Liga Europy. Lech - Benfica. Dariusz Żuraw: Lechowi nie wypada grać defensywnie

PAP / Paweł Jaskółka / Na zdjęciu: Dariusz Żuraw
PAP / Paweł Jaskółka / Na zdjęciu: Dariusz Żuraw

- U Ralfa Rangnicka zawsze myśleliśmy o grze do przodu. To była gra bardzo atrakcyjna zarówno dla zawodników jak i kibiców. Dlatego od początku było dla mnie jasne, ze jeśli mam pracować, to w taki sposób - mówi Dariusz Żuraw, trener Lecha Poznań

Po trzech sezonach przerwy polski zespół awansował do fazy grupowej Ligi Europy. Udało się to Lechowi Poznań, który przez eliminacje przeszedł jak burza, po drodze ograł w imponującym stylu m. in. szwedzkie Hammarby (3:0), cypryjski Apollon (5:0) i belgijskie Charleroi (2:1). Zespół Dariusza Żurawia kupił przy tym kibiców w całym kraju, grając odważną, ofensywną i widowiskową piłkę.

W czwartek, w 1. kolejce fazy grupowej, wicemistrz Polski podejmie Benficę Lizbona. Początek spotkania o godz. 18:55. Poza portugalskim gigantem rywalami Lecha będą szkocki Rangers FC i belgijski Standard Liege.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Jak ocenia pan losowanie Ligi Europy?

Dariusz Żuraw:  Neutralnie. Dobrze. Nie ma to tak wielkiego znaczenia, nie mieliśmy na to wpływu. Na pewno mamy szansę awansu do kolejnej rundy, przy okazji obejrzymy wiele naprawdę atrakcyjnych spotkań. Więc mogę powiedzieć, że jestem zadowolony. Mam nadzieję, że pokażemy dobrą piłkę na tle dobrych przeciwników.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w MLS. Takiej bramki nie powstydziłby się nawet Cristiano Ronaldo

Atrakcyjnych również dzięki Lechowi. To był plan od pierwszego dnia?

Każdy mecz analizuję oddzielnie, staramy się poprawiać cały czas, natomiast można powiedzieć, że zbudowaliśmy jakąś podstawę i na tym będziemy bazowali. Na rozmowie z szefami klubu przedstawiłem taką koncepcję ofensywnej i szybkiej gry i okazało się, że jest ona zbieżna z planami zarządu. Nie ma tu przypadku, bo było to spójne z filozofią klubu i stąd pewnie decyzja, że to właśnie ja będę trenerem, a nie kto inny.

Jak to się odbyło?

Po Adamie Nawałce, walczyliśmy o czołową ósemkę PKO Ekstraklasy, sytuacja była bardzo trudna. Stworzyliśmy wtedy ze sztabem wizję gry, jak Lech ma grać, rozpisaliśmy to bardzo szczegółowo, pokazaliśmy na spotkaniu z zarządem. Efekt jest taki, że pracujemy do dziś.

Skąd taka koncepcja?

Nigdy nie ukrywałem, że mocno wzorowałem się na trenerach, z którymi pracowałem. Takim trenerem był Ralf Rangnick, który prowadził mnie w Hannover 96. Imponował mi i dalej mi imponuje, chętnie oglądam wszystkie drużyny, które prowadzi. Lipsk gra ofensywnie, nęka rywala, bez względu na to czy gra ze słabym zespołem czy z potęgą. Rangnick ściągnął mnie do drugoligowego Hannoveru. Wywalczyliśmy awans w imponującym stylu, graliśmy bardzo ofensywnie, gdy straciliśmy 2 bramki, strzelaliśmy sześć. Mieliśmy najwięcej bramek strzelonych ze wszystkich beniaminków w historii (93 w 34 meczach - red). Cały czas myśleliśmy o grze do przodu. Oczywiście w tamtych czasach nie myślałem o pracy w roli szkoleniowca, ale tamta piłka bardzo mi odpowiadała. Była bardzo atrakcyjna zarówno dla zawodników jak i kibiców. Chciało się grać. Dlatego od początku było dla mnie jasne, ze jeśli mam pracować, to w taki sposób. Chcę, żeby zawodnicy przychodzili z śmiechem na trening, nawet jeśli czekają ich ciężkie zajęcia. Tak jak ja przychodziłem. Zawsze chciałem nadawać ton grze, nie wyczekiwać na błędy rywala.

Ponieważ?

Takiej drużynie jak Lech nie wypada grać defensywnie. Oczywiście trzeba pamiętać, że my chcemy wygrywać, gra w defensywie, te wszystkie fazy przejściowe są bardzo istotne. Natomiast oczywiście mamy swoje zasady. Utrzymanie się przy piłce, natychmiastowa reakcja po stracie, pierwsza piłka po przechwycie zagrana do przodu, a nie wszerz czy do tyłu, to są nasze założenia, na które mocno zwracamy uwagę. I to powoli przynoszę efekty. Zresztą od pierwszego dnia w zawodzie tak pracuję.

To już 8 lat.

Dłużej. Proszę nie zapominać, że wcześniej pracowałem z młodzieżą. Zresztą wróciłem do pracy przypadkowo. Syn mnie poprosił, żebym poprowadził ich drużynę w Wieluniu. Byłem dość rozpoznawalny, więc rodzice chętnie oddawali dzieci do klubu. Od początku graliśmy techniczną, ofensywną piłkę, osiągnęliśmy nawet jakieś lokalne sukcesy, awansowaliśmy do ligi wojewódzkiej z jednym remisem i resztą wygranych. I tam w tej lidze wojewódzkiej też sobie dobrze radziliśmy. Oczywiście w piłce seniorskiej wcześniej nie miałem takich możliwości jak w Lechu, dlatego nie było aż tak spektakularnych wyników, tu jest świetna organizacja i łatwiej wdrażać swoje koncepcje. Można oczywiście wymagać pewnego sposobu gry od zawodników, ale trzeba mieć świadomość, że każdy ma swój pułap możliwości.

Ale to trudniejsze niż zagranie na skrzydło i wrzutka na wysokiego napastnika, a więc klasyczny polski model.

Oczywiście, na pewno to trudniejsze niż gra w niskim pressingu, wrzutka, stały fragment gry, wymaga więcej czasu i przekonania zawodników…

Co nie zawsze jest łatwe.

No akurat tu się nie zgodzę. Piłkarze lubią grać fajną i atrakcyjną piłkę. Musi być konsekwencja, regularny rozwój, ale w Lechu zawodnicy bardzo chętnie przystali na ten model. W poprzednim sezonie trochę się tego uczyliśmy, pewnie kosztowało nas to ileś punktów, zwłaszcza na początku poprzedniego sezonu, ale wszyscy widzieli, że idzie w dobrym kierunku. Dość szybko wprowadzaliśmy korekty, ale na pewno będą jeszcze różne sytuacje, bo grając ofensywnie zawsze jesteś narażony na kontrataki. Nie da się sprawić, by przeciwnik nie dochodził do sytuacji bramkowych, natomiast to my mamy prowadzić grę i mieć tych sytuacji znacznie więcej. Jak popełnimy błąd i przeciwnik strzeli bramkę, to dobrze, żebyśmy my mieli na koncie już trzy lub cztery.

Niewiele zabrakło, żebyście dognili Legię, skończyło się na 3 punktach straty, choć przed pandemią było ich aż 9.

Nie łudzę się, że mogliśmy dogonić Legię. Oni mieli tak dużą przewagę i kontrolę, że po prostu mogli sobie pozwolić, by finiszować na hamulcu, nie narażać zawodników aż tak bardzo. Trener Vuković dał sporej grupie chłopaków odpocząć, dał szansę młodym zawodnikom. Także… nie, nie sądzę, że mieliśmy szansę na tytuł. Legia wygrała go zasłużenie.

A teraz…

Teraz walczymy.

Bardziej w pucharach czy w lidze?

Dopóki jest to możliwe, zdecydowanie na obu frontach i proszę nie kazać mi decydować. Oba są dla nas kluczowe.

Wracając do stylu.

Wszyscy oglądamy dużo piłki, każdy chce by jego zespół grał najlepiej. Ja uważam, że możemy grać jak – zachowując odpowiednie proporcje – Liverpool, Manchester City, Bayern czy Real. A więc dobrą ofensywną i efektowną piłkę.

Kiedy pan uwierzył, że Lech może grać aż tak dobrze?

W meczu z Hammarby było to świetnie widać. Zaskoczyliśmy wszystkich, bo nikt nie spodziewał się takiej gry. Przecież potem na Cyprze nie uchodziliśmy za faworyta czy nawet równorzędny zespół, a zdominowaliśmy przeciwników totalnie. W Belgii też byliśmy lepszym zespołem w meczu z Charleroi, liderem tamtejszej ligi, choć szczęścia też trochę mieliśmy...

Sędzia zapewnił emocje, karny, czerwona kartka.

Nie ukrywam, że bardzo się zdziwiłem, że tak wysokiej klasy niemiecki sędzia podjął takie decyzje. Po meczu rozmawiałem z nim, ale powiedział, że tak to widział i tyle… a że nie było VAR, to nie był w stanie zweryfikować. Dobrze, że przez błędy arbitra cała praca nie poszła na marne.

Jaki jest przełomowy moment dla Lecha? Wejście Ramireza, które przyspieszyło waszą grę?

Moim zdaniem wiele jest takich momentów, to była świadoma budowa. Na pewno Dani jest świetnym i ważnym dla nas piłkarzem, ale takich momentów jest więcej.

Efekty są takie, że gracie dobrze i zarabiacie, transfer Modera za 10,5 mln euro robi wrażenie. Dopiero co musiał walczyć z Karlo Muharem o miejsce w składzie.

Tak, cieszę się, że Kuba tak się rozwinął. Ciężko pracował na to, nic nie dostał za darmo. Wszedł w odpowiednim momencie.

Kibice się go domagali.

Ale to bez związku, czysty przypadek, Kuba był szykowany do gry i w końcu wskoczył do składu. Kibice domagali się a my czekaliśmy, aż będzie miał swój moment. Fajnie, że kibice się go domagali, ale my mamy swoją politykę i było oczywiste, że w końcu on zacznie grać. W ogóle bardzo się cieszę z jego sukcesu, bo to chłopak na poziomie, wie czego chce, zostaje po treningach, pracuje ciężko. Mam nadzieje, że zostanie wielkim piłkarzem.

Kolejny krok w ewolucji to transfer Michaela Ishaka. Wydaje się, że ma szansę zastąpić Christiana Gytkjaera.

Moim zdaniem za bardzo się pan asekuruje, on to zrobił w znakomity sposób, świetnie się odnajduje, jest bardzo dużym wzmocnieniem.

Muszę pogratulować stawiania na młodych zawodników, trzeba mieć odwagę.

Odwaga to złe słowo. Ci chłopcy są świetni, przygotowani do gry, na treningu pokazują umiejętności. Nie grają dlatego, że są młodzi, każdy z nich zapracował na swoje miejsce. Nic nie dostali za darmo.

Źródło artykułu: