Rozmiary sukcesu Bayernu porażają. Ósmy z rzędu tytuł mistrza Niemiec przypieczętowany kompletem 10 wygranych meczów Bundesligi po jej restarcie, a na dokładkę Puchar Niemiec. Przewaga nad rywalami z własnego podwórka nigdy nie była tak dojmująca. Nawet wtedy gdy drużyna Juppa Heynckesa kończyła sezon 2012/13 z rekordowymi 25 punktami przewagi czy gdy zespół Pepa Guardioli zdobywał mistrzostwo Niemiec już w marcu po 27. kolejce.
W Europie Bayern zdobył trofeum Ligi Mistrzów, wygrywając w drodze do finału wszystkie mecze jako pierwsza drużyna w historii. Zarówno sześć spotkań grupowych, jak i pięć w fazie pucharowej (okrojonej przez pandemię o rewanże w ćwierć- i półfinałach). Tego wcześniej nie dokonał w jednej edycji nikt. Zdobył przy tym 43 bramki tracąc zaledwie osiem. Przy tym aż trzy razy strzelał rywalom przynajmniej sześć goli.
Do tego Robert Lewandowski został królem strzelców wszystkich trzech rozgrywek, w których brał udział. 15 goli w Champions League nie pozwoliło mu przeskoczyć rekordzisty Cristiano Ronaldo (17 bramek w jednej edycji), ale Portugalczyk rozegrał wówczas dwa spotkania więcej.
ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzów. Wielki sukces Roberta Lewandowskiego. "To kapitalny ambasador Polski"
Czy może być jeszcze lepiej? Może. Czy Bayern jest w stanie dominować w ten sposób w Europie - bo przerwanie jego prymatu w Bundeslidze ciężko sobie wyobrazić - przez dłuższy czas? Tak, ma wszystko, żeby tak się stało.
Zdrowe zasady
Jest świetnie zarządzany przez grono byłych wielkich zawodników jak Karl-Heinz Rummenigge, Oliver Kahn czy Hasan Salihamidzić, wspartych fachowcami - top menadżerami. Ma jedne z najzdrowszych finansów pośród europejskich klubów. Wystarczy porównać, jaki chaos pod tym względem panuje w Barcelonie.
W dodatku, co bardzo ważne, w czasach kryzysu wywołanego pandemią, finanse bardzo wzmocni trumf w Lidze Mistrzów. Zwycięstwo we wszystkich 11 meczach przełoży się na wypłatę z UEFA aż 120 mln euro (tylko za sam finał 19 mln).
Reinkarnacja legendy
Do tego dochodzi trener Hansi Flick, który ma wszystko by stać się reinkarnacją Juppa Heynckesa, o ile już się nią nie okazał. Młody stażem (bo nie wiekiem, ma 55 lat) jako samodzielny trener i już w pierwszym niepełnym sezonie wywalczył potrójną koronę. Korzysta z olbrzymiego doświadczenia, które zdobył jako były zawodnik Bayernu i czterokrotny mistrz Niemiec, przede wszystkim jako asystent Joachima Loew, z którym był na czterech wielkich imprezach.
Zawodnicy Bayernu chwalą jego umiejętności taktyczne, które zaprocentowały zwłaszcza w spotkaniach z Olympique Lyon i finale z PSG, ale najbardziej jego zdolności interpersonalne. Ze zlepka indywidualności, które w listopadzie przegrały 1:5 z Eintrachtem Frankfurt, potrafił zjednoczyć skład we wspólnym celu. Sprawić, że każdy poczuł się potrzebny i należycie wykorzystany na boisku.
Niemiecki dziennikarz i autor książek Raphael Hoenigstein napisał w "The Athletic", że zaprocentowała tu praca w kadrze. Flick obserwował, jak podczas Euro 2012 reprezentacją targał konflikt i wzajemna niechęć między zawodnikami Bayernu i Borussii Dortmund. Wszyscy czuli się nieszczęśliwi i nie mogli na siebie patrzeć.
Toteż podczas mundialu w 2014 w Brazylii wspólnie z Loewem postanowili przeprowadzili wielkie manewry w team-buildingu, których kulminacją było wspólne zamieszkanie piłkarzy zwaśnionych drużyn w bungalowach w specjalnie zbudowanym dla kadry Campo Bahia. "Bez tego nie zdobylibyśmy mistrzostwa świata" - wspominał po latach Per Mertesacker.
