20 boiskami treningowymi.
Jeszcze gdy przychodziłem, mówiono o tym, że powstanie ośrodek treningowy, były już wtedy plany, ale wciąż jest to odkładane. Ostatnio jest modernizowany. Ale myślę, że ta sytuacja sporo nam mówi. Najważniejsi w klubie są ludzie, specjaliści, w nich trzeba inwestować. Trenerzy, którzy wiedzą, jak pracować, wiedzą też, że piłkarzowi w znacznym stopniu po prostu nie można przeszkadzać, potrafią wprowadzać zawodników do poważnej piłki. Oczywiście jest też świetny skauting, bo musimy pamiętać, że tylko niewielki odsetek zawodników startujący od najmłodszych kategorii wiekowych wejdzie do dużej piłki, resztę trzeba złowić po drodze. I tu kłania się skauting. Wyśle pan dziś kilkunastu skautów na mecz i wszyscy zobaczą, kto umie grać a kto nie. Ale tylko najlepsi będą w stanie ocenić, gdzie będzie dany zawodnik za 4-5 lat.
Dlaczego to nie takie oczywiste?
Bo trzeba też mieć świadomość, że klub to tylko 30 procent sukcesu, reszta zależy od charakteru zawodnika, jego determinacji, tego jak bardzo on sam tego chce. Dlatego w tę robotę wpisany jest błąd. Po prostu nie możesz do końca tego ocenić, nie masz do tego narzędzi.
Determinacja to słowo klucz w Schalke 04?
Nie tylko u nas, ale na pewno w tym klubie ma to wielkie znaczenie. Mieszkamy w Zagłębiu Ruhry, w regionie, gdzie co prawda jest coraz mniej kopalń, ale została ta mentalność. Tu ludzie są prości, naturalni, ciężko pracują i cenią tych, którzy są tacy jak oni. Do wszystkiego musisz dojść za pomocą ciężkiej pracy, nie ma drogi na skróty. Wartości, którymi kierują się ludzie Schalke to pracowitość, ofiarność, walka do końca. Nie wystarczy, że operujesz super piłką, musisz też wrócić po stracie.
Mamy dziś swoich pięciu przedstawicieli w Bundeslidze, w waszych czasach było nawet w okolicach 20, w prawie każdym klubie było komu kibicować. Dziś jest 5 zawodników, z tego Lewandowski i Piszczek kupieni 10 lat temu.
Rozumiem tezę, ale dlaczego tak jest, trudno mi powiedzieć. Oczywiście Lewandowski jest wizytówką, ale na pewno przydałoby się więcej zawodników wysokiej klasy. Widzę, że teraz Polacy wybrali kierunek włoski.
Czy ten brak naszych zawodników w Niemczech to też jedna z oznak kryzysu polskiej piłki?
To zależy co pan rozumie przez słowo "kryzys". Gdybyśmy 10-15 lat temu mieli wielkie sukcesy, a teraz nagle by to wszystko się zapadło, to może bym się zgodził. Polska piłka taka jest. Dobrze, że kadra daje radę.
Daje?
Awansowaliśmy na EURO 2020, więc o co chodzi? Oczywiście po losowaniu grup słyszałem, że już awansowaliśmy a reszta bije się o drugie miejsce, ale przecież tak nie jest. Każdy dziś umie grać w piłkę, małe kraje walczą, są zorganizowane, to nie są już lata 80.
Jerzy Brzęczek sobie radzi w roli selekcjonera?
Widzę, że ta krytyka jest ogromna i moim zdaniem niezasłużona. Znam Jurka od lat i wiem, że nie wolno go lekceważyć, że sobie poradzi. To facet, który ma charakter.
Dostał kadrę nie mając żadnych sukcesów w piłce klubowej, to rodzi sprzeciw.
Ale nie jest przecież jedynym selekcjonerem, który jest bez wielkiego doświadczenia, choćby mój były kolega klubowy Mladen Kristajić prowadził Serbię podczas mistrzostw świata.
Nie wyszła z grupy.
Ale takich zawodników było wielu, jedni dali radę inni nie, nie ma reguły. Zmierzam do tego, że selekcjoner musi mieć specyficzne cechy, charakter, charyzmę. Jurek to ma. Wie pan, jakbym uważał, że nie ma argumentów na jego obronę, to bym w tej chwili zaczął udawać, że mam słaby zasięg i się rozłączył. Ale jestem pewien, że on ma wszelkie dane ku temu, żeby odnieść sukces.
A pan ze swoim CV nie myślał o powrocie do Polski na stałe? Ostatnio pracował pan u nas 10 lat temu.
Raczej nie. Kiedyś inaczej myślałem. Mam czwórkę dzieci, jestem tu szczęśliwy, mam pracę w klubie, którego barwy reprezentowałem i jestem za to wdzięczny. Mam też dobre stosunki z kierownictwem, moim przełożonym jest Gerald Asmoah, mój kolega z drużyny, dobrze nam się razem pracuje. A do Polski przyjeżdżam dwa razy w roku na wakacje, odwiedzam rodzinę, to mi pasuje.
ZOBACZ Lewandowski lepszy niż kiedykolwiek
ZOBACZ BVB ustaliła cenę za Haalanda - 150 mln euro