Jak wściekły pies spuszczony z łańcucha wyszedł na rywali i strzelił cztery gole. Za każdym razem przyprawiał obrońców o zawroty głowy. W ostatniej akcji zabawił się z przeciwnikiem jak na gierce z juniorami. Przejął piłkę w środku pola karnego, zamarkował strzał, posadził bramkarza na murawie i trafił do pustej bramki. To był koncert Lionela Messiego, po którym FC Barcelona wygrała w lutym z Eibarem aż 5:0, bo bramkę zdobył także Arthur Melo. Była to najwyższa wygrana Blaugrany od początku sezonu.
Tak najlepszy piłkarz świata kolejny raz przykrył błędy jednego z najgorszych zarządów świata. Kiedy Messi niemal w pojedynkę rozjechał Eibar, jego klub był w ogromnym kryzysie wizerunkowym. Dopiero co do mediów wyciekły informacje o tym, że prezydent FC Barcelony zatrudnił firmę do oczerniania w internecie swoich przeciwników oraz piłkarzy.
Dlatego Messi mówi "dość"
Jeszcze dłużej trwają problemy prezydenta Josepa Marii Bartomeu z obsadzeniem najważniejszych stanowisk w klubie. W cztery lata Barcelona miała aż czterech dyrektorów sportowych, ostatni Eric Abidal po drodze skonfliktował się z zawodnikami i obwinił ich za zwolnienie w styczniu trenera Ernesto Valverde. Później zarząd znowu wykreował piłkarzy na czarne charaktery, gdy negocjował obniżenie zarobków w związku z pandemią aż o 70 procent.
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko FIFA The Best. Robert Lewandowski ma szansę na kolejną prestiżową nagrodę
Ciągłe zmiany w gabinetach odbijają się na grze zespołu. Żaden z dwóch ostatnich dyrektorów sportowych nie potrafił wypełnić luki po Neymarze. Dwaj jego następcy nie dali rady. Ousmane Dembele opuszcza mecze przez kontuzje, a Philippe Coutinho na wypożyczeniu w Bayernie Monachium wygrał Ligę Mistrzów. Ale w Barcelonie Brazylijczyka nie chcą.
W osiem miesięcy oczekiwań nie spełnił też nowy trener Quique Setien. Radził sobie jeszcze gorzej niż Valverde, jego przyszłość w klubie przekreśliła kompromitująca porażka z Bayernem Monachium (2:8) w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Za niego przyszedł Ronald Koeman. Holender zaczął od mocnego wejścia. Od razu w krótkich rozmowach przekazał wielu doświadczonym piłkarzom, że nie potrzebuje ich w kadrze. Taką wiadomość dostał m.in. Luis Suarez, największy przyjaciel Messiego w Barcelonie.
Nie tak powinno rozstawać się z piłkarzami, którzy przez lata stanowili o potędze klubu. To nie znaczy, że Suarez powinien dostać dożywotni kontrakt za zasługi, ale jeśli ma być żegnany, to w godnym stylu. Nie przez krótką rozmowę telefoniczną. Były pracownik Barcelony przyznaje w rozmowie z "The Athletic", że Urugwajczyka potraktowano "w okropny sposób".
24 godziny po rozmowie Koemana z Suarezem Barcelona otrzymuje faks od Messiego. Argentyńczyk pisze, że chce odejść i uruchomić klauzulę, która pozwala mu na jednostronne rozwiązanie kontraktu. Skomentował to na Twitterze Carles Puyol, były obrońca Barcy. "Szacunek i podziw, Leo. Masz całe moje wsparcie, przyjacielu". Przyklasnął temu Suarez, a Marcelo Bechler, dziennikarz doskonale zorientowany w sprawach Barcelony, podał w nocy, że piłkarz chce odejść do Manchesteru City. Ten sam człowiek trzy lata temu jako pierwszy poinformował o przenosinach Neymara do Paris Saint-Germain.
Opcja nuklearna
Messi nie pierwszy raz grozi Barcelonie odejściem. Przez swoje otoczenie przesyłał takie komunikaty do mediów zwykle podczas negocjacji nowej umowy. Nigdy wprost. Jednak teraz robi to bezpośrednio, wysłał do klubu dokument, co potwierdziła sama Barcelona. Messi powołuje się na zapis w kontrakcie, który pozwalał mu na jednostronne zerwanie kontraktu do 10 czerwca, jednak uznał, że w związku z wydłużeniem sezonu może to zrobić także teraz.
Tym faksem 33-latek uruchomił opcję nuklearną przeciwko Bartomeu. We wtorek wieczorem doszło do nadzwyczajnego spotkania najważniejszych ludzi w klubie. Po nim hiszpańskie media informowały, że Bartomeu zamierza złożyć dymisję. Jednak nawet to nie zakończyłoby szybko kryzysu w gabinetach. Statut Barcelony zakłada, że między rezygnacją prezydenta a wyborami nowego musi być zachowana trzymiesięczna przerwa. Wtedy władzę nad klubem przejmuje tymczasowy zarząd, ale nie ma prawa do podejmowania najważniejszych decyzji o transferach czy zatrudnieniu trenera pierwszej drużyny. To oznacza, że nawet gdyby Bartomeu zrezygnował jeszcze w sierpniu, to Koeman, który podpadł Messiemu, nie opuściłby ławki co najmniej do końcówki roku.
Barcelona nie ma też pieniędzy, by pozyskać klasowych graczy. Przerwa związana z pandemią obniżyła jej przychody aż o 200 mln euro. Żeby zrównoważyć rachunki, Bartomeu musiał walczyć z piłkarzami o ostre obniżki pensji oraz kombinować na rynku transferowym. Stąd dziwna wymiana z Juventusem, który za 80 mln euro kupił Arthura Melo. W zamian Barcelona wykupiła z Turynu Miralema Pjanicia za... 70 mln euro. Chodziło o to, by można było wykazać ok. 70 mln euro wpływów z transferów.
Messi od dawna nie ma sprzymierzeńców ani w zarządzie, ani w osobie trenera. Tego lata może stracić także przyjaciół z boiska, z którymi tworzył potęgę Barcelony. Doskonale rozumie, że to ostatnie lata jednej z najwspanialszych karier w historii futbolu. Nie chce ich stracić na oglądaniu pleców Realu Madryt i odpadaniu z Ligi Mistrzów po kompromitujących porażkach.
Duża popularność akcji ws. nagrody dla Roberta Lewandowskiego. Jest komentarz "France Football"
Leo Messi chce odejść z Barcelony. Giganci już zacierają ręce