Liga Narodów. Show Polaków. Pewna wygrana z Bośnią i Hercegowiną

Taką reprezentację: grającą z zębem, atakującą, dynamiczną - chcielibyśmy oglądać zawsze. Polacy wygrali z Bośnią i Hercegowiną 3:0 i zostali liderem grupy w Lidze Narodów. 

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Robert Lewandowski PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Jerzy Brzęczek zasłynął kilkoma cytatami, odkąd prowadzi reprezentację. Jak na przykład powiedzeniem, że Piotrowi Zielińskiemu "musi coś przeskoczyć w głowie", by pokazał cały swój potencjał w meczu. Być może październikowe zgrupowanie kadry było właśnie takim momentem, ale dla całej drużyny. W trzech spotkaniach kadry widzieliśmy powtarzalność. Grę naszej drużyny zaczyna się naprawdę dobrze oglądać. A Zielińskiego, jak na złość, akurat nie było.

W pierwszym meczu Ligi Narodów z Bośnią i Hercegowiną (2:1 dla Polski) czekaliśmy pół godziny, by Biało-Czerwoni w końcu wzięli się w garść. Miesiąc później, we Wrocławiu, po trzydziestu minutach obrońcy gości nie nadążali z blokowaniem akcji Polaków. Nie wiedzieli, jak powstrzymać naszą drużynę. Wtedy grali już ze stratą jednego zawodnika.

Zaczęło się od przejęcia piłki przez Mateusza Klicha i prostopadłego podania do Roberta Lewandowskiego. Nasz kapitan został sfaulowany przed polem karnym, a sędzia pokazał Anehowi Ahmedhodziciowi czerwoną kartkę. Z rzutu wolnego nic nie wyszło, Lewandowski uderzył w mur, ale od 15. minuty nasza reprezentacja "usiadła" na rywalu.

ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. Maciej Rybus zakażony koronawirusem. Reprezentant opowiedział o swoim stanie zdrowia

Przycisnęła tak mocno, że Bośniakom brakowało powietrza. Zaczęliśmy konstruować akcję, na które zazwyczaj decydują się drużyny znacznie lepiej zaawansowane technicznie, jak Włosi czy Hiszpanie. Piętą zagrał Karol Linetty i Jacek Góralski wyszedł sam na sam z bramkarzem. Góralski mógł wykończyć akcję, ale podał do Lewandowskiego. Kapitan zaliczył jednak wielką wtopę. Piłka co prawda podbiła się na nierówności, ale Lewandowski nie trafił z kilku metrów do pustej bramki.

Przez kilka minut ta sytuacja mocno siedziała w głowie naszego lidera. W odstępie kilku minut "Lewy" zagrał trochę pod siebie. W dwóch, trzech przypadkach powinien podać do lepiej ustawionego kolegi, ale wybierał uderzenia, które blokowali Bośniacy. A kiedy już strzał Lewandowskiego minął obronę, to zatrzymał się na słupku.

Wszystko jednak przyszło z czasem. Gole też. W końcówce pierwszej połowy mogliśmy poczuć się jak za najlepszych czasów reprezentacji. Najpierw Lewandowski wykończył akcję Kamila Jóźwiaka. Piłkarz Derby ułożył "Lewemu" piłkę na strzał w polu karnym, a kapitan mocno z bliska pokonał Ibrahima Sehicia.

Ale to, co wydarzyło się chwilę później, zszokowało kibiców. Fani łapali się za głowę, nie wierząc, że nasza drużyna może tak grać. To była świetna, szybka wymiana podań Arkadiusza Recy, Kamila Grosickiego i Lewandowskiego. Ten ostatni zwieńczył dzieło - idealnie dośrodkował na głowę Karola Linettego, a pomocnik Torino pięknym uderzeniem podwyższył wynik. Na gola w kadrze Linetty czekał sześć lat.

Po przerwie nic się nie zmieniło. Drużyna Jerzego Brzęczka nacierała i już sześć minut po zmianie stron Lewandowski znowu trafił. Znakomicie podał mu Klich - wrzucił piłkę na środek pola karnego, a nasz napastnik uderzył bez przyjęcia z powietrza pod poprzeczkę bramki rywala. Chwilę później cały stadion skandował jego nazwisko, gdy kapitan schodził z boiska.

Oprócz siły rażenia z przodu trzeba też wspomnieć o środku pomocy. Klich odrodził się, grając wyżej, musiał pewnie spojrzeć na koszulkę, by przekonać się, że to reprezentacyjna, a nie Leeds United. Karol Linetty szukał gry z przodu, był bardzo waleczny, odważny w ataku i zdecydowany w obronie. A Jacek Góralski znowu dał popis. To gracz, którego nie obchodzi, czy jego kolega gra w lepszym klubie, czy to mecz ligi kazachskiej albo reprezentacji. Góralski wychodzi na boisko bez żadnych kompleksów. Fryzurą przypomina zawodnika sztuk walki, ale cechuje go nie tylko agresja i odbiór, a również ciekawe pomysły na rozegranie akcji.

Brzęczek mimo wysokiego prowadzenia podkręcał tempo. Wpuścił Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka. Dobre sytuacje miał jeszcze Grosicki (sam na sam z bramkarzem). Selekcjoner dokonał później pięciu zmian, tempo spotkania zwolniło, ale to nie miało znaczenia. Taką reprezentację: grającą z zębem, atakującą, dynamiczną - chcielibyśmy oglądać zawsze.

Polska - Bośnia i Hercegowina 3:0 (2:0)
1:0 - Robert Lewandowski 40'
2:0 - Karol Linetty 45'
3:0 - Robert Lewandowski 51'

Polska: Wojciech Szczęsny - Tomasz Kędziora (72. Bartosz Bereszyński), Kamil Glik, Jan Bednarek, Arkadiusz Reca - Jacek Góralski, Karol Linetty, Kamil Jóźwiak (72. Michał Karbownik), Mateusz Klich (64. Krzysztof Piątek), Kamil Grosicki (64. Damian Kądzior) - Robert Lewandowski (58. Arkadiusz Milik).

Bośnia i Hercegowina: Ibrahim Sehić - Branimir Cipetić, Aneh Ahmedhodzic, Sinisa Sanicanin, Sead Kolasinac - Gojko Cimriot, Amir Hadziahmetović (74. Deni Milosević), Miralem Pjanić (33. Dennis Hadzikadunic) - Edin Visca (58. Amer Gojak), Edin Dzeko (58. Smail Prevljak), Rade Krunić (74. Haris Hajradinović).

Żółte kartki: Klich, Bednarek - Pjanić, Kolasinac

Czerwona kartka: Aneh Ahmedhodzic (14 minuta)

Sędzia: Craig Pawson (Anglia)

Czy reprezentacja robi postęp, jeżeli chodzi o styl gry?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×