Prof. Janusz Filipiak, twórca Comarchu - największej polskiej firmy informatycznej i jeden z najbogatszych Polaków, inwestuje w Cracovię od lipca 2002 roku. Przez 18 lat włożył w rozwój klubu ponad 100 mln zł, ale dotąd największymi sportowymi sukcesami jego rządów były awanse do Ekstraklasy w 2004 i 2013 roku, ale tym pierwszym, zbrukanym korupcją, przy Kałuży 1 już się chwalić nie będą. Więcej TUTAJ.
W tym roku Filipiak doczekał się pierwszego trofeum - w finale Pucharu Polski Pasy pokonały Lechię Gdańsk (3:2) i wygrały te rozgrywki po raz pierwszy w historii. W rozmowie z WP SportoweFakty właściciel klubu zapewnia, że zdobycie pucharu to etap budowy silnego klubu i rzuca wyzwanie Legii Warszawa. Tak jak z Comarchu uczynił rozpoznawalną na świecie markę, tak z Cracovią chce zaistnieć w Europie.
Maciej Kmita, WP SportoweFakty: Co pan poczuł, kiedy Mateusz Wdowiak strzelił gola na wagę zdobycia Pucharu Polski?
Janusz Filipiak, właściciel i prezes Cracovii: Ogromną radość i dużą satysfakcję. Przy czym ja jestem taki, że po porażkach się nie dołuję, a po zwycięstwach staram się twardo stąpać po ziemi. Dla Cracovii i dla mnie osobiście, zdobycie Pucharu Polski to kolejny etap budowania dobrego, europejskiego klubu. Dla Cracovii wzorem jest PSV Eindhoven. Jeśli ktoś nie wie, to rozszerzenie skrótu to Philips Sport Vereniging.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarz Legii Warszawa zrezygnował z urlopu. Już trenuje do nowego sezonu
No tak, Philips - Filipiak...
Proszę się nie śmiać. Zbieżność nazwy koncernu i nazwiska jest przypadkowa. PSV, to mówiąc wprost, klub zakładowy Philipsa, który jest potężnym koncernem. To, w jaki sposób Philips dba o budowę pozycji klubu, troszczy się o jego finanse i jakie miejsce klub zajmuje w jego strukturze, jest dla mnie wzorem. Tych wzorów mamy więcej, w zależności od dziedziny, ale w kwestii prowadzenia klubu, patrzymy na PSV. Tak jak PSV jest ważny dla Philipsa, tak Cracovia jest ważnym elementem grupy Comarch. Może nie pod względem przychodów, ale medialnie i emocjonalnie tak.
Przyznał pan, że czuł pan w Lublinie dużą satysfakcję. Chodzi o zaufanie, którym obdarzył pan Michała Probierza? Dwukrotnie wytrzymał pan ciśnienie i nie zwolnił trenera, choć zespół wpadał w głębokie kryzysy.
Jestem prezesem Cracovii 16 lat. W tym czasie pracowało w Cracovii wielu trenerów, a pracę trenera Probierza obserwowałem od środka i zatrzymanie go w trudniejszym czasie nie było aktem naiwności czy bezradności. Widziałem, jak pracuje, jak jest zaangażowany w pracę. On się wtedy bardziej męczył niż ja. Patrząc na jego warsztat i poświęcenie pracy, nie mogłem postąpić inaczej. To nie była naiwna wiara, tylko uznanie dla jego pracy.
Zdobycie Pucharu Polski wytrąci kibicom z rąk argument, że Cracovia Filipiaka nie jest nastawiona na sukces. Jeszcze półtora roku temu zarzucali panu, że dla pana liczy się tylko wynik finansowy spółki.
Zdobyciem Pucharu Polski potwierdzamy słuszność obranej strategii. Ale to nie jest nasza stacja końcowa - to punkt wyjścia do dalszego rozwoju klubu. A kibice mają swoje prawa. Piłką nożną rządzą emocje. Pragnę wyraźnie podkreślić, że dziękuję kibicom za wsparcie w finale Pucharu Polski. Kibicowali nam wzorowo, cały czas byli z drużyną i ją wspierali, a przecież dwukrotnie musieliśmy odrabiać straty. Bardzo im dziękuję.
Skoro Puchar Polski to dopiero początek, to celem na nowy sezon jest mistrzostwo Polski?
Tak. Trener Probierz bardzo tego chce i też jestem zdania, że takie cele trzeba stawiać. Ale ja jestem cierpliwy i dla mnie będzie OK, jeśli przebijemy się na podium i zadomowimy się na nim. Rok po roku, krok po kroku... Chcemy regularnie awansować do europejskich pucharów i zbierać doświadczenie. Teraz zagramy w pucharach po raz drugi z rzędu, więc to się dzieje. Realizujemy ten plan. A długofalowo: tak, chcemy zdobywać mistrzostwa Polski. Niektórzy się z tego śmieją, szydzą wręcz, ale moim celem jest, by Cracovia na poważnie zaistniała w Europie i do tego dążymy.
