Informowaliśmy o zamieszaniu w pucharach. 19 sierpnia, w I rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów, miał się odbyć mecz KI Klaksvik - Slovan Bratysława. Spotkanie odwołano, bo u gości wykryto koronawirusa u fizjoterapeuty. Całą drużyna została wysłana na kwarantannę, a UEFA zezwoliła grać gościom w składzie rezerwowym, ale i tam wykryto osobę zarażoną.
Efekt: drużyna z Wysp Owczych przeszła dalej, bo Slovan ostatecznie dostał walkowera. Słowacy już wtedy się oburzali, bo po przyjeździe do kraju wszyscy zawodnicy zostali zbadani na obecność COVID-19. Wyniki były negatywne. - To skandal. Nie umiem zrozumieć, jak to możliwe w obecnych czasach. To co zrobili na Wyspach Owczych, jest skandalem. Mecz powinien rozstrzygnąć się na boisku, a tak się nie stało - powiedział dyrektor Slovana, Ivan Kmotrik.
To nie koniec. Jak informuje klub na swojej stronie internetowej, w całej sprawie jest sporo niejasności. Mówiąc wprost - działacze podejrzewają klub z Wysp Owczych o nieczystą grę. Zarażony fizjoterapeuta, jak się okazało, nigdy nie był zarażony. Przebadano go w słowackim laboratorium, skąd uzyskano zaskakujące wyniki. W krwi nie stwierdzono przeciwciał na koronawirusa.
- To tylko potwierdza nasze obawy co do testów wykonanych na Wyspach Owczych. Wiemy, że to niczego nie zmieni, ale uznaliśmy, że powinniśmy ogłosić tę informację. Czujemy się pokrzywdzeni. Jesteśmy rozczarowani i smutni, bo zostaliśmy wyrzuceni z kwalifikacji Ligi Mistrzów nie z naszej winy - powiedział Kmotrik.
CZYTAJ TAKŻE Liga Mistrzów. UEFA zezwoliła na grę Slovana... rezerwami
CZYTAJ TAKŻE Zobacz wszystkie gole Roberta Lewandowskiego w sezonie 2019/2020
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się wygłupia słynny piłkarz