Robert Lewandowski: Złotą Piłkę dałbym sobie

Pokazałem, że chłopak z małej mieściny pokonał długą drogę i osiągnął sukces. Staram się jak mogę, by promować Polskę. Pokazać, że u nas też można - mówi Robert Lewandowski.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Robert Lewandowski Getty Images / Matt Childs / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Jak to jest obudzić się z pucharem Ligi Mistrzów w łóżku?

Robert Lewandowski, kapitan reprezentacji polski i piłkarz Bayernu Monachium: Założyłem sobie kiedyś, że jak wygram Ligę Mistrzów, to zrobię sobie właśnie takie zdjęcie. Impreza po finale trwała do rana. Mało już było osób na parkiecie, dlatego ktoś ten puchar musiał przypilnować. Zabrałem go na chwilę, do pokoju, żeby było wiadomo, gdzie jest.

Ile pan pamięta z tego, co działo się w meczu i po spotkaniu z PSG?

Dużo. Po przyjeździe do Portugalii zacząłem zdawać sobie sprawę, że to jest ten czas. I chciałem zapamiętać szczegóły. Drogę autokarem na stadion, żarty podczas posiłków, rozmowy w pokoju. Czułem, że warto będzie zakodować to w pamięci.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski o twarzy dziecka. Film podbija sieć

Po finale LM rozpłakał się pan przed kamerami Polsatu. Nie znaliśmy pana od tej strony.

Wcześniej często chowałem emocje, nie potrafiłem ich pokazać, albo nie chciałem. Lewandowski dziś, a 10 lat temu, trochę się różni. Wtedy chowałem się za grubą skorupą. Po ostatnim gwizdku, gdy padłem na murawę... nie miałem nad tym kontroli. To była radość jak z czasów dzieciństwa. Po strzeleniu gola czy zwycięstwie. Spontaniczna reakcja szczęśliwego człowieka. Wiele razy myślałem o wygraniu Ligi Mistrzów. Po finale wszystko ze mnie zeszło. Od razu po spotkaniu z PSG zadzwoniłem do Ani. Żona też może powiedzieć, jak bardzo walczyliśmy o ten sukces. Dostałem wiele filmików, jak znajomi przeżywali finał przed telewizorem. Jak płakali ze szczęścia. To zapamiętam najbardziej.

Doszło do pana, że jest na szczycie?

Szczerze, do dziś w to nie dowierzam. W momencie, gdy wpadnie mi w oczy zdjęcie z meczu albo jakiś urywek spotkania, mówię sobie: "O ja! Udało się!". Dopiero uświadamiam sobie, że jestem zwycięzcą Ligi Mistrzów. Pamiętam finał sprzed siedmiu lat i radość rywali na Wembley. Powiedziałem sobie, że też tak będę się cieszył. I wiem, że głód zwyciężania ciągle we mnie jest. Nikt z nas, w Bayernie, nie zadowoli się tym, co osiągnęliśmy.

Czuliście w Bayernie, że to jest właśnie ten moment?

Przed meczem z Barceloną Serge Gnabry i Joshua Kimmich zapytali: "wygramy te rozgrywki?". Bez zastanowienia odpowiedziałem: "tak". Czuliśmy dużą pewność.

A co było w waszych głowach po zdemolowaniu Barcelony i wyniku 8:2?

Były głosy, że może wygramy 5:1, ale osiem? Nikt się tego nie spodziewał. Barcelona była bezradna, a my dalej strzelaliśmy. Pokazaliśmy, jak mocną mamy ławkę rezerwowych. Chłopaki wchodzili na boisko i każdy był głodny gry i bramek. To dało efekt.

Szkoda panu trochę, że w finale nie udało się zdobyć bramki? Zapowiedzi były huczne - "pojedynek Lewandowskiego z Neymarem".

Spodziewałem się tego. Często tak jest, że w meczach finałowych gola strzela ktoś zupełnie inny. Liczyło się dla mnie dobro drużyny. Żeby po prostu wygrać. Nie byłem zły czy smutny. Mój wysiłek też dał zespołowi bardzo wiele. Byłem spokojny. Nawet jak PSG atakowało, wiedziałem, że im się nie uda. To się czuje. O naszym zwycięstwie zdecydowała silna ławka. Prowadziliśmy 1:0, końcówka meczu, a na boisko wchodzi Coutinho i Perisić. To dużo mówi.

Jednak opłacało się nie odchodzić do Realu Madryt.

Cierpliwość popłaca. Zobaczmy, jak dobrze Bayern radzi sobie w obecnej, kryzysowej sytuacji na świecie. Dla niektórych klubów nawet bardzo kryzysowej, co może wpłynąć na ich funkcjonowanie w kolejnych latach. Każdy chce nas teraz pokonać. Utrzymanie się na topie jest jeszcze trudniejsze.

To była dla pana indywidualna sprawa po tych siedmiu chudych latach od ostatniego finału w barwach Borussii Dortmund w 2013 roku?