Podium mogło być już w tym sezonie.
Ale w końcówce sezonu, gdy nie mieliśmy już szans na mistrzostwo, skupiliśmy się na pucharze. Rozmawialiśmy z trenerem, o co walczymy i wybraliśmy Puchar Polski. Trener nawet pytał, czy mamy grać o puchar kosztem ligi i powiedziałem mu, że poświęcamy ligę. Chodziło nam o awans do europejskich pucharów, bo gdy do finału awansowała Lechia, czwarte miejsce nie dawało już przepustki do Ligi Europy. A jak wspomniałem, na grze w Europie najbardziej nam zależy.
Ważnym etapem rozwoju klubu jest przeprowadzka do centrum treningowego w Rącznej. Kiedy baza zostanie otwarta?
Dziś terminem zakończenia budowy jest 20 września, ale to się może przesunąć o miesiąc. Przy czym przyroda rządzi swoimi prawami, trawa na boiskach musi przyjąć. W tym roku na boiskach w Rącznej trenować jeszcze nie będziemy. A jeśli tak, to na sztucznej nawierzchni. Budynki zostaną we wrześniu, październiku - to realny termin.
Cracovia przed nowym sezonem pozyskała Marcosa Alvareza i Michała Gardawskiego. To koniec wzmocnień czy dopiero początek?
Będę szczery: ja chcę, żeby to był dopiero początek. Potrzebujemy stopera lub dwóch, bo David Jablonsky jest zagrożony dyskwalifikacją i musimy to brać pod uwagę. Potrzebujemy też skrzydłowych. Nasi zawodnicy mają ważne kontrakty, ale i tak musimy ich "obronić" - to będzie ciężka praca przez co najmniej miesiąc.
W finale Pucharu Polski ze świetnej strony pokazał się Kamil Pestka, ale zewsząd słychać, że to było jego piękne pożegnanie z Cracovią.
Nie mamy dla Kamila żadnej konkretnej, sformalizowanej oferty. Będziemy z nim rozmawiali. Moje zdanie jest takie, że powinien zostać u nas co najmniej do przerwy zimowej, żeby pomóc Cracovii w eliminacjach Ligi Europy i samemu spróbować w nich swoich sił. A jeśli awansujemy do Ligi Europy, to znacznie podniesie swoją wartość i będzie miał mocniejsze argumenty w rozmowach z klubami. Taka będzie od nas dla niego wiadomość.
Czy smak zdobycia Pucharu Polski psuje panu kara za korupcję?
Nie, w żaden sposób. To dwie oddzielne sprawy. Jestem przedsiębiorcą, robimy biznes na bardzo wysokim poziomie - na poziomie 500 mln euro. W tym biznesie jest dużo niesprawiedliwości, nie jest łatwo, lekko i przyjemnie. Dla mnie to jest jeden z wielu problemów, które muszę rozwiązywać na co dzień.
Na władze PZPN było wywierane tak duże ciśnienie, że musimy się z tym pogodzić. Pozytywem jest to, że ta sprawa jest w końcu zamknięta. Krążyły różne plotki, widmo wisiało nad nami długie lata. To nam ciążyło, a teraz można się od tego odciąć i iść do przodu.
Dla mnie ta kara nie jest sprawiedliwa, bo inwestuję w Cracovię bardzo dużo pieniędzy i emocji. Te emocje są nawet ważniejsze. Nie czuję się z tym w porządku, bo nie jesteśmy winni, a kara nas dotyczy. Ja muszę zapłacić karę, a trener i zawodnicy muszą ponieść karę punktową. Kara jest surowa, ale mamy to już z głowy. Idziemy dalej.
To odbiło się na Comarchu, na pana reputacji?
Nie, nie zdarzyło się nic takiego. Moi zagraniczni partnerzy nawet o to nie pytają.
Jednym z tych problemów jest sprawa Janusza Gola. Widziałem w Lublinie, że rozmawialiście przed wręczeniem medali. Można to uznać za pojednanie?
Na poziomie osobistym - choć nie lubię tego określenia - nie mam problemu z Januszem Golem. Na początku rundy wiosennej słabo grał. Potem był ten incydent z redukcją wynagrodzenia. Widać, że się nie spisał, bo po zdobyciu Pucharu Polski oddajemy zawodnikom te pieniądze. Gol się nie popisał w tej sytuacji, choć Leśnodorski w Lublinie zarzekał się, że to nie od Gola sprawa wypłynęła. Potem byliśmy atakowani przez panią Gol na Twitterze. Nie było szans załatwić tego polubownie. W Lublinie powiedziałem Januszowi: "Rozmawiajmy".
Czyli nie jest skreślony w Cracovii.
Emocjonalnie mnie to nie rusza. Nie pielęgnuję w sobie złości do Gola. Teraz decyzja należy do trenera Probierza. Konsekwentnie powtarzam, że ja się trenerowi do drużyny nie mieszam. W warstwie emocjonalnej nie mam problemu z Golem. Jest kwestia jego przydatności dla zespołu, którą oceni trener Probierz.