Liga Mistrzów. Michał Pol: Kompromitacja Barcy i Guardioli. Bayern jak bolid F1 [KOMENTARZ]

Niko Kovac mówił o Bayernie, że "nie da się jechać na autostradzie 200 km/h, skoro auto wyciąga tylko 100". Hansi Flick tak "stuningował" zespół, że dziś mknie do kolejnego triumfu w Lidze Mistrzów z prędkością 360 km/h niczym bolid Formuły 1.

Michał Pol
Michał Pol
piłkarze Bayernu Monachium PAP/EPA / Rafael Marchante / POOL / Na zdjęciu: piłkarze Bayernu Monachium
Sensacyjnych (poza Bayernem) półfinalistów Ligi Mistrzów łączy jeden wspólny mianownik. Wszystkie cztery drużyny dłużej lub krócej odpoczywały przed finałowym turniejem w Lizbonie i odbyły przed nim specjalne przygotowania. Francusko-niemiecki pojedynek w półfinałach Ligi Mistrzów szokuje.

Stałym bywalcem i jedyną drużyną, która już kiedyś zdobyła trofeum jest tutaj Bayern. PSG pierwszy raz zaszło tak daleko. RB Lipsk w ogóle debiutuje w fazie pucharowej, w dodatku stracił przed nią swoją największą gwiazdę, drugiego najlepszego strzelca Bundesligi, Timo Wernera.

Olympique Lyon już tu kiedyś był - 10 lat temu przegrał w półfinale Champions League z Bayernem. Ale dziś to dopiero siódma drużyna ostatniego sezonu Ligue 1, która po raz pierwszy od 1997 roku nie zakwalifikowała się nawet do europejskich pucharów. I z której przed sezonem odeszły największe gwiazdy - Nabil Fekir, Tanguy Ndombele i Ferland Mendy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!

W dodatku i PSG, i OL z powodu pandemii i w efekcie zamrożenia futbolu we Francji aż na pięć miesięcy, zagrały od marca tylko jeden oficjalny mecz - ze sobą w finale Pucharu Francji. Coś, co jeszcze w maju sam prezydent klubu z Lyonu, Jean-Michel Aulas nazywał przekleństwem i wieszczył "masakrę" francuskich klubów w finałowym turnieju Ligi Mistrzów, najwyraźniej okazało się ich wielką przewagą.

Widać to było zwłaszcza w spotkaniu PSG z Atalantą Bergamo, która przez większą część meczu naciskała, stwarzała zagrożenie, ale w końcu opadła z sił, co pozwoliło paryżanom wyrównać w 89. minucie i strzelić zwycięskiego gola w doliczonym czasie.

Charakterystyczne, że o sensacyjnym awansie wszystkich półfinalistów oprócz Bayernu, który przejechał się jak walcem po Barcelonie i wymaga oddzielnego omówienia, przesądziły świetne zmiany wszystkich trzech trenerów i rezerwowi, których wprowadzili. Najłatwiej miał Thomas Tuchel, który mógł wpuścić na boisko Kyliana Mbappe. Francuz dał drużynie niesamowity impuls i to on asystował przy bramce innego rezerwowego Erica Maxima Choupo-Motinga. PSG strzeliło dwa gole w 150 sekund.

Drużynie z Lipska - mającej najmłodszą kadrę w tej edycji Ligi Mistrzów - awans zapewnił 21-letni Amerykanin Tyler Adams, którego Julian Nagelsmann nie wahał się wprowadzić chwilę wcześniej. Ryzyko było spore, ponieważ sprowadzony w styczniu 2019 z New York Red Bulls zawodnik dopiero przeciwko Atletico strzelił swojego debiutanckiego gola w barwach niemieckiego klubu.

Wreszcie 24-letni Moussa Dembele odpłacił za zaufanie trenerowi Rudiemu Garcii już cztery minuty po wejściu z ławki przeciwko Manchesterowi City. A potem dołożył jeszcze kolejną.

Po raz pierwszy od sezonu 1995/96 w półfinałach Ligi Mistrzów nie ma ani jednej drużyny z dwóch najsilniejszych lig świata: Premier League i La Liga. Przez ostatnie 24 lata w czołowej czwórce lądował przynajmniej jeden zespół z Anglii i Hiszpanii, jeśli nie więcej. Przecież ostatni finał był wewnętrzną sprawą Anglików (Liverpool - Tottenham), a zupełnie niedawno Madrytu, kiedy dwa razy stoczyły w nim bój Real z Atletico.