Bardziej ambicjonalna. Ale zacząłem myśleć w inny sposób. Że będę tak samo szczęśliwy, jeżeli Ligi Mistrzów nie wygram.

A na takim poziomie, po meczu finałowym, smsa wysyła panu Leo Messi czy Cristiano Ronaldo i gratuluje?

Od Leo i Cristiano nie dostałem wiadomości, rywalizowaliśmy o to trofeum. Ale otrzymałem gratulacje od wielu sportowców z innych dyscyplin.

Komu wręczyłby pan Złotą Piłkę?

Sobie.

Proszę uzasadnić.

Z Bayernem wygraliśmy wszystko, co się dało. W każdych rozgrywkach: Bundeslidze, Pucharze Niemiec i Lidze Mistrzów, byłem najlepszym strzelcem. Rozumiem, że nacisk innych stron na innego zawodnika może być większy. Ale nie jest tak, że każdy piłkarz, osiągając to co ja, wygrałby Złotą Piłkę?

Jak pan zareagował na decyzję o odwołaniu tego plebiscytu?

Nie zastanawiałem się nad tym. Wtedy mieliśmy jeszcze wiele meczów przed sobą. Zdawałem sobie sprawę, że moim priorytetem jest Liga Mistrzów. O ewentualnych indywidualnych nagrodach nie myślałem.

Ma pan już wiele sukcesów indywidualnych i drużynowych. Teraz doszła Liga Mistrzów. Da się wymienić kolejne cele?

Na pewno chciałbym, żeby kibice byli dumni z reprezentacji. Trudno mi wytłumaczyć, jak można rozumieć te słowa. Po prostu. Żeby ludzie cieszyli się z tego, jak gra kadra. Na Euro, mistrzostwach świata. By ta duma była wielka. W klubowej piłce jest jeszcze parę sukcesów do osiągnięcia. Na przykład Superpuchar Europy czy Klubowe Mistrzostwa Świata. To plan na najbliższy czas. Realny i najszybszy cel.

A medal z reprezentacją?

Zrobię wszystko, by pomóc kadrze, ale pamiętajmy, że na boisku jest nas jedenastu. Sam wszystkiego nie zrobię. Mogę dać coś ekstra, zrobić różnicę w sytuacji stykowej, na pograniczu remisu i wygranej. Ale to tylko dodatek.

To proszę teraz wymienić najlepszych polskich piłkarzy w historii.

Trudno porównać obecny futbol do tego sprzed 40 lat. Teraz intensywność jest zdecydowanie inna. Wiele legend grało w reprezentacji. Zawodników, którzy zdobywali medale na wielkich turniejach. Ja wolę się skupić na tym co tu i teraz. Jestem dumny z tego, co zrobiłem na przestrzeni ostatnich lat. Pokazałem, że chłopak z małej mieściny pokonał długą drogę i osiągnął sukces. Staram się jak mogę, by promować Polskę. Pokazać, że u nas też można. Tylko trzeba włożyć w to dużo wysiłku.

Potrafi pan wskazać moment przełomowy w dojściu na szczyt?

Ponad trzy lata temu dużo zaczęło się dziać w mojej karierze. Mam na myśli podejście do życia. Zrozumiałem, co powinienem robić, a czego nie. W międzyczasie był mundial, niepowodzenie oraz inne rzeczy. Moja rodzina niechcący brała w tym wszystkim udział. Dochodziło do sytuacji, w których była atakowana za moje niepowodzenia. Moi najbliżsi nie powinni być w to mieszani. Jeżeli już, to na dywanik powinien trafić tylko Lewandowski. Oceniłbym ten moment jako najtrudniejszy w karierze. Na szczęście przeszliśmy przez to razem. Podjęliśmy wspólnie kilka decyzji w życiu prywatnym i od tego momentu wszystko poszło do przodu.

Pracowałem na ten sukces dwadzieścia kilka lat. Teraz widzimy końcowy efekt, ale zaczynałem od małego brzdąca. Nawet, jeżeli usłyszałem o sobie coś niemiłego i tak robiłem swoje. Wiązał się z tym smutek, przykrość czy żal, ale wierzyłem, że dam radę. Kierowałem się własnym rozumem, bo przecież opinia jednej osoby nie musi być wcale trafna i prawdziwa. Mogę to też powiedzieć każdemu młodemu chłopakowi. Warto wierzyć w swoje marzenia, mimo kłód i wiatru w oczy. Najważniejsze, by wiedzieć, czego się chce.

Przedłużenie umowy z Bayernem rok temu też panu pomogło?

Na pewno. Wyjaśniliśmy pewne sytuacje w klubie, zagraliśmy w otwarte karty. Zaczęliśmy pisać nową historię. Wtedy uwierzyłem, że ten projekt zostanie zrealizowany w stu procentach.

Teraz nie można już w pana uderzyć w niemieckich mediach.

