Choć według Carlo Ancelottiego był jednym z najlepiej zapowiadających się wychowanków Bayernu, nie zdążył zadebiutować w dorosłym zespole. Po dziesięciu latach Marcel Zylla zdecydował, by opuścić Monachium. Tego lata wygasł jego kontrakt z mistrzem Niemiec, nie przedłużył go i jako wolny zawodnik podpisał umowę ze Śląskiem Wrocław. Po latach gry w drużynach młodzieżowych jednej z najlepszych ekip na świecie, 20-latek chce w końcu sprawdzić się w seniorskiej piłce.
Rozmowy z Zahavim
- Polska liga jest bardzo interesująca dla młodych piłkarzy - mówi nam Zylla i dodaje: - Mogą się tu rozwinąć. Były też oferty z innych klubów, ale dla mnie najważniejsze było, żeby grać, a nie siedzieć na ławce. W Polsce będzie mi o to łatwiej niż np. we Francji czy Anglii.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Robert Lewandowski z nowym celem na kolejny sezon. "Ma coś do udowodnienia"
Podobną drogę obrał niedawno Przemysław Płacheta. Z uznanej akademii RB Lipsk wrócił do Polski i ze Śląska wypromował się do Norwich City. - Myślę, że dostanę tu swoją szansę. Po rozmowie z prezesem i dyrektorem sportowym Śląska agent przekonał mnie do transferu. Wiem, że Śląsk mocno o mnie zabiegał - mówi Zylla.
Interesy 20-latka reprezentuje Pini Zahavi. Izraelczyk od dwóch lat jest także agentem Roberta Lewandowskiego. To jeden z najpotężniejszych menedżerów w piłce. Ostatnio ma na pieńku z władzami Bayernu. Uli Hoeness nazwał go "chciwą piranią". - To normalny facet - mówi młody zawodnik o Zahavim. - Często rozmawiamy. Czuję, że zawsze chce dla mnie jak najlepiej. Nadajemy na podobnych falach, domyślał się, że chcę grać i zdecydowaliśmy, że najlepszy dla mnie będzie transfer do ekstraklasy - dodaje.
Przez dziesięć lat Zylli nie udało się zadebiutować w oficjalnym meczu pierwszej drużyny Bayernu. Bardzo blisko był w 2018 roku. Nowy trener Niko Kovac zabrał go na przedsezonowe tournee po Stanach Zjednoczonych. Zylla zagrał w trzech sparingach: z Paris Saint-Germain, Juventusem i Manchesterem City. A chce pójść drogą Plachety.
- Na treningach było inne tempo gry - mówi o obozie przygotowawczym i dodaje: - To było trudne dla ciała i głowy. Często młodych piłkarzy wspierał na treningach Franck Ribery. Podczas treningu podchodził do mnie, wspierał mnie i chwalił, mówiąc, że "jestem dobrym graczem".
W Bayernie najważniejsza jest dyscyplina
Gdy Bayern wrócił do Niemiec, Kovac nie powoływał Polaka na mecze pierwszej drużyny. Zylla pojawiał się już tylko na jej treningach. - Kilka razy rozmawiałem też z Robertem Lewandowskim, ale były to krótkie pogawędki. Od razu widać, że to silny zawodnik, niezwykle mocno skupiony na futbolu - wspomina.
Tamten sezon Zylla spędził w zespole U-19, grał w Lidze Młodzieżowej UEFA, a potem awansował do rezerw Bayernu, które grają w III lidze. Zmierzył się tam m.in. z Martinem Kobylańskim, piłkarzem Eintrachtu Brunszwik, który w piątek strzelił hat-tricka w meczu z Herthą Berlin. Jednak drugi zespół Bayernu ma zupełnie inną specyfikę niż reszta rywali w stawce.
- Może tam grać tylko trzech piłkarzy powyżej 21. roku życia - opowiada Zylla i dodaje: - To był bardzo młody zespół. Treningi były intensywniejsze niż w zespole U-19, ale nadal to był inny świat w porównaniu z pierwszą drużyną. Tam są starsi zawodnicy i inny, znacznie wyższy poziom treningu.
Jedno łączy wszystkie drużyny Bayernu. - Najważniejsza jest dyscyplina. Na boisku i poza nim. Żeby dbać także o odżywianie i sen. To potem ma wpływ na formę - przyznaje Zylla.
Wściekły selekcjoner
Zylla najlepiej czuje się na "10", tuż za napastnikiem. Potrafi rozgrywać, gra obiema nogami. W Niemczech znalazł się dzięki rodzicom. Wyjechali z Opola za pracą, Marcel urodził się już w Monachium.
Ale to w reprezentacji kraju swoich rodziców czuje się lepiej. Choć rozegrał też jeden mecz dla Niemiec w 2016 roku. Ale selekcjoner kadry U-17 Christian Wueck wściekł się, gdy usłyszał, że Zylla rozważa też grę dla Polski. Kolejnych powołań od niego już nie dostał.
Do polskiej kadry wypatrzył go Tomasz Rybicki, skaut PZPN. Pierwsze powołanie wysłał mu Dariusz Dźwigała. Rok temu z kadrą U-20 Jacka Magiery wystąpił na mistrzostwach świata w Polsce. Transfer do Śląska ma przy okazji pomóc mu opanować język polski. Nadal posiłkuje się niemieckim lub angielskim, gdy brakuje mu polskich słów.
- Rodzice byli szczęśliwi, gdy dowiedzieli się o transferze do Polski - mówi zawodnik i dodaje: - Wiedzą, że to dobra liga dla mnie i mogę się w niej pokazać. Przy okazji podszkolę się z języka polskiego. Będzie mi łatwiej rozmawiać z chłopakami z reprezentacji.
Hertha Berlin chce nowego napastnika. Krzysztof Piątek może mieć poważnego konkurenta
Śmierć, która wstrząsnęła Włochami. AS Roma uczciła pamięć młodego kibica