PKO Ekstraklasa. Śląsk Wrocław - Raków Częstochowa. Mecz, który... już prawie się odbył

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Sebastian Musiolik (z lewej) i Erik Exposito (z prawej)
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Sebastian Musiolik (z lewej) i Erik Exposito (z prawej)

13 marca to dzień, w którym polska piłka nożna zatrzymała się na jedenaście tygodni. Drużyna Rakowa Częstochowa była już we Wrocławiu i miała zagrać ze Śląskiem. Na kilka godzin przed spotkaniem zapadła decyzja o zawieszeniu rozgrywek.

To nie miał być pierwszy z meczów 27. kolejki PKO Ekstraklasy. Ta miała zostać zainaugurowana w Łodzi spotkaniem ŁKS-u z Górnikiem Zabrze o 18:00, lecz już dzień wcześniej ekipa ze Śląska zdecydowała, że w trosce o własne zdrowie na to wydarzenie się nie wybierze.

Z kolei Raków Częstochowa, który dwie i pół godziny później miał zmierzyć się ze Śląskiem Wrocław, wyruszył 12 marca w podróż na Dolny Śląsk. PZPN tego dnia podjął decyzję, że mecze zostaną rozegrane, ale nie pojawią się na nich kibice. Wieczorem tego samego dnia ukazał się list Jakuba Błaszczykowskiego, w którym reprezentant Polski apelował o przerwanie rozgrywek.

Wtedy publicznie, na łamach "Przeglądu Sportowego" głos zabrał trener Czerwono-Niebieskich Marek Papszun, który zapytał: "co się zmieniło w stosunku do czwartku, kiedy PZPN i Ekstraklasa SA podejmowały decyzję, że gramy? Nie możemy żyć pod wpływem wpisów jednej osoby, nawet tak znanej jak Jakub Błaszczykowski".

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy mecze piłkarskie są bezpieczne? Specjalista nie ma wątpliwości. "Duńskie badania to potwierdzają"

Ta wypowiedź wywołała niemałą burzę w środowisku oraz mediach. Szkoleniowiec kilkadziesiąt dni później w programie "Stan Futbolu" wytłumaczył, o co dokładnie mu chodziło.

- My w tych grupach czy drużynach już i tak przebywaliśmy. My byliśmy we Wrocławiu. Inne drużyny jechały na mecze, były zawracane, więc trenowały razem tego dnia i następnego, czyli wtedy, gdy mecze miały się odbywać. Według mnie zagrożenie jest minimalne, jeśli wyjdzie na boisku 22 zawodników i kilku sędziów, bo tylko oni się mieszają ze sobą. Oczywiście zagrożenie jest, ale dotyczy nas cały czas. My też przyjechaliśmy do studia na nagranie programu i jesteśmy w pewien sposób zagrożeni - powiedział.

Dwa i pół miesiąca później zespoły znów mają się spotkać. Tym razem pod dużo większym reżimem sanitarnym. Ze zwykłego meczu PKO Ekstraklasy starcie Śląska z Rakowem stało się wielką inauguracją całej polskiej ligowej piłki i bez wątpienia przykuje dużo większą uwagę niż pierwotnie.

- Czuję się, jakby to był pierwszy mecz w sezonie. Wiemy, o co gramy. Dla obu drużyn to będzie ważny mecz. Nasz cel jest taki sam jak Rakowa w tej chwili - zapewnić sobie miejsce w ósemce. Oni walczą o to miejsce, my tam jesteśmy. Mamy niedużą stratę do zespołów będących wyżej w tabeli, ale i za nami jest wiele drużyn z podobnym dorobkiem punktowym. Musimy sobie najpierw zapewnić grę w grupie mistrzowskiej - zapowiedział na przedmeczowej konferencji prasowej trener wrocławian Vitezslav Lavicka.

- Musimy dalej być pewnymi siebie i pokazywać to na boisku. Chcemy złapać wiatr w żagle i grać w ten sam sposób, co w trzech ostatnich spotkaniach przed przerwą. Naszym celem nieustannie jest miejsce w górnej połowie tabeli. Futbol bywa nieprzewidywalny, ale w każdym meczu damy z siebie sto procent. Możemy zakończyć grę w czołowej ósemce, piątce, a nawet trójce. O wszystkim zadecydują małe detale - przyznał w rozmowie z oficjalną stroną Rakowa pomocnik Rusłan Babenko.

Pierwszy gwizdek zabrzmi na pustym Stadionie Miejskim we Wrocławiu o godzinie 18:00. Relację na żywo przeprowadzi portal WP SportoweFakty.

Źródło artykułu: