PKO Ekstraklasa. Maciej Bałaziński: Żeby przetrwać, kluby muszą grać

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: stadion Wisły Kraków
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: stadion Wisły Kraków

- Przy pierwszej fali spodziewaliśmy się katastrofy. Przetrwaliśmy. A teraz? Dopóki to możliwe, musimy grać - mówi Maciej Bałaziński, wiceprezes Wisły Kraków, autor prac o międzynarodowym zasięgu na temat wpływu COVID-19 na rozgrywki piłkarskie.

- Kolejne zamknięcie rozgrywek byłoby potężnym ciosem dla nas - nie ma wątpliwości Maciej Bałaziński, który jest wiceprezesem Wisły Kraków, arbitrem w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie.

COVID-19 mocno uderzył w kluby piłkarskie, jednak trzeba pamiętać, że początkowo wieszczono katastrofę, zaś Cezary Kulesza, właściciel Jagiellonii Białystok, powiedział nawet, że klub może wytrzymać w czasach lockdownu dwa miesiące, więcej oznacza upadek.

- Na początku, w marcu i kwietniu 2020, były spore obawy, jak kluby poradzą sobie z kryzysem. Spodziewaliśmy się katastrofy. Ostatecznie okazało się, że poradziliśmy sobie dużo lepiej, niż przypuszczaliśmy i poprzedni sezon udało się dokończyć oraz rozpocząć zgodnie z planem nowy. Czas pokaże, czy decyzje o dokończeniu sezonu w pełnym wymiarze i rozpoczęciu nowego z opóźnieniem były słuszne - mówi Bałaziński.

ZOBACZ WIDEO: Kluby PKO Ekstraklasy zabezpieczone finansowo? "Łącznie wypłaciliśmy prawie 170 milionów złotych"

Dodaje także, że pomoc z PZPN była na dobrym poziomie, kluby skorzystały też z możliwości finansowania pomostowego dla przedsiębiorstw, sponsorzy raczej nie odmówili wsparcia, bardzo dobrze zareagowali kibice i piłkarze. - Mówi się o nich, że to grupa, która nie chce iść na żadne ustępstwa, tymczasem zawodnicy pokazali solidarność i mieli udział w tym, że kluby poradziły sobie w tej sytuacji. Musimy jednak pamiętać, że przed nami więcej znaków zapytania niż pewników. Dopóki będzie to możliwe bez narażania zdrowia zawodników, sztabów i osób związanych z dniem meczowym, a także kibiców, jeśli będą mogli wrócić na stadiony, koniecznie musimy grać. Tylko tak przetrwamy - podkreśla.

Nie ma mowy o zamknięciu ligi

Według niego nie ma potrzeby dyskutować obecnie o możliwym zamknięciu rozgrywek, gdyż kluby bardzo dobrze radzą sobie ze sprawami związanymi z bezpieczeństwem.

- Musimy pamiętać, że dziś sportowcy są bardzo mocno kontrolowani, środki ostrożności są bardzo zaawansowane. Oczywiście zawodnicy nie są skoszarowani, ale przypadki zakażeń są szybko wychwytywane i nie tak liczne, jak można się było obawiać. W Polsce wyjątkowo szeroko wirus rozlał się dotychczas w jednym klubie, gdzie dotknął praktycznie wszystkich przedstawicieli pierwszej drużyny, ale po przejściu okresu chorobowego zawodnicy wrócili do gry. Zarażenia wirusem są i będą, bo każdy w jakiś sposób ma kontakt ze światem zewnętrznym - mówi.

Organizacje sportowe nie są tu oczywiście wyjątkiem, COVID-19 uderzy w wiele firm, natomiast kluby piłkarskie będą jednymi z tych, które mogą mocno ucierpieć. Oczywiście, mają finansowanie zewnętrzne z praw telewizyjnych. Środki z przychodów dnia meczowego w ostatnich latach stanowią coraz mniejszy procent całości, ale wciąż są znaczące. Według ostatniego raportu Deloitte z 2018 roku (za rok 2019 zostanie ogłoszony w czwartek) kluby PKO Ekstraklasy zarobiły z tego tytułu 83,1 mln złotych.

- Na pewno zamknięcie trybun to duży problem dla wielu klubów, zwłaszcza takich, jak Legia, Lech, Górnik, Lechia czy oczywiście Wisła. One mają ogromne rzesze kibiców i z tego tytułu też czerpią spore przychody. Ich brak może spowodować poważne konsekwencje - zaznacza Bałaziński.

- Sytuacja jest problematyczna, bo trzeba zdać sobie sprawę, że jeśli brakuje kilka, kilkanaście procent budżetu, to te długi cały czas rosną i się kumulują. Z niewielkiej różnicy, w perspektywie kilku sezonów, nagle robi się pokaźny dług, z którym trudno się uporać. Dlatego tak ważne są te przychody ze sprzedaży biletów/karnetów/pamiątek i utrzymanie równowagi w stosunku do wydatków. Wiele klubów ma przecież problemy z bieżącym funkcjonowaniem - dodaje wiceprezes Wisły Kraków.

To jeden aspekt sprawy, drugim jest, też równie ważny, przynajmniej z punktu widzenia kibiców i piłkarzy, czynnik emocjonalny. - Na dłuższą metę granie bez kibiców będzie trudne. Bo piłka nożna właśnie jest dla kibiców - zaznacza nasz rozmówca.

Szansa dla ekstraklasy

Na razie wiadomo, jak mocno COVID wpłynął na rynek transferowy. Szacuje się, że dokonano o 20 procent mniej transferów, zaś ich wartość była o 30 procent niższa niż w poprzednim roku.

- Widzimy to na swoim przykładzie - potwierdza szef Wisły. - Wcześniej mielibyśmy kilkanaście zapytań transferowych, a w tym oknie, poza transferem Savicevica, było ich mniej (w tym dwa o Buksę, którego Wisła wycenia na ok. 5 mln euro - przyp. red.). - Wiele klubów z zachodu na razie nie podejmuje tematu, zobaczymy, czy to się zmieni w dalszej perspektywie. Sami nie wiedzą też, jakim budżetem na transfery będą dysponować. Są topowe transfery jak Moder, ale większość polskich klubów żyje z tak zwanych średnich transferów - zauważa.

Co dalej z polską ligą? Według wiceprezesa Wisły pandemia może sprawić, że jej pozycja na międzynarodowym rynku... poprawi się.

- Paradoksalnie nasza sytuacja na rynku europejskim może się polepszyć w dłuższej perspektywie. Zdaję sobie sprawę, że obecnie jest ona niezwykle trudna. Zakładam, że potencjał finansowy klubów z mniejszych krajów ucierpi bardziej niż nasz. Polska jest jednak dużym krajem z rozwijającą się gospodarką, a to oznacza, że sytuacja prawdopodobnie będzie bardziej stabilna. Tak więc po dołku, w jakim znalazła się nasza ekstraklasa względem innych lig europejskich, powinniśmy zyskać - mówi.

Jednocześnie musimy liczyć się z tym, że czołówka ucieknie nam jeszcze bardziej. - Jeśli chodzi o stratę do topowych lig, to tu akurat będzie się ona powiększać. Tam jest stabilna sytuacja od lat, a zasada jest taka, że lepiej mieć przez wiele lat wyrównany budżet w wysokości 100 milionów niż mieć niższy i raz wskoczyć na poziom 150 milionów. Najważniejsza jest stabilizacja - stwierdza Bałaziński.

ZOBACZ Możliwy szpital polowy na stadionie Jagiellonii

ZOBACZ Menedżer branży fitness ostrzega przed katastrofą

Źródło artykułu: