Liga Mistrzów. PSG - Bayern. Paweł Kapusta: Dziś Bóg był Polakiem. Lewandowski z wymarzonym pucharem!

PAP/EPA / Matt Childs / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP/EPA / Matt Childs / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Marzył o tym od dzieciństwa, walczył o ten puchar od lat. Robert Lewandowski w finale Ligi Mistrzów gola nie strzelił, ale marzenie w końcu spełnił. Po siedmiu latach od pierwszego ataku szczytowego piłkarski Bóg okazał się dla Polaka łaskawy.

Robert Lewandowski tuż po końcowym gwizdku padł na kolana, schował twarz w trawie. Przed oczami musiały mu przemykać wszystkie najważniejsze chwile w życiu. Kto wie, może pierwszy trening, pierwsze gole w prawdziwej piłce. Pewnie myślał też o tacie, który nigdy nie miał okazji oglądać jego wielkich sukcesów (zmarł, gdy Robert był chłopcem). W końcu wstał, otarł łzy szczęścia. Bo wiedział, że dokonał w niedzielę w Lizbonie czegoś absolutnie wielkiego.

W wieku 32 lat doszedł do swojego sportowego piku, choć on sam zapewne powiedziałby, że wciąż drzemią w nim rezerwy. Bił strzeleckie rekordy w Bundeslidze, na potęgę zdobywał w Niemczech kolejne mistrzostwa. Od lat wypominano mu jednak, że jeśli ktoś chce się wepchnąć do grupy najlepszych na świecie, trzeba coś "podnieść" na europejskiej scenie.

Najbliżej był w 2013 roku, gdy grał jeszcze w BVB. Wtedy marzenia zdeptał mu na Wembley Bayern. W ostatnich latach, już w barwach Bayernu, wciąż czegoś brakowało. I w końcu, gdy cały świat zachwycał się jego strzeleckimi osiągnięciami, doszedł na szczyt. Co jednak ważne - przed nim jeszcze trzy kolejne sezony w bawarskich barwach. A Bayern będzie się stawał w tym czasie tylko mocniejszy. Do zespołu ściągnięto Sane, zdecydowana większość graczy jest w idealnym dla piłkarzy wieku. Nie jest powiedziane, że Lewy tego osiągnięcia z Lizbony nie powtórzy. Ale wiadomo, że ten pierwszy kęs zawsze smakuje najpiękniej. I ten smak Lewandowski zapamięta już na zawsze.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Manuela Neuera

To nie był dla niego łatwy mecz. Po 30 minutach uciułał ledwie cztery kontakty z piłką. Jak mocno Bayern się męczył, a piłkarze PSG skutecznie zamykali wszelkie furtki niech świadczy fakt, że w tym samym czasie bramkarz Bayernu, Manuel Neuer - wielki bohater z tego meczu! - piłkę przy nodze miał aż 17 razy - kibice wręcz przecierali oczy, widząc statystykę 17-4 na korzyść bramkarza. Polak starał się dawać sygnał, w 19. minucie odebrał nawet piłkę niedaleko własnego pola karnego, chwilę później mocno przepchnął Neymara, czym strasznie go zirytował. Szarpał, kruszył beton. Mimo tak małej liczby kontaktów w pierwszej połowie mógł strzelić dwa gole. Raz umiejętnie przyjął, zaskakująco uderzył, ale piłka trafiła w słupek. Drugi - z niewygodnej pozycji strzelił głową, ale Navas obronił.

Piłkarze Bayernu w pierwszej połowie sprawiali wrażenie, jakby każdy z nich mówił w innym języku. Liczba niedokładnych zagrań, nieporozumień, zbyt mocnych bądź zbyt lekkich podań wręcz porażała. W 59. minucie Joshua Kimmich udowodnił jednak: po co słowa, gdy może przemówić czysty futbol. Piłkę na głowę Comana dograł idealnie, z dokładnością co do milimetra, jak ordynator oddziału neurochirurgii podczas najbardziej skomplikowanej operacji. Jeden gol, a jaka jego waga. Dziś to nie Lewandowski był bohaterem, ale jakie to ma znaczenie, gdy spełnia się dziecięce marzenia.

Źródło artykułu: