Premier League. Mateusz Klich: Zerwałem łatkę "hobby playera". Bielsa wycisnął ze mnie więcej, niż myślałem, że mogę dać

- Miasto cały czas świętuje, a my dołączymy do tego na grubo od środy, kiedy skończymy sezon. Kibice na to czekają - mówi nam Mateusz Klich, który właśnie awansował z Leeds United do Premier League.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Mateusz Klich po strzeleniu bramki Aston Villi Getty Images / Alex Dodd - CameraSport / Na zdjęciu: Mateusz Klich po strzeleniu bramki Aston Villi
Leeds United czekało na powrót do elity 16 długich lat. W piątek Pawie zapewniły sobie awans nie wychodząc nawet na boisko, ponieważ West Bromwich Albion Kamila Grosickiego niespodziewanie przegrał z Huddersfield Town. - Nie przygotowywaliśmy się na to specjalnie, ale jak West Brom przegrał, to mogliśmy odpiąć wrotki - puszcza oko Mateusz Klich.

Reprezentant Polski jest kluczowym zawodnikiem świeżo upieczonego beniaminka Premier League i pupilem kibiców trzykrotnego mistrza Anglii. Od dwóch lat nie opuścił żadnego spotkania w jednej z najtrudniejszych lig świata. Zagrał od pierwszej minuty w 90 (!) ostatnich ligowych meczach Leeds United, strzelił w nich 16 goli, a przy 13 asystował.

W rozmowie z WP SportoweFakty mówi o spontanicznym świętowaniu awansu, splądrowaniu barku właściciela klubu Andrei Radrizzaniego, spełnieniu marzenia, którym była gra w Premier League i o tym, jak z piłkarza pogardliwie nazywanego "hobby playerem" stał się ulubieńcem Marcelo Bielsy - jednego z najbardziej wymagających trenerów na świecie, na ranczo którego w szukaniu inspiracji pielgrzymował sam Pep Guardiola.

Maciej Kmita, WP SportoweFakty: Noc z piątku na sobotę była długa?

Mateusz Klich, piłkarz Leeds United: Długa, szybka i niespodziewana. Wiadomo, oglądaliśmy z chłopakami mecz, ale różnie się mogło potoczyć. Spodziewaliśmy się, że West Brom raczej wygra. Przegrał, my awansowaliśmy, a... reszta jest historią.

Na filmach widać lejący się szampan, więc w pewnym stopniu byliście przygotowani na świętowanie.

Chcieliśmy obejrzeć mecz razem jako drużyna i klub wyszedł z inicjatywą, żebyśmy to zrobili na stadionie w loży właściciela klubu. A tam zawsze jest wszystko, co potrzebne do zabawy: różne alkohole i cała infrastruktura. Nie przygotowywaliśmy się na to specjalnie, ale jak West Brom przegrał, to mogliśmy odpiąć wrotki.

To była noc nie do zapomnienia czy wręcz przeciwnie?

Pamiętam wszystko, pamiętam. Musiałem wracać do domu, bo musiałem wyprowadzić psa.

Widziałem, że szybko dołączyli do was kibice.

Zaczęli gromadzić się po meczu. Nie wrzucaliśmy nic na nasze media społecznościowe, żeby nie prowokować ich do przyjścia pod stadion. Do końca meczu nikt nie wiedział, że tam jesteśmy. Potem procenty zaczęły robić swoje, lejce wszystkim puściły i wszystko wrzucaliśmy do sieci, ale ze względów bezpieczeństwa nie mieliśmy kontaktu z kibicami - świętowaliśmy wspólnie przez ogrodzenia.
Kibice Leeds United pod Elland Road. W tle, na stadionie, drużyna Mateusza Klicha / fot. Mateusz Klich Kibice Leeds United pod Elland Road. W tle, na stadionie, drużyna Mateusza Klicha / fot. Mateusz Klich
Czy przez to, że nie mogliście w pełni cieszyć się z kibicami, ten awans smakuje nieco gorzej?

