Pewni, spokojni i skuteczni. Takiej drużyny kibice Jagiellonii Białystok nie widzieli od dobrych kilku miesięcy. W wyjazdowym meczu z ŁKS-em Łódź była żelazna defensywa, konsekwencja taktyczna i zabójcze kontrataki. Od pierwszego gwizdka sędziego każdy z piłkarzy wiedział co ma robić i realizował to. W efekcie rywal nie miał wiele do powiedzenia i skończyło się bezproblemowym zwycięstwem 3:0 (2:0).
Na Podlasiu znowu zaświeciło słońce. Jest 7. miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy oraz zapewnione występy w grupie mistrzowskiej. Strata do podium to zaledwie dwa punkty, szczególny sezon ze stuleciem klubu w tle można jeszcze uratować. To niewątpliwie sukces trenera Iwajło Petewa.
Bułgarski szkoleniowiec wydaje się kroczyć drogą wedle powiedzenia, że "prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy". Początkowo można było mieć bowiem wrażenie, że jego zatrudnienie było nieprzemyślane. Szumne zapowiedzi gry o udział w europejskich pucharach boleśnie zweryfikowali ligowi rywale Jagi (m.in. 0:3 z Wisłą Kraków i 0:4 z Legią Warszawa - przyp. WP). Zespół grał chaotycznie, nie miał pomysłu i wyglądał na źle przygotowany fizycznie. Seria kilkuset minut bez gola sprawiała, że wątpliwości tylko rosły. Ale udało się ją przełamać i powoli sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"
Petew potrzebował czasu. Przejął drużynę Jagi w słabej kondycji psychicznej, po paśmie wyników poniżej oczekiwań. Zapewniał jednak, że ma pomysł na poprawę sytuacji. Niemniej tego planu długo nie było widać. Mieszał składem, eksperymentował, o wszystkim wypowiadał się ogólnikowo. Dlatego też nawet przełamanie i pierwsze wygrane nie przekonały wiele osób. Poprawę rezultatów tłumaczono szczęściem.
Oczywiście fart często jest przy trenerze Jagiellonii. Zwycięstwo ze Śląskiem Wrocław po bardzo kontrowersyjnym rzucie karnym, rykoszet po uderzeniu Jakova Puljicia z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry na wagę remisu z Wisłą Płock czy gol samobójczy Arkadiusza Malarza w wyniku odbicia się piłki od jego pleców to tylko niektóre przykłady. Niemniej to nic złego, ostatecznie liczą się przecież punkty. Poza tym poprzednikowi Ireneuszowi Mamrotowi los też często sprzyjał na początku pracy w Białymstoku (m.in. zwycięstwo po rzucie karnym w ostatniej minucie meczu z Górnikiem Zabrze czy wygrana z Koroną Kielce po trafieniu samobójczym rywala w samej końcówce).
W ostatnich pięciu spotkaniach Jadze udało się zdobyć 13 punktów, co obok Piasta Gliwice jest najlepszym wynikiem w Ekstraklasie. Taki dorobek nie może być tylko pozytywnym zbiegiem okoliczności. Oczywiście drużynie nadal brakuje stabilizacji kadrowej, ale w samej grze przeciwko ŁKS-owi nie było się do czego przyczepić. Petew pokazał, że potrafi opracować plan na konkretnego rywala i wykorzystać jego braki.
Petew ma przed sobą jeszcze sporo pracy, by Jagiellonia nawiązała do gry z najlepszych czasów. Pierwsze pozytywy jego pracy już jednak widać: poukładał defensywę (trójkąt Ivan Runje, Bogdan Tiru - Taras Romanczuk), stopniowo wprowadza młodych (m.in. znalazł pomysł na Przemysłąwa Mystkowskiego). Czy będą kolejne? Czas pokaże... Niemniej na pewno może jeszcze sprawić, iż kibice Jagi skończą "sezon stulecia" zadowoleni.