Przepis na sukces
Kolejna sprawa to bardzo silna kadra, będąca mieszanką doświadczonych, utytułowanych mistrzów świata i triumfatorów Ligi Mistrzów z 2013 roku jak Manuel Neuer, Thomas Mueller i Jerome Boateng czy David Alaba i Javi Martinez z głodnymi sukcesu wschodzącymi gwiazdami niemieckiej piłki jak Serge Gnabry, Leon Goretzka, Niklas Suele czy Joshua Kimmich. A do tego Robert Lewandowski.
Weteranom mimo wieku daleko do wypalenia. Popisy Neuera sprawiły, że zaczął wręcz być wymieniany jako najlepszy bramkarz w historii. Lewandowski może ma w metryce 32-lata ale wciąż jest nienasycony, mimo wielkiego spełnienia. Jak sam zapowiada, czuje w sobie rezerwy i ma świadomość, że może być jeszcze lepszy.
Taki też może być cały Bayern. Jakby wsłuchując się w apel kapitana reprezentacji Polski sprzed dwóch lat, władze klubu ściągają gwiazdy światowego formatu jak reprezentant Niemiec Leroy Sane, który już dołączył do drużyny z Manchesteru City, co sprawi, że siła skrzydeł będzie jeszcze bardziej piorunująca.
Przyszły lider
Wyzwaniem dla klubu będzie zastąpienie Thiago, który okazał się kluczowy w wygraniu Ligi Mistrzów, dyktując tempo w środku pola. Hiszpan po siedmiu spędzonych w Monachium latach poszukać nowych wyzwań i na rok przed końcem kontraktu prawdopodobnie przejdzie do Liverpoolu.
Tyle że jego następca już się objawił. Po restarcie Bundesligi w buty kontuzjowanego Thiago wszedł Kimmich, tworząc kapitalną parę z Goretzką. W Lizbonie z konieczności zastępował na prawej obronie Benjamina Pavarda. Pozycja nie przeszkodziła mu jednak w zanotowaniu aż czterech asyst - najwięcej ze wszystkich obrońców podczas Final 8 - wykonania aż 28 kluczowych podań - najwięcej że wszystkich uczestników turnieju.
- Widzę w nim wspaniałego bocznego obrońcę, środkowego obrońcę, numer sześć, numer osiem i numer dziesięć. Ma wszystkie cechy, które każdy trener chce widzieć w zawodniku. Ma niesamowitą piłkarską inteligencję, rozumie grę i zna wymagania na różnych pozycjach. Jest absolutnie fenomenalnym zawodnikiem, jednym z najlepszych na świecie - taką laurkę wystawił przyszłemu liderowi Bayernu kilka dni przed finałem Jose Mourinho.
Niewykluczone zresztą, że Flick wyprowadzi na właściwie tory innego środkowego pomocnika Corentina Tolisso, mistrza świata, który póki co jeszcze się w Bayernie nie odnalazł i raczej zawodzi. Kto jak nie on będzie w stanie wykorzystać potencjał drzemiący we Francuzie, za którego Bawarczycy zapłacili 40 mln euro?
Śladem Realu
Oczywiście z prorokowaniem nadchodzących nowych er w futbolu trzeba uważać. W 2009 roku wydawało się, że po zdobyciu siedmiu trofeów w sezonie Barcelona Pepa Guardioli będzie panować niepodzielnie, a już rok później z piedestału zrzucił ją Inter Mourinho.
Ubiegłoroczny finał Liverpool - Tottenham zwiastował powrót rządów w Europie klubów Premier League, tymczasem w kolejnej edycji rozczarowały. Obrońcy trofeum odpadli już w 1/8 finału, a uważany za faworyta Manchester City skompromitował się w ćwierćfinale z Olympique Lyon i w obu przypadkach nie da się tego zwalić na przerwę spowodowaną pandemią.
Bayern ma jednak wiele argumentów, żeby powtórzyć sukces Realu Madryt, który dotąd jako jedyny w historii obronił triumf w Champions League i to dwa razy. Przy tym nie dominował w tym czasie na krajowym podwórku, a Bayernowi w Bundeslidze ciężko będzie zagrozić komukolwiek.
Czytaj również -> Mateusz Skwierawski: Legia - twarz wgnieciona w asfalt
Czytaj również -> Robert Lewandowski. Na przekór wszystkim