Bundesliga. Artur Wichniarek o kulisach transferu Rafała Gikiewicza: W Unionie nie każdemu podobało się jego zachowanie

Newspix / EXPA/ Eibner-Pressefoto/ Andreas Gora / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz
Newspix / EXPA/ Eibner-Pressefoto/ Andreas Gora / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz

- W Augsburgu chcieli Rafała takim, jakim jest. Widzą w nim lidera szatni. W Unionie Berlin nie wszystkim podobało się jego zachowanie poza boiskiem - tłumaczy Artur Wichniarek, który przeprowadził transfer Rafała Gikiewicza do Augsburga.

Polski bramkarz podpisał z nowym klubem trzyletni kontrakt i wyjechał na urlop. FC Augsburg to zespół, który występuje w Bundeslidze od dziesięciu sezonów z rzędu (licząc z przyszłym). W niedawno zakończonych rozgrywkach miał problem z bramkarzem. Tomas Koubek nie spełnił oczekiwań. Reprezentant Czech zawalił drużynie kilka spotkań przez co klub do końca walczył o uniknięcie spadku. Ostatecznie zajął 15. miejsce - ostatnie bezpieczne.

- Pierwszy kontakt z dyrektorem sportowym miałem już w marcu - opowiada nam Artur Wichniarek. - Dzięki temu, że znamy się ze Stefanem Reuterem mogliśmy podjąć negocjacje, mimo pandemii koronawirusa. Rozmawialiśmy przez skype'a, od samego początku Augsburg był zdecydowany - mówi były napastnik.

- To była bardzo dobra oferta pod każdym względem. Sportowym, rozwoju. Rafał podpisał trzyletni kontrakt, ale będzie miał możliwość przedłużenia umowy, lub nawet pracy w klubie w późniejszym okresie jako trener bramkarzy. Pamiętajmy, że jest po trzydziestce (ma 32 lata - red.), musi myśleć o przyszłości - kontynuuje Wichniarek.

Charakter problemem 

W Augsburgu chcą Gikiewicza pewnego w bramce, ale też mającego swoje zdanie poza boiskiem. To w Unionie Berlin nie zawsze się podobało. Polak imponował kibicom i niemieckim dziennikarzom różnymi akcjami. Powstrzymaniem fanów własnej drużyny przed wywołaniem awantur w derbach Berlina, wspieraniem szpitala podczas pandemii. Gikiewicz jako pierwszy piłkarz w Bundeslidze publicznie zrzekł się też części zarobków w dobie szalejącego koronawirusa. To robiło wrażenie, zawodnik zebrał wiele plusów. Ale gdy miał ochotę, to swoje zdanie potrafił wyrazić w mocniejszych słowach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Lewandowskiego na treningu Bayernu!

- Szatnia Unionu była za nim w stu procentach. Prostolinijny sposób bycia Rafała nie do końca akceptował jednak dyrektor sportowy. Rafał jest bezpośredni w przekazie, nie trzyma języka za zębami. Przypomina mi mnie z młodych lat. W świecie piłki jest jednak sporo osób, które nie potrafią współpracować z kimś, kto ma coś do powiedzenia - komentuje Wichniarek.

- W Augsburgu chcą właśnie takiego "Gikiego". Lidera, który będzie potrafił rozmawiać w szatni, dyrygować zespołem. Przekonały nas wizje sportowe i pozasportowe - uzupełnia. - To bardzo dobrze zarządzany klub. Miał trochę problemów w ostatnim sezonie, ale głównie z obsadą bramki. Koubka ściągnęli rok wcześniej za 7 milionów euro ze Stade Rennes, ale wobec jego słabej formy szybko zareagowali - mówi Wichniarek.

Koubek zagrał w 24 meczach w Bundeslidze i puścił 51 goli (cztery czyste konta). Po przerwie spowodowanej pandemią był rezerwowym i wrócił do gry na ostatni mecz ligowy z RB Lipsk. Gikiewicz wystąpił w 33 spotkaniach, osiem z nich skończył bez straty bramki, w sumie przepuścił 54 gole.

Inne opcje

Gikiewicz miał też kilka innych możliwości. - Eintracht Frankfurt proponował mu pozycję numer dwa. Pierwszego bramkarza szuka Schalke, ale kazali czekać. HSV Hamburg był zdecydowany, ale my braliśmy ich pod uwagę tylko w przypadku awansu - opowiada Wichniarek.

Bramkarz sam przyznał, że odzywali się do niego przedstawiciele między innymi Fenerbahce, czy klubów greckich, na przykład Panathinaikosu. - Wielkie nazwy, ale są tam problemy z płatnościami. Nie chcieliśmy problemów na samym początku - tłumaczy nasz rozmówca. - Względy rodzinne decydowały. Rafał ma dwójkę dzieci, a region Augsburga jest jednym z lepiej zarządzanych w Niemczech - wymienia argumenty. - Rafał dostał też bardzo dobry kontrakt - dodaje.

Dla Gikiewcza to czwarty klub w Niemczech. Zaczynał w Eintrachcie Brunszwik w 2. Bundeslidze. W SC Freiburg był rezerwowym na poziomie tamtejszej ekstraklasy, natomiast z Unionem Berlin wywalczył historyczny awans do Bundesligi i rozegrał w tych rozgrywkach pełny sezon. W każdej z tych drużyn spędził po dwa lata.

Menadżer Wichniarek

Wichniarek, który po karierze występuje w mediach jako ekspert piłkarski, zaskoczył przeprowadzeniem transferu polskiego bramkarza. - Pracuję sobie w zaciszu. Nie chodzę, nie reklamuję się. Biznesy lubią spokój i ciszę. Jak jest za głośno, to dużo osób próbuje podczepić się pod różne interesy - tłumaczy były napastnik między innymi Arminii Bielefeld czy Herthy Berlin.

Mało brakowało, a kolejny Polak trafiłby do Bundesligi. - Był na przykład temat transferu Damiana Kądziora do Arminii, ale klub nie ma tak dużych finansów, by wykupić Damiana z Dinama Zagrzeb - opowiada Wichniarek. Były piłkarz będzie kontynuował pracę w roli menadżera. - Mam swoją ścieżkę, współpracuje z kilkoma młodymi zawodnikami z polskich klubów. Ale robię to bez rozgłosu, spokojnie, po swojemu - kończy Wichniarek.

Grzegorz Krychowiak: Nie proszę o pomoc

Roman Kosecki: Solidne wyniki Legii i Rafała Trzaskowskiego

Źródło artykułu: