Latem zeszłego roku Real Madryt zapłacił za niego Eintrachtowi Frankfurt aż 70 mln euro, ale na Bernabeu Luka Jović na razie rozczarowuje. W 22 występach zdobył tylko dwie bramki. Odkąd trafił do Madrytu, narzekania na niego nie mają końca. Rozczarowuje formą strzelecką, a do tego okazało się, że ma niezwykły talent do pakowania się w kłopoty.
Niedawno gruchnęła wieść, że nabawił się poważnej kontuzji. Najpierw sugerowano, że incydent miał miejsce w Madrycie podczas indywidualnego treningu. Szybko jednak wyszło na jaw, że Jović złamał kość stopy w rodzinnym Belgradzie i to nie w czasie pracy nad formą. Jak podały serbskie media, piłkarz ucierpiał po... upadku z tarasu. "Ledwo przeżył. Nie wiem, jak wam to wytłumaczyć i sam nie wiem do końca, jak to zrobił" - powiedziała "Kurirowi" osoba z najbliższego otoczenia piłkarza.
Reprymenda od głowy państwa
A przecież Jović dopiero co nagrabił sobie w inny sposób. Ledwie kilka tygodni wcześniej było o nim głośno, gdy okazało się, że łamiąc wszelkie reguły w dobie pandemii, jak gdyby nigdy nic poleciał z Madrytu do Belgradu, a tam wziął udział w imprezie. Uparł się, bo jego narzeczona obchodziła urodziny. Więcej TUTAJ.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsięwsporcie: co za przyjęcie piłki przez młodego Ukraińca! Nagranie podbija internet
Piłkarzowi groziły konsekwencje prawne, ale skończyło się na wzburzonej reakcji mediów i kibiców. Romantycznego zrywu Jovicia nie doceniły też najważniejsze osoby w państwie. Premier Ana Brnabić udzieliła mu reprymendy, a Aleksandar Vucić publicznie ostrzegł: - Jeśli zrobi to jeszcze raz, zostanie aresztowany. Nie będzie żadnej ulgi tylko dlatego, że jest znanym piłkarzem.
Czy Luka Jović zawsze lubił pakować się w kłopoty czy ma po prostu wielkiego pecha? Nikt w Polsce nie wie tego lepiej od Vukana Savicevicia, piłkarza Wisły Kraków, który przed laty występował z napastnikiem Realu w Crvenej Zveździe Belgrad. - On nie jest wcale problemowym gościem. W Crvenej Zveździe nigdy nie zachowywał się nieodpowiedzialnie - zapewnia nas Czarnogórzec.
Dobry wujek Savo
Bez wątpienia jednak Jović zawsze był uparty. Urodzony w Bośni chłopak od dziecka kibicował Czerwonej Gwieździe, więc rozpoczęcie w tym klubie treningów było dla niego spełnieniem marzeń. Kiedy jednak jego ojciec pokłócił się z trenerem, na pewien czas mały Luka został przeniesiony do akademii odwiecznego rywala - Partizana. Tak zaczęła się batalia o młody talent.
Partizan oferował nawet rodzinie pieniądze za pozostanie Jovicia w ich klubie. Dopiero słynny Savo Milosević, 102-krotny reprezentant Serbii, obecnie trener Partizana, rozwiązał ten spór. Milosević, prywatnie krewny Jovicia, od zawsze pilotował jego karierę. I choć jest legendą Partizana, powiedział do małego Luki: "Ty decyduj, gdzie wolisz grać". Dzieciak ze łzami w oczach oświadczył, że chce wracać do Zvezdy. I tak się stało.
Luka wraz z ojcem Milanem byli gotowi na poświęcenia. Kiedy Jović miał grać dwa mecze dzień po dniu, to - nie mając pieniędzy na noclegi - spali w aucie pod stadionem. Jović senior wspominał po latach, że tylko raz na jakiś czas włączał silnik, żeby synowi nie było za zimno w czasie snu. Za wyrzeczenia spotkała ich nagroda. Jović zadebiutował w pierwszej drużynie Zvezdy już jako 16-latek.
Czas dojrzeć
Choć Vukan Savicević broni kolegi, to w Belgradzie nie kryją, że Luka nie był idealny pod względem zachowania. Dyrektor generalny belgradzkiego klubu Zvezdan Terzić przyznał kiedyś, że młody Jović miał problem z utrzymaniem sportowej sylwetki, a zarządzona przez fachowców dieta - nie wiedzieć czemu - nie dawała rezultatów. Aż okazało się, że pod łóżkiem młodego napastnika w internacie znaleziono wielką stertę papierków po czekoladkach.
Teraz Jović nie jest już jednak nastolatkiem, na którego talent wszyscy chuchają i dmuchają. A Real to nie macierzysta Zvezda, tylko jeden z najbogatszych klubów świata, który nie będzie czekał, aż Jović dojrzeje. Gdyby jeszcze problemy wychowawcze były jedynym kłopotem 22-latka, sprawy podejrzanych okoliczności odniesienia urazu i złamania zasad kwarantanny pewnie rozeszłyby się po kościach.
Największym problemem Serba jest jednak nie to, że ma pstro w głowie, tylko fakt, że strzela za mało goli. Jeżeli latem Jović pożegna się z Madrytem, to przede wszystkim dlatego, że dwa gole na sezon to za mało, by przekonać do siebie taką potęgę, jak Królewscy.