Ciprian Tatarasunu, Marco Sportiello, Alban Lafont. Bartłomiej Drągowski nie czuł się gorszy od żadnego z nich, a mimo to długo mógł tylko patrzeć na ich grę z ławki rezerwowych. Treningi nie wystarczały, by udowodnić swoją wartość i przekonać do siebie sztab szkoleniowy. Dopiero odejście na wypożyczenie do Empoli FC w 2019 roku sprawiło, że jego sytuacja kompletnie się odmieniła.
Przez kilka miesięcy w klubie z Toskanii Polak zrobił furorę i stał się czołowym bramkarzem Serie A. Było więc jasne, że po powrocie musi stanąć między słupkami. I już nie był "ósmy do gry". Przegonił z Florencji nazywanego "francuskim Donnarummą" Lafota, co miało swoją wymowę.
W poprzednim sezonie zagrał 32 mecze, a byłoby ich jeszcze więcej, gdyby nie uraz pleców. I tak zdołał jednak pozostawić po sobie na tyle dobre wrażenie, że jego pozycja stała się niepodważalna. - Obecnie możemy powiedzieć, że jest absolutnym numerem 1 w drużynie - mówi nam dziennikarz Andrea Giannattasio, który współpracuje m.in. z "La Gazzettą dello Sport".
ZOBACZ WIDEO: Reprezentanci Polski grają lepiej w klubach, niż w kadrze narodowej. O co tutaj chodzi? "To jest jedyne wytłumaczenie"
Ostatnio Drągowski został doceniony przez selekcjonera Jerzego Brzęczka i dostał powołanie do reprezentacji Polski. Cały czas mówi się też o nim w kontekście transferu do słynniejszego klubu. Padają nazwy m.in. Chelsea FC czy AC Milan. Znalazł się w takiej pozycji, że niewiele osób już pamięta jak długa i kręta była jego droga do bramki Fiorentiny.
W 2016 roku trafił do Fiorentiny z Jagiellonii Białystok jako bramkarskie "złote dziecko". PKO Ekstraklasę podbił jako nastolatek, jego nazwisko w swoich notesach mieli zapisane skauci najsłynniejszych klubów świata. Oczekiwania były więc spore ze wszystkich stron, ale zderzenie z rzeczywistością okazało się brutalne.
- Może siódmy jestem, może ósmy? Bo jest pięciu fizjoterapeutów. No i kierowca. Ma niezłą sylwetkę. A więc jestem daleko, daleko... - nie krył w rozmowie z "Polska Times" kilka miesięcy po przenosinach, czym podpadł władzom klubu.
Faktycznie na początku nastolatek z Polski był trzecim golkiperem we włoskim zespole, ale przebić się w hierarchii było trudno. Nie ułatwiały mu tego kontuzje, nie błyszczał też w zespole młodzieżowym. Nie zachwycił także, gdy w końcu dostał pierwsze szanse w seniorach. Zresztą wystarczy przytoczyć liczby: przez dwa sezony zagrał sześć meczów, w których wpuścił 13 goli i ani razu nie zachował czystego konta.
W pewnym momencie wydawało się nawet, że kariera Drągowskiego w Fiorentinie dobiega końca. Latem 2018 roku klub wydał aż 8 mln euro na jeszcze młodszego od niego Lafonta, który z miejsca stał się pierwszym wyborem i nie stracił tego statusu nawet po kontuzji. Pozostały więc dwie możliwości: zadowolenie się rolą dublera lub odejście. Problem rozwiązała jednak oferta czasowych przenosin do Empoli.
Po powrocie polskiego bramkarza do Florencji sytuacja zmieniła się diametralnie. Działaczom tak mocno zależało na jego zatrzymaniu, że to Lafonta oddali na wypożyczenie.
- Podczas tego półrocza na wypożyczeniu Drągowski bardzo mocno się rozwinął, więc został wybrany "jedynką". Dlatego też odrzucił oferty z Premier League i postawił na dalszą grę we Włoszech. To był odpowiedni ruch, bo zaliczył dobry rok i w tej chwili propozycji jest pewnie jeszcze więcej, ale on sam nie naciska na klub w sprawie odejścia. Nie wiemy jednak, co się stanie w przyszłości - podkreśla Giannattasio.
Póki co pewne jest, że nowy sezon Serie A Drągowski zacznie w Fiorentinie, która w 1. kolejce zagra z Torino Karola Linettego. Początek meczu o godz. 18. Transmisja w Eleven Sports 1.