Problemy na budowie stadionu Radomiaka Radom. Jedna trybuna do rozbiórki

Bundesliga. Tomasz Hajto może stracić rekord. Klaus Gjasula z piętnastą żółtą kartką

Budowa nowego stadionu Radomiaka Radom znów zostanie opóźniona, a do tego o ponad dwa miliony złotych wzrośnie koszt inwestycji. Stadion miał być dumą Radomia, a prace budowlane trwają od 2016 roku i nie wiadomo kiedy się zakończą. Wszystko przez błędy podczas wykonywania prac. Jedna z trybun będzie musiała zostać rozebrana.

- Trybunę trzeba zdemontować, bo poprzedni wykonawca dokonał takiej fuszerki, że nikt rozsądny nie dopuściłby jej do użytkowania. Fuszerki dokonali też najprawdopodobniej inspektorzy nadzoru budowlanego, którzy na to pozwolili i dlatego w tej sprawie zostało złożone zawiadomienie. Jestem spokojny, ta trybuna zostanie poprawiona i będzie służyła kibicom Radomiaka - powiedział w rozmowie z radiem RDC Mateusz Tyczyński, dyrektor kancelarii prezydenta Radomia.

To duży problem dla Radomiaka Radom. Klub obecnie swoje mecze rozgrywa na stadionie MOSiR. Opóźnienie może skutkować brakiem licencji dla klubu na występy w przyszłym sezonie w Fortuna I lidze.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: techniczny popis Grosickiego. Boniek skomentował to w swoim stylu

Sprawa została zgłoszona do prokuratury. Trybuna jest źle wybudowana, popełniono błędy, które mogą skutkować jej zawaleniem. Do tego niezbędne jest wzmocnienie gruntu pod nią. Konieczne będzie odwodnienie terenu i budowa specjalnego muru oporowego, którego wcześniej nie było w projekcie.

To kolejne problemy przy budowie stadionu. Rok temu miasto zerwało umowę z poprzednimi wykonawcami - Rosa-Budzie i Maxto - z powodu nieterminowości. Budowa Radomskiego Centrum Sportu - oprócz stadionu powstaje też hala sportowo-widowiskowa - kosztowała już 92 miliony złotych. Umowa z nowym wykonawcą - firmą Betonox - opiewa na kolejne 82 miliony zł.

Czytaj także:
PKO Ekstraklasa. Ośrodek Legii Warszawa w Książenicach to skok do świata lepszego futbolu
PKO Ekstraklasa. PZPN i rząd chcą kibiców na trybunach. Dr Paweł Grzesiowski: W moim przekonaniu to niemożliwe