Pandemia koronawirusa świat sportu rzuciła na kolana, a jako pierwsza poważna liga otrząsnęła się po tym bolesnym ciosie Bundesliga. 66 dni. Tyle musieliśmy czekać na odmrożenie rozgrywek u naszych zachodnich sąsiadów. Tego futbolu będziemy musieli się wszyscy uczyć. Piłkarze ze względu na ostry reżim sanitarny, kibice - przez puste stadiony, echo odbijające się od świecących pustkami trybun. W końcu dostaliśmy jednak to, za czym tak bardzo tęskniliśmy: emocje wynikające z obserwowania sportu na żywo. No i piłki na najwyższym poziomie.
Trudno bowiem inaczej określić to, co wyczyniała w sobotę cała formacja ofensywna Borussii. A Julian Brandt w szczególności. Pomocnik miał dwie asysty, a inne, magiczne wręcz zagranie otworzyło jego kolegom prostą drogę do zdobycia pierwszej tego dnia bramki. Jeśli rzeczywiście cały świat zerkał w sobotę na niemieckie rozgrywki, Brandt na pewno zapisał się w pamięci większości "świeżych" kibiców Bundesligi.
Schalke zaczęło nieźle, ale im głębiej w las, tym dla piłkarzy z Gelsenkirchen robiło się ciemniej i straszniej. Im dłużej ten mecz trwał, goście coraz bardziej sprawiali wrażenie turystów biegających po obcym terenie bez mapy w ręku. Z kolei Borussia dawała prawdziwy koncert.
ZOBACZ WIDEO: Polski trener mówi o powrotach piłkarzy, którzy przeszli COVID-19. "Bez maksymalnych obciążeń nawet przez 6 tygodni"
Doskonale zarówno z lewej, jak i prawej strony spisywali się Hakimi oraz Guerreiro. Potężnym apetytem do gry wykazywał się Thorgan Hazard, być może podrażniony tym, że pierwotnie miał usiąść na ławie, ale mający w sobotę zaliczyć debiut siedemnastoletni Giovanni Reyna złapał uraz podczas rozgrzewki i wypadł ze składu. Gole tej soboty strzelali Haaland, Guerreiro (dwa, w tym drugi szczególnie piękny, po znakomitym, prostopadłym podaniu) oraz Hazard.
Przez cały mecz na boisku przebywał były reprezentant Polski, Łukasz Piszczek. Polak rozegrał solidne zawody. Przy pierwszym golu dla BVB dał otwierające podanie, dzięki któremu udało się wyjść gospodarzom spod pressingu i przedostać pod bramkę rywala. Piszczek kolejny już raz udowodnił w tym sezonie, że to jeszcze nie czas na kończenie kariery. Tym bardziej że wyprowadził drużynę na boisko jako kapitan.
Mecz rozgrywany był przy ostrym rygorze sanitarnym. Dezynfekowane piłki, ograniczona liczba chłopców do ich podawania, odstępy między siedzącymi na trybunie piłkarzami rezerwowymi, maseczki, zakaz wspólnego cieszenia się po golach. Ledwie trochę ponad 300 osób na stadionie, niezbędnych do rozegrania meczu. A przed meczem izolacja, testy... Takiej piłki nie znaliśmy, ale jeśli takie obostrzenia sprawiają, że sport może wrócić na salony, trzeba z tym żyć.
Kolejny mecz Borussia Dortmund rozegra w 23 maja, na wyjeździe zmierzy się z VfL Wolfsburg. Z kolei trzy dni później, we wtorek 26 maja, zagra w Dortmundzie w wielkim hicie Bundesligi z Bayernem Monachium. Schalke w następnej kolejce podejmie u siebie piłkarzy FC Augsburg.
Borussia Dortmund - Schalke 04 Gelsenkirchen 4:0 (2:0)
1:0 - Erling Haaland (29')
2:0 - Raphael Guerreiro (45')
3:0 - Thorgan Hazard (48')
4:0 - Raphael Guerreiro (63')
BVB: Buerki - Piszczek, Hummels, Akanji - Hakimi, Dahoud (87' Goetze), Delaney (68' Balerdi), Guerreiro (87' Schmelzer) - Hazard (79' Sancho), Haaland, Brandt.
Schalke: Schubert - Tobido (46' Burgstaller), Sane, Nastasić - Kenny (87' Becker), Serdar (73' Schoepf), McKennie, Oczipka - Caligiuri (76' Miranda), Harit - Raman (46' Matondo).
Żółte kartki: Delaney, Piszczek - Sane.
Sędzia: Deniz Aytekin.