Dla kibiców to był szok. Dziennikarze ruszyli wtedy na Zbigniewa Bońka, który musiał zmierzyć się z gigantyczną krytyką.
- Czy to już dno? - tak relację z meczu z Łotwą w październiku 2002 roku tytułowała "Piłka Nożna". Polacy przegrali wówczas na własnym boisku 0:1, co do dziś jest wypominane obecnemu prezesowi PZPN.
Atmosfera była fatalna, Boniek nazywał dziennikarzy alkoholikami, a z kadry rezygnowali kolejni piłkarze. Albo zostawali wyrzucani ze zgrupowania przez selekcjonera, tak jak Tomasz Hajto.
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki optymistą w sprawie reprezentacji. "Czas działa na naszą korzyść"
Praca w roli selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski to prawdopodobnie najbardziej nieudany epizod w karierze Bońka. Aktualny prezes PZPN nie lubi wracać pamięcią do drugiej połowy 2002 roku, gdy przejął kadrę po mistrzostwach świata w Korei i Japonii. Szerzej tematem postanowił się zająć dopiero po 18 latach.
Zmiana warty
"Dlaczego zostałem selekcjonerem? Bo miałem pomysł na tę pracę (...) Wiedziałem, że po mundialu Jerzy Engel straci stanowisko, z tej grupy chłopaków niewiele się już wyciśnie. Sam awans do finałów był już dla nich takim sukcesem, że stracili apetyt na trofea (...) Podczas kolejnego spotkania z Listkiewiczem i Apostelem powiedziałem: - Panowie, jeśli chcecie, to poprowadzę naszą reprezentację. Nie protestowali" - ujawnia w swojej najnowszej książce "Boniek. Mecze mojego życia", napisanej wspólnie z Januszem Basałajem.
"Kadra była w rozsypce (...) Na wielu graczy nie mogłem już liczyć, a z niektórymi dałem sobie spokój. Myśleli tylko - jak to dobrze być reprezentantem Polski - ale na myśleniu się kończyło, bo w mojej opinii robili niewiele, by się wykazać" - wspomina po latach Boniek.
Przypomnijmy, że na pierwsze spotkanie za swojej kadencji (towarzyskie 1:1 z Belgią) nie powołał kilku zawodników, którzy grali pierwsze skrzypce u Engela - Tomasza Hajtę, Marka Koźmińskiego, Piotra Świerczewskiego, a Tomasz Wałdoch ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery.
W pierwszym meczu eliminacji do EURO 2004 drużyna prowadzona przez Bońka zdobyła trzy punkty, jednak styl zwycięstwa nad słabeuszem z San Marino (2:0) był mizerny. Kolejnym rywalem Biało-Czerwonych była Łotwa.
"Czy to już dno?"
Przed tym spotkaniem pojawiły się pierwsze zgrzyty na linii Boniek - piłkarze. Selekcjoner przekonuje, że pomocnik Energie Cottbus Radosław Kałużny obraził się na kadrę. Wszystko przez reakcję Bońka na jego grę w San Marino.
"Za miesiąc mieliśmy się spotkać przed meczem z Łotwą. Jeden Radek Kałużny patrzył na mnie po meczu spode łba. Zdążył już dostać od kogoś cynk, jak selekcjoner Boniek zareagował na jego fatalne zagranie na stadionie w Serravalle. W pewnym momencie źle podał piłkę do partnera, choć miał do niego dwa metry, więc o mało szlag mnie nie trafił i ze złości walnąłem butelką o ziemię, z ust musiało mi się wymknąć soczyste przekleństwo. Po tym pan piłkarz Kałużny obraził się na całego i przed kolejnym meczem 'uciekł w kontuzję'" - czytamy.
Spotkanie w Warszawie z Łotwą do dziś jest wypominane Bońkowi i uznawane za jedną z największych klęsk w historii reprezentacji Polski, choć nie do końca zasadnie. Pamięć kibica bywa ulotna - rywale, którzy mieli w składzie zawodników grających w Premier League, zdołali podczas tych samych eliminacji zremisować i pokonać Szwedów, w barażach wyeliminować ówczesny trzeci zespół świata - Turcję, a na samym turnieju zremisować z Niemcami.
