PKO Ekstraklasa. Pogoń Szczecin - Wisła Kraków. Yaw Yeboah: Urodziłem się po to, żeby grać. Dostałem talent od Boga

Materiały prasowe / wisla.krakow.pl / Na zdjęciu: Yaw Yeboah
Materiały prasowe / wisla.krakow.pl / Na zdjęciu: Yaw Yeboah

- Mój tata, który jest dyrektorem szkoły i pastorem, nie chciał, żebym grał w piłkę. Musiałem się ukrywać, żeby trenować. Ale ja się urodziłem po to, żeby grać. Dostałem talent od Boga - mówi nam Yaw Yeboah, nowy piłkarz Wisły Kraków.

Ghańczyka do Europy sprowadził Manchester City. Yaw Yeboah miał 17 lat, gdy został zauważony przez The Citizens. Zaproszenie na Wyspy Brytyjskie było dla nastolatka z Ghany jak sen. - Byłem wtedy bardzo młody i pomyślałem, że to wszystko jakiś żart, blef. Nie grałem wtedy w żadnym profesjonalnym klubie. Byłem graczem akademii Right to Dream, która współpracowała z Manchesterem City. - opowiada WP SportoweFakty piłkarz, który już w debiucie oczarował kibiców Białej Gwiazdy.

- Kiedy przedstawiciele angielskiego klubu przyjechali do Ghany, by obejrzeć kilka meczów, dostrzegli mnie i uznali: "Ten chłopak jest dobry, podoba nam się". Dostałem propozycję przenosin do Manchesteru. Nie wierzyłem własnym uszom. Ale to się działo naprawdę. W ciągu kilku tygodni wszystko zostało załatwione. Poleciałem do Manchesteru - wspomina.

Na pierwszy trening z pierwszą drużyną Man City nie musiał długo czekać. - Mogłem się wiele nauczyć od takich graczy, jak Yaya Toure czy Emmanuel Adebayor. Dla mnie to wszystko było jak spełnienie marzeń. Na początku mocno się denerwowałem, gdy przyszło mi trenować i grać z takimi gwiazdami jak Sergio Aguero czy Yaya Toure - przyznaje, dodając: - Ale oni sami dodawali mi otuchy. Mówili: "Drybluj, nie szkodzi, że stracisz. Nie bój się wziąć piłki, będziesz popełniać błędy, ale jesteś tu, by się uczyć". To dodawało mi pewności siebie. Z każdym treningiem czułem się tam coraz bardziej komfortowo.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak bawią się hiszpańscy piłkarze

Wyjścia z Toure, kolacje z Kompanym

Tę nauczkę zapamiętał na całe życie. To dlatego dziś nie boi się podejmować ryzyka w sytuacjach jeden na jeden: - Drybling to, moim zdaniem, jeden z moich największych atutów. Najlepiej czuję się z piłką przy nodze. W Manchesterze próbowałem uczyć się panowania nad piłką od Davida Silvy, próbując kopiować jego zagrania. Widziałem, że skoro drybling jest moją mocną stroną, to muszę nad nim szczególnie pracować.

W Manchesterze City grają najlepsi piłkarze świata, ale młody Yeboah mógł liczyć na pomoc niemal każdego z nich. - Zwłaszcza Silvy czy Vincenta Kompany'ego, który często tłumaczył nam, dlaczego powinniśmy ciężko trenować. Pierwsza i druga drużyna jada tam posiłki w tym samym miejscu. Czasem spędzałem czas z zawodnikami pierwszego zespołu poza zajęciami, nie tylko na boisku. Przede wszystkim z Yaya Toure, ale bywało też, że szliśmy na kolację z Kompanym.

I dodaje: - Jestem dumny, że udało mi się coś takiego osiągnąć i te doświadczenia uformowały mnie takim, jakim jestem dziś. Byłem młody, poleciałem tam, nie mając żadnych wcześniejszych doświadczeń z życia w Europie. Wszystko było dla mnie nowe, inne - jedzenie, kultura, nie tylko futbol. Ale wiedziałem, że to jest właśnie to, co chcę w życiu robić - grać w piłkę. Mimo tego, że było to trudne, musiałem zaryzykować.

Najlepiej wspomina okres, gdy menedżerem The Citizens był Manuel Pellegrini: - Kiedy był w klubie, miałem częściej okazję trenować z pierwszą drużyną. Dawał młodym dużo szans i zaufania. Inni trenerzy pierwszej drużyny wspierali młodych. Zachęcali do ciężkiej pracy, by wywalczyć sobie piękną przyszłość.

Tajne treningi

Klub dbał nie tylko o piłkarski rozwój, ale też o ich edukację juniorów. - Oprócz treningów, normalnie się uczyliśmy. Gdy wraz z kolegami z Ghany trafiliśmy do Manchesteru, nie mówiliśmy za dobrze po angielsku, więc przede wszystkim tego musieliśmy się nauczyć. Ale przerabialiśmy też normalny program nauczania - mówi Yeboah.

Nauki odpuścić nie mógł również dlatego, że wielki nacisk kładł na nią jego ojciec. - Mój tata był dyrektorem w szkole w Ghanie i wolał, żebym się uczył, niż grał w piłkę. Nie był zadowolony, że trenowałem - przyznaje. - Tym bardziej że obawiał się, że doznam kontuzji, jak wcześniej mój starszy brat. On musiał przejść przez to operację. Po tym tata uznał, że lepiej, żeby już nikt w rodzinie nie poświęcał się piłce, bo nie możemy sobie pozwolić na leczenie kolejnych kontuzji - dodaje.

Młody Yaw musiał naprawdę ukrywać futbolową pasję przed własnym tatą. Nie ma jednak o to żalu. - W pewnym sensie go rozumiałem, ale koniec końców uważam, że urodziłem. się po to, by grać w piłkę. Tata był w stanie powstrzymać mnie na chwilę, ale nie mógł odciąć mnie od futbolu na zawsze. Dlatego szukałem momentów, by wyrwać się z przyjaciółmi pograć w piłkę w takie miejsca, by mnie nie widział i się nie zorientował - zdradza.

Wszystko się zmieniło, gdy okazało się, że piłka może być dla niego czymś więcej niż hobby: - Kiedy zacząłem odnosić sukcesy w szkolnym klubie, po czym wybrano mnie do Akademii Right to Dream, gdzie zapewniono mi wyżywienie i szkołę, tata zmienił zdanie i cieszył się moim rozwojem. Później, dzięki współpracy akademii z Manchesterem, poleciałem na Wyspy.

Niebawem ojciec przeistoczył się w jego największego fana. - Dostałem powołanie do reprezentacji Ghany U-20 i zostałem nawet wybrany MVP mistrzostw Afryki U-20. Tata cieszył się wtedy z moich sukcesów. Wszyscy o mnie mówili, rodzina zyskała dzięki temu wielki szacunek w naszej miejscowości. To wiele zmieniło w jego stosunku do mojej kariery - wspomina.

Tournee po Europie

Dlaczego jednak, mimo sporego talentu, nie przebił się do pierwszej drużyny Man City? Wiele czynników miało na to wpływ, ale Yeboah zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz: - Miewałem problem z uzyskaniem pozwolenia na pracę na Wyspach. Starałem się jednak poukładać sobie to wszystko w głowie i nie przejmować się, pokazywać się z jak najlepszej strony na wypożyczeniach. W Manchesterze zapewniali, że byłem jednym z tych graczy, którzy najlepiej radzili sobie na wypożyczeniach.

W pierwszej kolejności trafił do francuskiego Lille. To tam dostrzeżono w nim potencjał do gry na skrzydle. - Swego czasu, jeszcze w Ghanie, grałem nawet jako lewy obrońca. Dopiero w Manchesterze zmienili mi pozycję - po tym, jak przedryblowałem połowę graczy na boisku, stwierdzili: "On nie wygląda na lewego obrońcę". Grywałem następnie jako "dziesiątka". Później, we Francji, zorientowali się, że dysponuję sporą szybkością i przestawiono mnie na skrzydło, gdzie mogłem wygrywać pojedynki jeden na jeden i robić użytek z tej szybkości - tłumaczu.

We Francji - podobnie, jak w innych miejscach - pytano, czy jest krewnym dawnego reprezentanta Ghany, znanego z Bundesligi i Premier League Anthony'ego Yeboah. - Wszędzie, gdzie się nie pojawię, ludzie pytają mnie, czy jesteśmy rodziną, ale nie - uśmiecha się. - Przyznaję jednak, że za młodu oglądałem jego mecze i trochę się na nim wzorowałem - dodaje.

Po Francji przyszedł czas na Eredivisie. W Twente Enschede Ghańczyk szybko znalazł nić porozumienia z Mateuszem Klichem. - Kiedy trafiłem do Holandii, miałem już za sobą doświadczenia z Ligue 1. Dzięki temu zanotowałem naprawdę dobry sezon w Eredivisie. Prezentowałem się dobrze, a zespół wygrywał. Muszę też podkreślić, że byliśmy dobrymi kumplami z Mateuszem Klichem. Często kierował do mnie piłki - wspomina.

Jego progres na wypożyczeniach miał chwalić nawet sam Pep Guardiola: - To dało mi zastrzyk pewności siebie. Miałem dzięki temu poczucie, że ludzie w Manchesterze dostrzegają moje postępy i muszę nadal ciężko pracować.

Teraz Polska

Wydawało się, że przy jego umiejętnościach dobrym ruchem będą przenosiny do Hiszpanii. Próbował tam sił w Realu Oviedo, CD Numancia i Celcie Vigo B. Ostatecznie jednak uznał, że w wieku 23 lat chce kontynuować karierę poza Półwyspem Iberyjskim i postawił na Polskę.

- Musiałem wybrać taki klub i taką ligę, które sprawią, że poczuję się szczęśliwy - tłumaczy, dodając: - Tata powiedział mi: "Jesteś młody, chcesz podjąć ryzyko, to je podejmij. Jeśli masz ofertę z Polski i ten wybór cię uszczęśliwi, to leć! Spróbuj!" Miałem inne oferty, ale zdecydowałem się na Wisłę.

Przyznaje, że interesowały się nim też inne kluby PKO Ekstraklasy: - Obejrzałem sobie, jak wyglądają mecze w polskiej lidze. Kibice są tu niesamowici, poziom ligi też jest dobry. Z tego, co mówił mi mój agent, to były o mnie też zapytania z innych polskich klubów. Poczytałem jednak trochę o Wiśle, o historii klubu. I spodobało mi się to wszystko. Pomyślałem: dlaczego nie?

Już w debiucie, w meczu 2. kolejki ze Śląskiem Wrocław (1:3), pokazał efektowną próbkę swoich możliwości. - Ale potrzebuję kilku meczów, by nauczyć się dobrze współpracować z resztą drużyny i zaadaptować się do wymagań ligi. Bo naprawdę mamy świetny zespół. Musimy się tylko lepiej poznać, bo pojawiło się jednak sporo nowych graczy - przekonuje.

Czy w przyszłości chciałby wrócić na Wyspy, by po raz drugi spróbować podboju Premier League i udowodnić, że jednak liga angielska była mu pisana? - To byłoby spełnienie moich marzeń, bo nigdy tak naprawdę nie dostałem szansy zadebiutowania w Premier League. Ale teraz jestem maksymalnie skoncentrowany na grze dla Wisły. Na tym, byśmy notowali dobre wyniki. Co będzie w przyszłości, zobaczymy.

Rasizm? To problem rasisty

Na razie uważnie śledzi jak wśród piłkarzy na Wyspach coraz większą popularność zdobywa ruch Black Lives Matter. - Dla mnie to też bardzo ważna sprawa. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Jak ty mówisz, ja cię rozumiem, jak ja mówię, ty mnie rozumiesz. Dlaczego więc różnić ma nas kolor skóry? Popieram ten ruch. Bardzo doceniam to, co zawodnicy w Premier League robią, całe ich zaangażowanie w akcję Black Lives Matter - podkreśla.

Na zaczepki o podłożu rasistowskim ma prostą receptę: ignorować. - Jeśli ktoś ma coś przeciwko mnie, to już jego problem. Ja po prostu robię to, co kocham. Koniec końców - bo wiecie, mój ojciec jest też pastorem - wszyscy spotkamy się na drugim świecie. Jeśli więc ktoś chce mnie skrzywdzić, czy obrazić, nie będę się tym martwił. Budzę się rano i po prostu staram cieszyć się życiem, być szczęśliwy. Staram się myśleć pozytywnie i nie zaprzątać sobie głowy negatywnymi rzeczami - kwituje.

Ghańczyk od ojca zyskał też kilka innych cennych rad. Na przykład taką, by nie zbaczać z obranej ścieżki. - Uważam, że jeśli tylko będę ciężko pracował i pozostanę skoncentrowany na moim celu, mogę osiągnąć naprawdę wiele. Nie piję alkoholu, nie palę. Jestem trochę domatorem. Lubię spędzać czas na rozmowach z moją rodziną i przyjaciółmi

I dodaje: - Wiele osób już mi mówiło, że mam wszystko, by być naprawdę świetnym graczem. Muszę tylko zachować koncentrację. Mówili: "Masz talent, od ciebie zależy, czy go wykorzystasz". Ja naprawdę chcę odnieść sukces w futbolu. Wiem, że dostałem talent od Boga i muszę pracować nad tym, by go rozwinąć. Tak, by kiedyś ludzie w moim kraju wspominali o mnie z takim szacunkiem jak teraz o Anthonym Yeboahu.

W niedzielę 23-latek będzie miał szansę na drugi występ w barwach Wisły Kraków. W meczu 3. kolejki Biała Gwiazda zagra na wyjeździe z Pogonią Szczecin. Początek meczu o godz. 15:00.

Czytaj również:
Transfery. PKO Ekstraklasa. Adi Mehremić: Semir Stilić polecał mi Wisłę Kraków
PKO Ekstraklasa. Liga a koronawirus. Tak kluby dbają o ochronę przed COVID-19

Komentarze (5)
avatar
-K-
13.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Talent od Boga to maja Muzycy, Malarze, Lekarze, Naukowcy a nie kopacze pilki :) 
avatar
Szef na worku
13.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Większość jednak takich urodziła się po to aby tyrać na plantacji... 
avatar
caido
13.09.2020
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Pan Bóg siedział i myślał. "Ten urodzi się niewidomy", "Tamten urodzi się bez ręki", "O, a temu dam talent do gry w piłkę nożną". 
avatar
kondekpl
13.09.2020
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Gdyby miał talent nie grałyby w poskiej lidze 
avatar
NaturalBornLeader
13.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To jest chyba ta subtelna róznica między cywilizowanymi krajami gdzie gra się w piłkę, a Polską. Czytaj całość