Jest maj 2019. W finale Ligi Europy zmierzą się angielskie kluby. Tym bardziej ten mecz jest prestiżowy, że to jakby wyjazdowe derby Londynu. Arsenal kontra Chelsea.
W sezonie 2018/19 Mchitarjan we wszystkich rozgrywkach drużyny Arsenalu wystąpił w 38 meczach. Strzelił 6 goli i asystował przy 7 kolejnych. Dlaczego więc nie ma go w składzie na najważniejsze spotkanie sezonu? Odpowiedź dla wielu była zaskakująca, choć ci, którzy znali kulisy, spodziewali się, że piekielnie utalentowany pomocnik Kanonierów nie przyleci do Baku. Nie przyleci, bo jest Ormianinem. A ci do Azerbejdżanu wstępu nie mają. To jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy zwykle skuteczne naciski piłkarskich międzynarodowych federacji nic nie dały. I tak w finale w Baku w podstawowym składzie zagrało 15 piłkarzy różnych narodowości (tylko jeden Anglik!), ale nie mógł tam się znaleźć największy w historii gracz Armenii.
45 tysięcy listów za przyłączeniem Karabachu
Armenia i Azerbejdżan, gdzie w Baku rozegrano ten finał, to sąsiedzi. Granica ciągnie się przez 1000 km. Nie ma na niej ani jednego przejścia granicznego. Kraje nie utrzymują stosunków dyplomatycznych, formalnie są w stanie wojny. Trwa to już ponad 25 lat, ale poważny konflikt zaczął się ponad 100 lat temu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!
Po upadku Imperium Rosyjskiego w 1917 roku zamieszkujące Kaukaz narody zaczęły walczyć o niepodległość. Największy spór toczył się między Azerbejdżanem i Armenią o obszar Górskiego Karabachu, który geograficznie był uznawany za część Azerbejdżanu, ale zamieszkiwali go w 94 procentach obywatele Armenii - Ormianie.
Kilka lat później, gdy powstał Związek Radziecki, jego władze zdecydowały o powstaniu Nagórno-Karabachskiego Obwodu Autonomicznego. Zapadła decyzja, że NKAO będzie częścią Azerbejdżanu (wówczas Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej). To oczywiście rozpalało konflikt. Armenia (także wtedy republika radziecka) nie mogła się pogodzić. Walczyła o włączenie Górskiego Karabachu w swoje granice. Bezskutecznie. Nie udało się. Sowieckich dygnitarzy z Moskwy nie przekonało nawet 45 tysięcy listów, które do stolicy w 1965 roku wysłali z apelem przyłączenia do Armenii mieszkańcy NKAO.
Część zamieszkujących te tereny Ormian emigrowała. Struktura etniczna zaczęła się też zmieniać z powodu wyższej dzietności w rodzinach azerskich. Do 1989 roku procent Ormian w Karabachu spadł do 77. Nadal więc byli dominującą grupą i nie porzucili planów samostanowienia. W konsekwencji wydarzeń z kolejnych lat struktura narodowościowa stała się niemal homogeniczna - wg spisu ludności z 2015 roku, Górny Karabach w 99,7 proc. zamieszkują Ormianie.
Koniec wojny, brak pokoju
Powolny trend demograficzny, ale jednak zmieniający się na niekorzyść Ormian, sprawił, że głosów nawołujących do przyłączenia regionu do Armeńskiej SRR było coraz więcej - Ormianie bali się, że nie doszło do ich marginalizacji. W drugiej połowie lat 80. parlament Karabachu opowiedział się za unifikacją z Armenią, ale władze ZSRR ponownie odrzuciły taki scenariusz. Głośne domaganie się przyłączenia Karabachu do Armenii oczywiście nie podobało się w Azerbejdżanie, gdzie organizowano coraz więcej kontrmanifestacji i zastraszano mniejszość ormiańską. W lutym 1988 w miejscowości Sumgait doszło do pogromu Ormian. Według oficjalnych źródeł zginęły 32 osoby. Ormianie mówią o nawet 200 zabitych.
