To jeden z najlepszych skrzydłowych Biało-Czerwonych w historii i drugi najlepszy polski piłkarz XXI wieku po Robercie Lewandowskim. Do wielkich imprez nie miał jednak szczęścia. Z udziału w MŚ 2006 i Euro 2008 wykluczyły go urazy. Po Euro 2012 został zapamiętany z niefortunnej wypowiedzi o biletach, a z Euro 2016 Polska odpadła po tym, jak nie wykorzystał rzutu karnego. Z kolei na pożegnanie z MŚ 2018 mimowolnie stał się jednym z bohaterów farsy, o której mówił cały piłkarski świat.
Dlatego tak mocno zależało mu na występie w Euro 2020. XVI Mistrzostwa Europy, na których miał go poprowadzić Jerzy Brzęczek - zastępujący mu ojca wujek, który otoczył go opieką po rodzinnej tragedii, miały być puentą tyleż bogatej, co pechowej kariery. Los jednak znów okrutnie zadrwił z byłego kapitana Biało-Czerwonych. Jego plany najpierw pokrzyżował wybuch pandemii, przez którą turniej został przesunięty o rok. A selekcjoner zyskany czas wykorzystał na przygotowanie gruntu pod zmianę pokoleniową w reprezentacji, której główną ofiarą pada właśnie jego siostrzeniec.
Z marzeń się nie rezygnuje
Gdy po MŚ 2018 z gry w reprezentacji zrezygnował Łukasz Piszczek, jego rówieśnik i przyjaciel, Jakub Błaszczykowski wyznał, że nie jest gotowy na taką decyzję: - Dla mnie każdy mecz w reprezentacji jest jak spełnienie marzenia. Mam swoje lata, ale z reprezentacji nie zrezygnuję. Z marzeń się nie rezygnuje. Kiedyś przyjdzie ten moment, że będę za słaby, ale sam nie zrezygnuję. Sam świadomie tego nie zrobię, bo to jedna z najważniejszych rzeczy, którą miałem i ciągle mam przyjemność robić w życiu.
ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. Polska - Bośnia i Hercegowina. Szczere wyznanie Macieja Rybusa. "To nie byłoby fair"
Nie chciał, by jego ostatnim wspomnieniem z kadry było uczucie wstydu, które paliło go, gdy w Wołgogradzie czekał na zmianę przy linii bocznej. Poza tym reprezentację przejął właśnie Brzęczek, któremu był potrzebny jako łącznik między zespołem a nowym sztabem. Sprawdził się w tej roli, co pokazał wyprodukowany przez PZPN film dokumentalny "Niekochani" o drodze drużyny narodowej do Euro 2020.
Sam nie zrezygnował z gry w kadrze, ale wszystko wskazuje na to, że jeśli ponownie zobaczymy go w koszulce z białym orłem na piersi, to tylko w symbolicznym meczu pożegnalnym. 34-latek rzadko udziela wywiadów, a jeśli już to robi, to unika odpowiedzi na pytania o reprezentację. W lipcu rozmawiał ze Stefanem Szczepłkiem z "Rzeczypospolitej" i zagadnięty o swoją przyszłość w drużynie narodowej odpowiedział: - Następne pytanie poproszę.
Nie odpowiedział wprost, ale powiedział więcej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Jakby decyzja zapadła, ale nie została oficjalnie ogłoszona. Tymczasem trwające zgrupowanie jest czwartym z rzędu Biało-Czerwonych, które przechodzi mu koło nosa. Nie było w kadrze już od 13 miesięcy - tylko raz miał dłuższy rozbrat z drużyną narodową: gdy w 2014 roku, na początku kadencji Adama Nawałki doznał poważnej kontuzji kolana.
Z dwóch pierwszych zgrupowań wykluczyły go urazy, a w trwającym nie mógłby wziąć udziału, bo - jak twierdzi interia.pl - zakaził się koronawirusem. Ale czy w ogóle dostałby powołanie? Na wrześniowym też go zabrakło, choć był w pełnym treningu. W dniu ogłoszenia kadry wystąpił w meczu z Jagiellonią Białystok. Dopiero kilka godzin po podaniu powołań miał kontakt z kibicem, przez który musiał zostać odizolowany z powodu zagrożenia zakażeniem koronawirusem.
Ofiara ewolucji
Życie, także to piłkarskie, nie znosi jednak próżni i pod jego nieobecność swoją pozycję w reprezentacji ugruntowali skrzydłowi Przemysław Frankowski, Sebastian Szymański, Damian Kądzior i Kamil Jóźwiak, a obiecująco zaprezentował się Michał Karbownik. Do tego w świetnym stylu do kadry weszli Krystian Bielik i Jakub Moder.
To siedmiu graczy drugiej linii, w tym pięciu "młodzieżowców", których zabranie na mistrzostwa będzie dobrą inwestycją. A przecież liczba miejsc w kadrze na Euro jest ograniczona do 23 i tylko 9-10 zajmą pomocnicy. Kamil Grosicki, Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich i Piotr Zieliński nie muszą się martwić o powołanie, a o bilet na Euro 2020 walczą jeszcze Karol Linetty i Jacek Góralski.
Błaszczykowski pada ofiarą ewolucji, a jego sprzymierzeńcem nie jest nieubłaganie płynący czas. Zawodnicy o jego charakterystyce, bazujący na dynamice, starzeją się szybciej i eksploatowany organizm odmawia współpracy. Kiedy w kadrze zadamawiali się młodsi pomocnicy, "Kuba" częściej przebywał w gabinetach lekarzy i fizjoterapeutów niż na boisku.
Odkąd w styczniu 2019 roku wrócił do Wisły Kraków, z powodu urazów nie trenował łącznie przez 169 dni, czyli blisko pół roku, i opuścił 27 meczów. A przecież poważne problemy z regularną grą miał jeszcze w VfL Wolfsburg. Sezon 2017/18 spisał na straty z powodu problemu z plecami. Z kolei pierwszą część kolejnego przesiedział na ławce rezerwowych.
Środowisko zarzucało Brzęczkowi nepotyzm, gdy powoływał Błaszczykowskiego, ale przecież za jego kadencji "Kuba" wybiegł w "11" tylko w dwóch pierwszych meczach. Potem selekcjoner marginalizował jego rolę jako piłkarza. Błaszczykowski był zmiennikiem, rezerwowym, który nie podrywał się z ławki, aż w końcu nie dostał powołania.
Do mistrzostw jest coraz mniej czasu. Przed ogłoszeniem kadry na turniej odbędą się jeszcze tylko dwa zgrupowania i trudno spodziewać się, by Brzęczek zrezygnował z któregoś z perspektywicznych pomocników, by odkurzyć Błaszczykowskiego.
108-krotny reprezentant kraju chciał pożegnać się z drużyną narodową na dużej scenie, w świetle reflektorów, tymczasem odchodzi po cichu, przegrywając nierówną walkę z czasem i ustępując miejsca kolejnemu pokoleniu. Nie jest to pożegnanie, na jakie zasłużył, ale idealnie wpisuje się w naznaczony piętnem fatalizmu reprezentacyjny rozdział jego kariery.