To też nie tak. Każdy widzi to, co chce. Informacje, jakie czasem były na mój temat wypuszczane, to co mi zarzucano, nie były prawdziwe. Co ważne - nie zmieniłem się o 180 stopni w kontaktach z klubem i na boisku. Chodziło o kilka elementów.

Apele w mediach o zmianę polityki transferowej Bayernu poskutkowały?

Nie chcę teraz oceniać, czy po moich wywiadach klub zmienił podejście. Ważne, że mamy bardzo mocną kadrę, silną ławkę. To wzniosło nas na szczyt. W poprzednich latach bywało tak, że byłem tylko ja i Thomas Mueller. Brakowało wsparcia. Zdarzało się, że grałem jeszcze mając kontuzje.

Pan jest jeszcze głodny sukcesu?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wszystko, co teraz wygram może nie będzie dodatkiem, a czymś ekstra.

Może pan powiedzieć, że jest kompletną "9"?

Myślę, że tak. Gram obiema nogami, głową. Oczywiście - nie każdy z tych elementów jest perfekcyjny. Od zawsze starałem się dążyć do tego, by umieć wszystko. Strzelać gole z pola karnego, ale też z daleka. Z karnych i wolnych. Po to, żeby nie zamykać się tylko na jeden rodzaj gry. I żeby móc występować z każdym piłkarzem w każdej formacji. Żałuję tylko, że stałem się świadomy zawodnikiem trochę później, nie na samym początku kariery. Z drugiej strony może mój głód i zapał będą trwały dłużej.

Wygrywa pan Ligę Mistrzów, a trzy dni później mistrz Polski odpadł w drugiej rundzie kwalifikacji do tych rozgrywek.

Trzeba się zastanowić, dlaczego tak jest. Zadałem sobie jedno pytanie. Dlaczego w Polsce pojawia się problem z przygotowaniem drużyny? Czemu po przerwie w rozgrywkach polski klub nie potrafi wejść na najwyższy poziom już w pierwszym meczu? Tylko, załóżmy, dopiero za 2-3 tygodnie. Legia ma na tyle dobry skład i potencjał, że powinna wygrać taki mecz. W trakcie sezonu pewnie pokonałaby Omonię. Nie oglądałem spotkania Legii, ale słyszałem, że cypryjski zespół dobrze sobie radził, a Legia była słabszą drużyną. Pytanie, co zawiodło. Jeżeli brakuje przygotowania fizycznego, to nie da się pójść dalej. Wiem coś o tym.

Nie będzie pana na najbliższym zgrupowaniu reprezentacji. To efekt przemęczenia fizycznego czy psychicznego?

Pod jednym i drugim względem mocno odczułem ten sezon. Mieliśmy dwa okresy przygotowawcze, po pandemii trzeci. Ale bardziej odczuła to wszystko głowa. Pandemia, lockdown, tragedie ludzkie. Człowiek w takich warunkach poznawał samego siebie. To był ciężki czas dla wszystkich.

A pan po pandemicznej przerwie jeszcze mocniej wystrzelił z formą.

Odkryłem nowe możliwości w swoim organizmie. Miałem więcej czasu i mogłem mocniej popracować. Dzięki temu lepiej czułem się w meczach.

Będzie pan szukał teraz innych wyzwań?

Gram w najlepszym klubie w Europie i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Skończył pan erę Leo Messiego w Barcelonie. Co z erą Lewandowskiego w Bayernie?

Wiele raz mówiłem, że nie będzie to mój ostatni kontrakt. Na dziś 2023 rok to odległa data, wtedy kończy mi się obecna umowa z klubem. Na najwyższym poziomie zamierzam grać jeszcze dłużej. O zdrowie i kondycję się nie boję. Zdecyduje podejście mentalne - czy pogram jeszcze 4-5 lat, czy pomyślę o zakończeniu kariery. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.

Modne są ostatnio powroty do Polski. Bierze pan taką opcję pod uwagę?

Może za 5 lat odpowiem. Teraz nie wiem.

A co pan powie, jak jedna z córek zdecyduje się być piłkarką?

Trudno mi stwierdzić, czy ucieszyłbym się bardzo, czy tylko trochę. Na pewno wspierałbym tę decyzję, zresztą jak każdą. Ale nigdy nie będę córek do niczego zmuszał.

Jakby pan chciał być zapamiętany przez następne pokolenia, które nie zobaczą pana na żywo?

Jako zawodnika z Polski, który osiągnął wielkie sukcesy na arenie międzynarodowej. Chciałbym żeby mnie zapamiętano jako wspaniałego sportowca i dobrą osobę.

rozmawiał i notował Mateusz Skwierawski

Bundesliga. "Przywrócił Bayern Monachium do życia". Franz Beckenbauer chwali Hansiego Flicka >>

Liga Mistrzów. Karl-Heinz Rummenigge zdradził, co Robert Lewandowski powiedział mu po finale. To ważne słowa >>

Czy Rober Lewandowski jest najlepszym piłkarzem w historii polskiej piłki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×