Niby nie była to taka normalna feta, ale w piątek pod stadionem było mnóstwo kibiców. W sobotę też przyszło ich wielu i wyjeżdżając na mecz, musieliśmy się wymykać boczną bramą. Zresztą na razie to było takie spontaniczne świętowanie. Miasto cały czas świętuje, a my dołączymy do tego na grubo od środy, kiedy skończymy sezon. Kibice na to czekają.

Czy lubiący żelazną dyscyplinę trener Bielsa pozwolił wam na świętowanie dzień przed meczem?

Szczerze, to nawet nikt nie pytał trenera o pozwolenia. W takich okolicznościach to nawet nie ma o czym mówić. Zresztą, był z nami, bawił się z nami. Ale w sobotę, zamiast o 9, trening mieliśmy o 11, więc trochę przymknął oko.



Kiedy dotarło do pana, że to już - już pan jest w Premier League?

Jeszcze w niej nie zagrałem. Czekam na następny sezon. Dopiero jak zagram w Premier League, to będę się czuł zawodnikiem Premier League. W Bundeslidze też byłem, prawda?

I odbił się pan od Bundesligi, a teraz wygrał pan Championship i zagra pan w Premier League. Mało kto się spodziewał.

To będzie fajna klamra, że w Niemczech sobie nie poradziłem, a teraz będę w Premier League. Dlatego ten awans ma dla mnie wyjątkowy smak. Premier League to najlepsza liga na świecie i każdy chciałby w niej zagrać.

A kiedy zaczął pan wierzyć, że to faktycznie może się wydarzyć?

W tamtym sezonie byliśmy naprawdę blisko i teraz każdy z nas chciał dokończyć zadanie. Awansowaliśmy praktycznie w takim samym składzie, w jakim graliśmy rok temu. To był nasz cel, ale Championship jest nieprzewidywalna. Tu w tydzień możesz stracić dziewięć punktów i zlecieć kilka miejsc w tabeli. Mieliśmy różne fazy w tym sezonie. Świetnie zaczęliśmy, później wpadliśmy w dołek, a gdy byliśmy znów w mega formie, to wybuchła pandemia i musieliśmy czekać trzy miesiące na mecz. Niby byliśmy cały czas w TOP3, mieliśmy przewagę, ale w tamtym sezonie też było tak dobrze, a niefajnie się skończyło. Tak naprawdę uwierzyłem dopiero w piątek, kiedy Huddersfield wygrał z West Brom.

Spowodowana pandemią przerwa wam pomogła? Po restarcie sezonu wygraliście 5 z 7 spotkań, jedno zremisowaliście i jedno przegraliście.

Brentfordowi przerwa zrobiła chyba jeszcze lepiej, bo wygrał sześć razy z rzędu, ale było wiadomo, że podczas lockdownu nikt nie będzie trenował tak ciężko jak my i będziemy fizycznie wyglądać lepiej od innych drużyn. Wiedzieliśmy, że będziemy mocni i to się potwierdziło.

Słynne są przemowy Marcelo Bielsy. Co przygotował z okazji awansu?

W piątek mówił niewiele, bo to nie był czas na rozmowy. W sobotę mieliśmy odprawę, pogratulował nam i powiedział, że to duże osiągnięcie, ale dodał, że musimy poprzeczkę zawiesić wyżej. Nowy sezon to nowa przygoda. Ma rację, bo awansować do Premier League to jedno, a drugie to utrzymać się w niej.

Czy obawia się pan, czy po awansie nadal będzie pan tak ważną postacią zespołu? Z jednej strony niedawno przedłużył pan kontrakt, ale z drugiej klub po awansie może ruszyć na zakupy.

Jeśli mam być szczery, to nie, nie obawiam się. Zdaję sobie sprawę z tego, że będą transfery do klubu, ale ja i my wszyscy będziemy mieli tę przewagę nad tymi, którzy przyjdą, że wiemy już, jak trener Bielsa chce grać, czego oczekuje od piłkarzy. Nam jest łatwiej to wykonywać. A zawodnicy, którzy do nas przychodzą, różnie sobie z tym radzą. Nie jest tak łatwo wejść do drużyny trenera Bielsy.

Pan przeszedł pod jego skrzydłami metamorfozę. Co sprawiło, że trener Bielsa wydobył z pana pełnię potencjału piłkarskiego i fizycznego?

