Od kilku tygodni w mediach spekuluje się, że rozgrywający Górnika, Dariusz Kołodziej może po roku przerwy znów związać się z pierwszoligowym Podbeskidziem Bielsko-Biała. Sponsor bielskiego klubu miał prowadzić negocjacje z zarządem Górnika na temat warunków przejścia walecznego zawodnika do drużyny Górali. Sam zawodnik kategorycznie odcinał się od tego typu doniesień. - Nie wiem skąd w ogóle media mają takie informacje. Są to wierutne bzdury. Nie rozumiem kto w ogóle wpadł na taki pomysł. To jakaś abstrakcyjna sytuacja. Jak to jest, że ja nic o swoim transferze nie wiem?! - irytował się w niedawnej rozmowie z naszym portalem popularny "Koło".
Jak się jednak okazuje spekulacje te nie były do końca bezpodstawne. Prezes utytułowanego śląskiego klubu, Jędrzej Jędrych poinformował wprawdzie, że do klubu nie wpłynęła żadna oferta transferu dotycząca przenosin Kołodzieja do Pobeskidzia, jednak sam zawodnik podjął kroki mające na celu zmianę barw klubowych. Jak poinformował podczas środowego spotkania z kibicami sternik zabrzańskiego klubu, Dariusz Kołodziej złożył do Polskiego Związku Piłki Nożnej wniosek o rozwiązanie kontraktu z Górnikiem z winy klubu. Swoją prośbę argumentował faktem, że stracił miejsce w pierwszym składzie i klub oczekuje od niego zrzeczenia się części wynagrodzenia.
Wniosek zawodnika rozpatrzy zapewne odpowiednia instancja piłkarskiej centrali. Czy jednak ma on szanse powodzenia? Z tego co udało dowiedzieć się portalowi SportoweFakty.pl żaden zawodnik drużyny 14-krotnych mistrzów Polski nie ma w kontrakcie wpisanej gwarancji na występy w pierwszym składzie. Jeżeli zaś chodzi o rozmowy, jakie klub prowadzi z zawodnikami o zrzeczeniu się części wynagrodzenia wszystko zależy od decyzji samego zawodnika. Mechanizm działa tak, że na początku sezonu zawodnik zrzeka się części swojego wynagrodzenia, by na zakończenie rozgrywek w przypadku awansu drużyny do ekstraklasy otrzymać zwrot zamrożonych pieniędzy wraz z wysoką premią.
Decyzja w rękach Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jeżeli jednak piłkarska centrala nie uzna racji zawodnika Kołodziej pozostawi po sobie spaloną ziemię. Ruchem tym zniechęcił do siebie bowiem sztab szkoleniowy i kibiców drużyny z Roosevelta.