Incydentów na tle etnicznym było coraz więcej. Tylko w latach 1987-1988 i tylko wg oficjalnych statystyk zginęło w nich 220 osób.
W końcu doszło do regularnej wojny. Po początkowych sukcesach wojsk azerbejdżańskich (wspieranych przez Turcję) Ormianie przeszli do udanej kontrofensywy. Wsparła ich Rosja, która w początkowej fazie dozbrajała obie strony, ale ostatecznie zwróciła się ku Armenii prowadzącej politykę mniej niezależną od Kremla.
W konsekwencji Azerbejdżan cofnął więc Górnemu Karabachowi status autonomii, na co władze spornej republiki zareagowały ogłoszeniem niepodległości - nieuznawanej na arenie międzynarodowej. Negocjacje pokojowe zakończyły się w maju 1994 podpisaniem zawieszenia broni. W konflikcie życie straciło kilkadziesiąt tysięcy osób, a ponad milion zostało przymusowo przesiedlonych.
Armenia do dziś uważa, że Górski Karabach powinien zyskać niepodległość lub przynajmniej szeroką autonomię. Azerbejdżan nie chce o tym słyszeć. W regionie jest już stosunkowo spokojnie, ale wciąż dochodzi do utarczek. Od 2016 roku, kiedy to miała miejsce "czterodniowa wojna" (wg różnych szacunków zginęło w niej od 250 do 1800 osób), dochodzi do stałego ostrzeliwania pozycji wojsk, porwań i zabójstw po obu stronach. W maju 2020 roku siły zbrojne Azerbejdżanu - pomimo pandemii koronawirusa, z którym oba kraje sobie nie radzą - rozpoczęły ćwiczenia wojskowe w pobliżu tzw. Linii Kontaktowej (pasmo górskie Murowdag, będące naturalną granicą pomiędzy Azerbejdżanem i Republiką Górskiego Karabachu, uznawane przez OBWE).
Rozpad piłkarskiego imperium
Z piłkarskiej perspektywy problem Górskiego Karabachu przez wiele lat w zasadzie nie istniał. Mecze rozgrywano regularnie, a trybuny były wolne od złych emocji. Zmiana nastąpiła w 1987 roku, kiedy społeczno-polityczne relacje w regionie uległy zaognieniu.
Znając zdolność futbolu do rozpalania konfliktów, rząd ZSRR zdecydował, żeby unikać rozgrywania meczów między ormiańskimi i azerskimi klubami. Gorbaczow i jego ludzie zrobili z futbolem to samo, co kilkadziesiąt lat wcześniej Stalin z granicami - piłkarski Górski Karabach podzielono zupełnie nielogicznie.
Kluby z regionu, poza tymi które grały w rozgrywkach ogólnokrajowych, przydzielone zostały do różnych lig regionalnych. I tak na przykład azerski Araz Nachiczewan zesłano do ligi Azji Centralnej. Armeński Karabach Stepanakert przeniesiono do części centralnej, gdzie grały same rosyjskie drużyny, a kilka innych armeńskich zespołów grało z klubami północno-kaukaskimi. Większość drużyn udało się od siebie odseparować, zmniejszając właściwie do zera ryzyko zaognienia konfliktu na stadionach.
Ale brak meczów nie oznaczał braku konfliktów, bo te przecież wybuchały z powodu polityki. W 1989 roku Karabach Stepankert - dopingowany przez Ormian - zmienił wywodzącą się z rosyjskiego, tureckiego i perskiego nazwę regionu w nazwie klubu na Arcach. To armeńskie określenie Karabachu.