Boniek wspomina, że do dyspozycji nie miał w tym meczu m.in. Jacka Bąka, Jacka Krzynówka czy Emmanuela Olisadebe. Wydawało się jednak, że nawet mimo osłabień Biało-Czerwoni poradzą sobie z niżej notowanym rywalem. Zwłaszcza po niezłym początku.
"Dobrze zaczęliśmy, ale Wichniarek i Żurawski nie wykorzystali dogodnych sytuacji. Wszystko zdawało się pod kontrolą, ale wtedy do akcji wkroczył Juris Laizans, strzelił mocno z dystansu, piłka leciała niemal w środek bramki, a mimo to wpadła do siatki. Do dziś nie wiem, dlaczego Dudek próbował wybijać tę piłkę lewą ręką zamiast prawą".
Polska przegrała 0:1, co było wówczas szokiem dla kibiców i dziennikarzy. Tygodnik "Piłka Nożna" pytał z okładki: "Czy to już dno?".
Boniek ujawnia jednak, że po takim wyniku i tak przyszła do niego grupka reprezentantów, zapytać o zgodę o wyjście "na miasto".
"Chłopaki dobra, ale trochę się dziwię, że po takim meczu chce się wam wychodzić na piwko. Ja ze wstydu nie wystawiłbym nosa z hotelu" - miał odpowiedzieć selekcjoner i zapowiedział, że najpóźniej o godz. 2 w nocy wszyscy mają wrócić do hotelu.
Jak Hajto wyleciał ze zgrupowania
Okazało się, że na czas nie pojawił się obecny ekspert Polsatu Sport, Tomasz Hajto i przepłacił to przedwczesnym wyjazdem ze zgrupowania.
"Wrócili... poza jednym. Tomek Hajto zawsze musiał mieć swoje zdanie na każdy temat, lubił postawić na swoim, pokrytykować. Mówił publicznie o drużynie, że jest "bez ładu i składu". A skoro według Tomka nie obowiązywał go regulamin kadry i polecenia selekcjonera, postanowiłem załatwić sprawę przy śniadaniu. - Tomek, możesz pakować walizki, nie potrzebuję cię już na tym zgrupowaniu" - tak zakończyła się kariera reprezentacyjna Hajty za kadencji Bońka.
Kilka tygodni później Hajto udzielił kilku mocnych wywiadów, w których zrezygnował z gry w kadrze. - Obecna reprezentacja to bałagan, a ja już nie chcę się z nikim użerać (...) Mam i energię i umiejętności, ale to wszystko zmierza w złym kierunku... Reprezentacja to nie szopka czy cyrk - naród czeka na wygrane. Co na to Boniek? Nie wiem, gdzie jest i mnie to nie obchodzi - mówił na łamach "Przeglądu Sportowego".
Dodajmy jednak, że reprezentujący wtedy barwy Schalke 04 obrońca wrócił do kadry zaledwie kilka miesięcy później, gdy Biało-Czerwoni mieli już nowego selekcjonera. Bo pod wodzą Bońka kadra rozegrała jeszcze tylko dwa mecze towarzyskie - 2:0 z Nową Zelandią i 0:2 z Danią. Kilka dni po tym ostatnim wysłał pismo do PZPN, w którym zrezygnował z prowadzenia drużyny narodowej. Jego miejsce zajął Paweł Janas.
"Chciałbym postawić sprawę jasno - traktuję moją przygodę z reprezentacją jako porażkę, która odpowiednio mnie zabolała (...) Mecz z Łotwą? To bolesny wprawdzie, ale epizod" - podsumował rozdział.
Książka "Boniek. Mecze mojego życia" pojawiła się w sklepach kilka tygodni temu.
W niej Boniek przedstawia kulisy 10 najważniejszych jego zdaniem meczów swojej kariery piłkarza, trenera i działacza - nie brakuje opisów spotkań Widzewa Łódź z Juventusem, reprezentacji Polski z mistrzostw świata w 1982 roku czy też kadry Adama Nawałki, gdy już był prezesem PZPN.
PZPN odpowiedział Legii Warszawa. Czytaj więcej--->>>
Adwokat Lewandowskiego kontruje Kucharskiego. Czytaj więcej--->>>