Z przegranych ćwierćfinalistów tylko Atalanta wróciła do domu z tarczą i poczuciem, że grając bez swej największej gwiazdy, zdobywcy czterech goli w meczu 1/8 finału z Valencią, Josipa Ilicicia, zrobiła naprawdę wszystko. Drużyna Gian Piero Gasperiniego została powitana z honorami po powrocie do Bergamo. Rzesze kibiców na trasie autokaru z lotniska dziękowały jej za emocje.

Odpadnięcie Barcelony, Atletico i Manchesteru City to kompromitacja wielkich klubów. Zwłaszcza Dumy Katalonii, która mając w składzie najlepszego piłkarza wszech czasów, Lionela Messiego, została upokorzona przez Bayern i stoi w obliczu rewolucji. Pracę na pewno straci trener oraz dwaj dyrektorzy sportowi, Eric Abidal i Oscar Grau.

Ale kibicom i Messiemu to mało. Chcą rezygnacji prezydenta klubu Josepa Bartomeu i przedwczesnych wyborów. Powrotu do Barcelony Xaviego w roli trenera oraz przywrócenia filozofii Johanna Cruyffa, poprzez zatrudnienie w roli dyrektora, jego syna Jordiego oraz byłego charyzmatycznego kapitana Carlesa Puyola.

Barcelonę czeka przewietrzenie szatni z przygasłych weteranów jak 33-letni Gerard Pique, który sam zadeklarował gotowość usunięcia się, 33-letni Arturo Vidal, 32-letni Sergio Busquets czy 33-letni Luis Suarez. Katalończycy wystawili na Bayern "11" z najstarszą średnią wieku w historii Ligi Mistrzów - 29,54. Podczas gdy u Bawarczyków wynosiła ona 25,9.

W niektórych kibicach Barcy wzrosły nadzieje na powrót na Cam Nou ukochanego Pepa Guardioli, który skompromitował się odpadając z siódmą drużyną ligi francuskiej i być może zechce poszukać nowych wyzwań. Od kiedy objął Manchester City i wydał na transfery niemal 800 mln euro, w Champions League ponosi klęskę za klęską.

W sezonie 2016/17 odpadł w 1/8 finału z AS Monaco, rok później w ćwierćfinale z Liverpoolem, przed rokiem w ćwierćfinale z Tottenhamem. City, najlepsza angielska drużyna po restarcie Premier League, która potrafiła pokonać mistrzów Anglii 4:0, wydawała się jednym z faworytów turnieju Final 8. Kiedy będzie łatwiej, jak nie teraz, gdy na najsilniejszego rywala - Bayern mogli trafić dopiero w finale? A z rozgrywek odpadli im już triumfatorzy z ostatnich lat Liverpool i Real, a także Juventus czy Barcelona?

Choć obecna edycja Ligi Mistrzów pokazuje, że nikt nie ma prawa czuć się pewniakiem ani faworytem do zwycięstwa, zwłaszcza w formule z jednym meczem i "przegrany odpada", wydaje się, że w gronie półfinalistów Bayern jest drużyną z innej ligi. W której największe indywidualności tworzą najsilniejszy kolektyw.

Zespół, który jeszcze rok temu w 1/8 finału nie był w stanie oddać jednego celnego strzału na bramkę Liverpoolu, dziś strzela aż osiem Barcelonie! Gasnącej w oczach, kończącej pewien cykl, ale na tym poziomie to jednak wielki szok.

Jeszcze jesienią Bayern pod wodzą Niko Kovaca przegrywał w Bundeslidze 1:5 z Eintrachtem Frankfurt, a chorwacki trener tłumaczył, że "nie da się jechać na autostradzie dwieście na godzinę, skoro twoje auto wyciąga tylko sto". Hansi Flick tak "stuningował" Bawarczyków, że dziś mkną oni autostradą do kolejnego triumfu w Lidze Mistrzów po 2013 roku, z prędkością 360 km/h niczym bolid Formuły 1.

Czytaj również -> Neymar wyszedł z cienia Leo Messiego
Czytaj również -> Barcelona jest chora na wszystko

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Bayern Monachium wygra Ligę Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×