Mimo tej sztucznej izolacji meczów między drużynami z Armenii i Azerbejdżanu nie dało się uniknąć na szczeblu centralnym ligi radzieckiej: Ararat Erywań oraz Neftci Baku rywalizowały wiele lat. Ararat spędził w centralnej lidze 33 lata, a Neftci 27. Kreml znalazł jednak sposób i na to. Walerij Mielnikow wspomina w książce "Futbol na linii ognia": "Azerscy i armeńscy zawodnicy byli zmuszeni grać ze sobą na neutralnych boiskach, a z góry przyszło rozporządzenie, że wszystkie ich spotkania mają kończyć się remisem". Porównując wyniki między tymi zespołami, widzimy, że faktycznie tak się stało. Tuż przed gwałtowną eskalacją konfliktu, w maju 1987 roku, wygrał Ararat. W czerwcu zwyciężył zespół Neftci, by w sierpniu znów przewagę osiągnął Ararat.
Po podpisaniu przez Ormian petycji o przyłączenie Górsko-Karabaskiego Okręgu Autonomicznego do Armenii (w sierpniu 1987 roku) wyniki ulegają zmianie: w październiku pada remis 0:0; w kwietniu i sierpniu 1988 roku było 0:0 i 1:1. Po tym sezonie Neftci Baku spada do niższej ligi (nadal ogólnokrajowej), lecz i tam spotyka armeński klub - Kotajk Abowian. Wyniki między zespołami to kolejno: 0:0 i 1:1. Odgórna dyspozycja była więc jasna. Mało tego: w meczach padają maksymalnie dwa gole, gdyż każde kolejne trafienie mogłyby przecież dostarczyć niepotrzebnych – z perspektywy Moskwy - emocji. A przecież od wyrywanych krzesełek z trybun do wystrzału broni droga jest niedaleka.
Podczas gdy konflikt zmieniał się w wojnę, liga radziecka powoli ulegała destrukcji. Gruzini opuścili ją w 1990 roku i stworzyli własne rozgrywki. Kotajk i Neftci nadal ze sobą grały, ale nikt już nie próbował sterować wynikami. Do meczów po prostu nie dochodziło. Kotajk nie pojechał do Baku - walkower. Neftci nie pojechał do Abowian - walkower. W następnym roku spotkania zostały po prostu odwołane. W grudniu 1991 roku prezydenci Jelcyn, Krawczuk i Szuszkiewicz podpisują Porozumienie Białowieskie. Związek Radziecki się rozpadł, a wraz z nim tamtejsza liga. Futbolowy potwór ponownie uległ uśpieniu. Do czasu.
Polska grupa areną konfliktu
Piłkarski poziom klubów z Armenii i Azerbejdżanu sprawiał, że ryzyko meczu drużyn z tych krajów w rozgrywkach europejskich było minimalne. Mało kto zastanawiał się - "co to będzie", gdy los zetknie dwie drużyny z dwóch niepodległych już państw.
Do takiego starcia nie doszło, ale po ponad dekadzie od zawieszenia broni reprezentacje Armenii oraz Azerbejdżanu trafiły do jednej grupy eliminacji do Euro 2008 - dodajmy, że z reprezentacją Polski. Zbliżające się dwa mecze miały być pierwszymi między tymi państwami. Europejska unia piłkarska (UEFA) jeszcze nie przypuszczała, że spotkanie między tymi krajami może być zagrożeniem. Ale spodziewali się tego Ormianie oraz Azerowie.
Negocjacje co do rozegrania dwumeczu trwały długo. Ormianie deklarowali chęć przyjazdu do Baku oraz przyjęcie reprezentacji Azerbejdżanu w Erywaniu i gwarantowali bezpieczeństwo. Azerowie z kolei wetowali propozycję ze względu na zbyt duże ryzyko zaognienia konfliktu społecznego.
Ormianie proponowali zatem, by rozegrać mecz przy pustych trybunach. Azerowie ponownie powiedzieli "nie". Pojawił się więc pomysł meczu na neutralnym terenie, również zablokowany przez Azerbejdżan.
Parcie Ormian do rozegrania dwumeczu nie powinno jednak dziwić - w owym czasie reprezentacja Armenii była lepsza niż ich rywale, co wskazywał chociażby ranking FIFA (we wrześniu 2007 roku Armenia zajmowała 81. miejsce, Azerbejdżan 107.). Potrafili w czerwcu 2007 roku w Erywaniu ograć późniejszego triumfatora grupy Polskę 1:0 (u siebie wygraliśmy 1:0) oraz zremisować z 1:1 z wicemistrzami Europy - Portugalią. Azerbejdżan (który Polacy ograli 5:0 i 3:1) panicznie bał się porażki, której znaczenie mogło wybiec daleko poza stadion. Bez wątpienia Armenia, gdyby zwyciężyła, wykorzystałaby triumf do budowania kampanii wizerunkowej opartej o resentymenty powojenne oraz rewanż w duchu sportowej rywalizacji - a znaczenie społeczne tego typu zabiegu mogłoby na nowo obudzić nastroje narodowe. Efekt kostki domina znany jest w nowoczesnej historii, zagrożenie było więc realne. Pamiętamy przecież, jak potoczyły się losy Jugosławii po meczu Dinama Zagrzeb z Crveną Zvezdą Belgrad w maju 1990 roku.
Ostatecznie do starcia nie doszło. Zbyt duże napięcie oraz brak porozumienia między Ormianami, Azerami i UEFA przekreśliło szansę na historyczne mecze.
UEFA podjęła decyzję, że drużyny narodowe i klubowe Armenii oraz Azerbejdżanu nie mogą zostać wylosowane do jednej grupy w żadnych rozgrywkach.
Klub z kaukaskiej Hiroshimy
O poziomie sportowym klubów z regionu nie ma się co rozpisywać, ale jeden z nich przywrócił Azerbejdżan na piłkarską mapę Europy. W sezonie 2017/18 jako pierwszy azerbejdżański zespół zagrał w Lidze Mistrzów. Mowa oczywiście o Qarabağ FK, klubie z Agdam - miasta geograficznie położonego w granicach Górnego Karabachu. Podczas wojny Agdam nie przetrwało nalotów armeńskiej armii i dzisiaj często określa się je jako "miasto duchów". Uznawane jest za przynależne do Azerbejdżanu, ale kontrolowane przez Armenię. W takiej sytuacji trudno normalnie funkcjonować klubowi, który za czasów ZSRR nie dotarł do najwyższego szczebla, ale zdołał w 1988 i 1990 roku zdobyć mistrzostwo regionu azerskiego. W 1993 roku zespół wyemigrował do stolicy Azerbejdżanu. Dzisiaj rozgrywa swoje mecze w Baku i nie zapowiada się, aby w najbliższych latach wrócił do macierzystego miasta.
Qarabağ FK regularnie gra w europejskich pucharach, stał się ambasadorem konfliktu i racji azerbejdżańskiej. Dlaczego? Wszystko rozbija się o semantykę. Choć formalnie nazwa klubu brzmi Qarabağ FK, to w relacjach tekstowych lub komentarzu meczowym często wspomina się o Qarabağ Agdam. Buduje to jednoczesne skojarzenia Azerbejdżanu z miastem, a zatem i regionem, co w ramach azerskich działań nation-branding ma fundamentalne znaczenie.
Agdam, choć praktycznie miasto okupowane przez Ormian, kibicom nie kojarzy się z Armenią, bo przecież drużyna gra pod flagą Azerbejdżanu.
- Podczas ich spotkań dochodzi czasem do incydentów związanych z wywieszaniem flagi Republiki Arcach. Tak było chociażby podczas meczu w Polsce, gdy grali z Piastem Gliwice czy podczas meczu z Dudelange - mówi dziennikarz Haykaz Mkrtchyan z portalu ArmFootball.com.
Polityka wraca na stadion
Górski Karabach pozostaje pod jurysdykcją rządu nieuznawanej na świecie Republiki Górskiego Karabachu (obejmuje tereny dawnego NKAO oraz okupowane tereny 7 dystryktów), która stale współpracuje w wymiarze politycznym, gospodarczym i wojskowym z Armenią. Polityki Armenii i RGK są tak ściśle ze sobą powiązane, że Robert Kocharyan był pierwszym prezydentem Republiki Górskiego Karabachu w latach 1994–1997, następnie premierem Armenii od 1997 do 1998, a później jej prezydentem od 1998 do 2008 r. Ponadto RGK jest reprezentowana we wszelkich rozmowach pokojowych przez Erywań.
