Bawarczycy są na wyciągnięcie ręki od ósmego tytułu z rzędu, choć czekają ich jeszcze spotkania m.in. z Bayerem Leverkusen i Borussią Moenchengladbach. Ciężko jednak oczekiwać sensacji, skoro we wtorek bezsilna i bezzębna okazała się wobec nich druga siła Bundesligi.
Ta Borussia, która wygrała 9 z 10 poprzednich spotkań, a po wznowieniu sezonu jej bilans bramkowy wynosił 6:0. Która zachwycała mieszanką doświadczenia (Mats Hummels i Łukasz Piszczek - akurat we wtorek najlepsi w drużynie) i młodości, do której należy przyszłość futbolu, jak Jadon Sancho (16 asyst i 14 goli w sezonie), Erling Haaland czy Julian Brandt.
Bayern betonuje swoją dominację w Bundeslidze, dominację, jaka nie stała się udziałem nawet legendarnej drużyny z lat 70. z Franzem Beckenbauerem, Seppem Maierem, Uli Hoenessem, Paulem Breitnerem, Hansem-Georgiem Schwarzenbeckiem i Gerdem Muellerem, którego rekordu raczej już nie pobije Robert Lewandowski. Nawet tamten Bayern, pełen mistrzów świata z 1974 roku, zdołał wygrać tylko trzy razy z rzędu. W końcu zdetronizowała go Borussia Moenchengadbach Juppa Heynckesa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Beckham wciąż ma to coś. Nie dał szans synowi w popularnej grze
Dzisiejszy Bayern w kolejnym sezonie rywala do tytułu nie ma. I ciężko mieć o to pretensje do Borussii Dortmund, choć obiecywaliśmy sobie po niej znacznie więcej. To nie jej wina, że znów nie sprostała bawarskiej machinie. W ubiegłym roku prowadziła w tabeli nawet przez 18 kolejek, by na koniec przegrać z arcyrywalami dwoma punktami. W 2016 roku pod wodzą Thomasa Tuchela zdobyła aż 78 punktów, co normalnie dałoby jej tytuł (właśnie tyle zdobył przed rokiem Bayern), ale drużyna prowadzona wówczas przez Pepa Guardiolę zdobyła aż o 10 więcej. Kto wie czy ta dzisiejsza za chwilę nie pobije rekordu Bundesligi 101 goli w sezonie?
Wydaje się, że nie ma słabych punktów. Każdy z zawodników zyskał na przyjściu trenera Hansiego Flicka. Albo rozwinął się jak Leon Goretzka (i nie mówimy tylko o tężyźnie fizycznej), 19-letni Alphonso Davies, który wyrasta na czołowego lewego obrońcę świata (we wtorek wykonał ponad 40 sprintów, najszybciej biegnąć z prędkością 35,5 km/h!). Czy Joshua Kimmich, który staje się liderem, powoli biorąc na siebie coraz więcej odpowiedzialności, pozostając przy tym największym pracusiem (we wtorek ustanowił rekord Bundesligi, pokonując w czasie spotkania dystans 13,73 km).
Inni odzyskują dawny blask i formę jak Thomas Mueller, lider asyst w Bundeslidze, David Alaba czy wypychany już z klubu Boateng. Robert Lewandowski, twardo kryty we wtorek przez Piszczka i Hummelsa, gola nie zdobył, ale u Flicka i tak ma udział przy aż 36 procentach bramek, samemu zdobywając jedną co 63 minuty (21 bramek i 5 asyst w 20 meczach)
A przecież Bayern za chwilę będzie jeszcze mocniejszy. Do Serge'a Gnabry'ego dołączy na przeciwległym skrzydle kolega z reprezentacji Niemiec, Leroy Sane oraz "największy niemiecki talent od czasu Toniego Krossa", jak o nim mówią, Kai Havertz z Bayeru Leverkusen. Jeśli jeszcze nie tego lata, to najpóźniej następnego.
A Borussia? Lada moment będzie musiała pozwolić odejść 20-letniemu Jadonowi Sanocho. Real Madryt czy Juventus już odliczają dni do uwolnienia klauzuli 75 mln euro za Erlinga Haalanda. Następcy o równie wielkim talencie już są w klubie, jak 17-letni Giovanni Reyna. Ale dzieciakami Bayernu zdetronizować się nie da.
Dlatego możemy współczuć trenerowi Lucienowi Favre, bo choćby stanął na głowie i wymyślił najlepsza taktykę, nie będzie w stanie dorównać Bayernowi jakością na każdej pozycji. Zwłaszcza, że jak donoszą niemieckie media, władze Borussii już są w kontakcie z Niko Kovacem. Zapowiada się, że w nowym sezonie wyzwanie Bawarczykom rzuci nowy trener, z nowymi gwiazdkami...