Bardzo dużo mu zawdzięczam. Na pewno dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Trener Bielsa kocha piłkę nożną. Dla niego piłka nożna to jest piękny sport, w którym się atakuje i kreuje, a nie broni i przeszkadza. Mamy identyczne spojrzenie na piłkę. Jego podejście do piłkarzy jest unikalne - z nikim takim dotąd nie pracowałem. Trener Bielsa wyciska z zawodników maksa albo więcej. Ze mnie wycisnął więcej, niż myślałem, że mogę zaoferować. Żałuję, że spotkałem go tak późno. Jest wymagający i bardzo szczery, a ja lubię mieć trenera, który cały czas ode mnie czegoś wymaga i nie pozwala się zachłysnąć. U trenera nie ma pochwał - raczej są rzeczy, które można zrobić lepiej. Mi to odpowiada.

Na początku waszej wspólnej pracy powiedział publicznie, że pomylił się w pana ocenie.

Pamiętam, jak przyszedł do mnie jeden z asystentów i przekazał mi, że trener Bielsa powiedział, że będę grał na środku obrony, bo wtedy będziemy mogli dobrze rozgrywać piłkę od tyłu. Mi też wtedy powiedział, że się pomylił i cieszył się, że wyprowadziłem go z błędu. To było budujące. Innym razem spojrzał na moje CV i powiedział, że potrafię więcej i zasługuję na więcej niż kluby i ligi, w których grałem. To dało mi kopa.

Wyświetl ten post na Instagramie.

LEEDS IS BACK#MOT

Post udostępniony przez Mateusz Klich (@cli5hy)

Stał się pan ulubieńcem Bielsy, który jest jednym z najbardziej wymagających trenerów na świecie, a jeszcze niedawno miał pan łatkę "hobby playera". Coś mi tu nie pasuje…

Dużo rzeczy przyszło mi z wiekiem, doświadczeniem. Zmieniłem się jako piłkarz i jako człowiek. Poza tym, kiedy grałem w Holandii, to ludzie tak naprawdę nie wiedzieli, jak gram, bo mecze Eredivisie nie były powszechnie dostępne w Polsce. Też 2. Bundesliga nie była wtedy łatwa do śledzenia. Grałem w takich ligach, które nie docierały do Polski i mało kto wiedział, jak gram. To miało wpływ na to, jak byłem oceniany. Ale myślę, że teraz zerwałem łatki "hobby playera" i "piłkarza do Eredivisie".

Jak pan odbierał to, że nazywano pana "hobby playerem"?

Śmiałem się. Nie przejmowałem się tym.

Jest pan dopiero czwartym Polakiem, który awansował z Championship do Premier League. Dotąd to piekło na ziemi udało się przejść tylko Dariuszowi Kubickiemu w 1996 roku, Arturowi Borucowi w 2015 roku i Marcinowi Wasilewskiemu rok później.

Wyjść z Championship jest bardzo trudno. Wydaje mi się, że taki awans do Premier League smakuje lepiej niż transfer do Premier League. To jest bardzo wymagająca liga, a wygranie jej to duże osiągnięcie. Dla nas wszystkich, bo niewielu jest w drużynie chłopaków, którzy grali w Premier League.

Jaka jest historia flagi "Premier Klich", która zawisła na płocie pana rodzinnego domu w Tarnowie?

Polscy kibice Leeds United zrobili ją, kiedy przyjechali na jeden z meczów. Chcieli ją wnieść na stadion, ale ochrona im nie pozwoliła. Dali mi ją w prezencie i zawiozłem ją do Tarnowa. Rodzice są dumni z awansu i ją wywiesili.

Pana kontrakt z Leeds United jest ważny do 2024 roku. Planuje pan dożywocie na Elland Road?

Na razie nigdzie się nie wybieram. Bardzo dobrze mi w Leeds. Odkąd wyjechałem z Polski, w żadnym klubie nie grałem tak długo. Ale tak daleko nie wybiegam w przyszłość. Na razie moim celem jest utrzymanie w Premier League.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!


Czy Mateusz Klich poradzi sobie w Premier League?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×