Zgodnie z polityką prowadzoną przez Azerbejdżan, każda osoba, chcąca odwiedzić Górski Karabach, musi uzyskać azerską wizę. W przeciwnym razie trafia na czarną listę i staje się w Azerbejdżanie persona non grata. Dlatego piłkarz Arsenalu Henrich Mchitarjan nie przyleciał na finał Ligi Europy 2019. Ormianin bowiem wcześniej kilkukrotnie odwiedził Republikę Arcach, gdzie m.in. spotykał się z armeńskimi żołnierzami.
Przed finałem Ligi Europy pojawiały się doniesienia, że Mchitarjan po wylądowaniu w Baku może zostać aresztowany. Jednak bardziej niż w kontekście obaw o własne bezpieczeństwo, należy tę sytuację rozpatrywać jako kolejną manifestację polityczną. Wszak dzięki absencji gwiazdy futbolu o kaukaskim konflikcie znowu zrobiło się głośno, a w roli "tego złego" wystąpił Azerbejdżan. Tym samym Ormianie z satysfakcją przyjęli decyzję kapitana swojej piłkarskiej reprezentacji.
Polityka jest też obecna w lokalnej piłce. W lidze ormiańskiej nie gra żaden zawodnik z Azerbejdżanu. I vice versa.
- Konflikt wykracza poza granice obu państw, a problem jest głęboko zakorzeniony w głowach ludzi. Kiedy w 2019 roku trenerem kazachskiego Tobołu Kustanaj został Ormianin Grigorij Babayan, azerski bramkarz Emil Balayev odmówił dalszej gry w tym klubie. 1,5 miesiąca później rozwiązał kontrakt z Tobołem – dodaje Mchitarjan.
Euro w Baku
W XXI wieku Azerbejdżan zorganizował już ponad 30 międzynarodowych imprez sportowych. W wielu z nich brali udział sportowcy z Armenii. I chociaż trybuny nierzadko reagowały na ich występy gwizdami, to do politycznych czy ksenofobicznych incydentów nie dochodziło.
Ani Armenia, ani Azerbejdżan nie zagrają na Euro 2020/21. W Baku zostaną jednak rozegrane cztery mecze turnieju. Czy staną się sceną kampanii "racja jest po naszej stronie"? Czy coraz bogatszy i coraz bardziej "europejski" Azerbejdżan będzie chciał udowodnić, że jest właściwym miejscem dla Górskiego Karabachu i zechce "zasypać" wizerunkową stratę związaną z przypadkiem Mchitarjana?
Ciekawe też ciągle pozostaje pytanie, jaki byłby wynik meczu Armenia - Azerbejdżan, gdyby do niego doszło? Biorąc pod uwagę możliwości sportowe zespołów, mógłby paść remis. Poza stadionem, niestety, taki wynik nikogo nie satysfakcjonuje.
Obecnie cały czas trwa konflikt i dochodzi do wzajemnego ostrzeliwania pozycji. Lipiec 2020 roku był szczególnie brutalny na froncie i zginęło wiele osób. Spotkanie piłkarskie to chyba ostatnia rzecz o której myślą obecnie obie strony konfliktu.
Autorzy: Instytut Nowej Europy: Aleksander Olech, Michał Banasiak, Mieszko Rajkiewicz
Więcej informacji dotyczących geopolityki i stosunków międzynarodowych znajdziesz na stronie INE - www.ine.org.pl
oraz Twitter: https://twitter.com/IEuropy
ZAKAZANA GRA to cykl tekstów przygotowany przez naszych Kolegów z Instytutu Nowej Europy, w który będą oni pisać o tych miejscach świata, gdzie futbol nie jest dla wszystkich.
Pod tym TAGiem, będziecie mogli śledzić kolejne teksty. Zapraszamy.