W listopadzie 2016 r. panowała prawdziwa moda na piłkarską reprezentację Polski. Po ćwierćfinale Euro 2016 we Francji kadra była na pierwszych stronach gazet, nagłówki wielu portali dotyczyły przede wszystkim jej. Od drużyny Adama Nawałki oczekiwano awansu na mistrzostwa świata i zdeklasowania grupowych rywali. Po trzech meczach Biało-Czerwoni mieli wymęczone siedem punktów. Ten najlepszy mecz kwalifikacji miał dopiero nadejść, ale apetyty były na to, by już w czwartej kolejce rozgromić Rumunię. Okazja do tego wyjątkowa, bowiem odskoczenie konkurentom w tabeli miało nastąpić 11 listopada, w Święto Niepodległości.
Arena Nationala w Bukareszcie, gdy jest po brzegi wypełniona rumuńskimi fanami, to prawdziwy kocioł. Trudno się gra na terenie przeciwnika, gdy publiczność jest naprawdę głośna. Jednak doping ze strony ponad 50 tys. kibiców mógł być niewystarczający, kiedy reprezentacja "Tricolorii" nie była w formie - dwa remisy i jedna wygrana z Armenią nie napawały wielkim optymizmem.
Każdej akcji Polaków towarzyszyły gwizdy, które miały ich zdekoncentrować i wyprowadzić z równowagi. Ta "broń" rumuńskich fanów okazała się za słaba - Biało-Czerwoni prowadzili już po 11 minutach. Kapitalnym rajdem popisał się Kamil Grosicki. Popędził przez środek boiska, minął kilku rywali jak slalomowe tyczki i pokonał bramkarza w sytuacji sam na sam. - Tak! Tak! Tak! "Grosik" włączył swoje turbo! - krzyczał wówczas do mikrofonu komentujący ten mecz Mateusz Borek.
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki chce powołań dla Milika i Grosickiego. "Nie wiem, czy stać nas rezygnację z takich graczy"
Rumunia starała się dzielnie walczyć o każdą piłkę, ale odstawała jakościowo. Szans szukała w stałych fragmentach gry, jednak czujni byli obrońcy i stojący w bramce Łukasz Fabiański.
W drugiej części kibice, zamiast ponieść gospodarzy, ponieśli naszych piłkarzy do przodu. I to nie dlatego, że postanowili kibicować naszej reprezentacji, tylko rozdrażnili Roberta Lewandowskiego. W pewnym momencie ktoś rzucił petardę na boisko, która wybuchła tuż obok "Lewego". Przez moment był strach o kapitana, czy będzie w stanie grać dalej. Potrzebował kilku minut, by się otrząsnąć. Na szczęście mógł kontynuować spotkanie.
Rumuni byli coraz bardziej nastawieni na zmasowane ataki, grali trzema napastnikami z przodu. My mieliśmy robić swoje i trzymać kontrolę. Sprawy w swoje ręce postanowił jednak wziąć "Lewy" i pokazał, że z nim się nie zadziera. W mniej niż 10 minut zapakował dwie bramki. Najpierw zwiódł trzech rywali naraz i mocnym strzałem pokonał bramkarza. Potem dał się sfaulować i pewnie wykorzystał rzut karny.
Po tym dublecie Lewandowski został najskuteczniejszym reprezentantem Polski w meczach o punkty. Wówczas odebrał to miano Włodzimierzowi Lubańskiemu.
Miejscowi kibice oburzeni, rumuńscy piłkarze na kolanach. Wygrana 3:0 z Rumunią w dość dramatycznych okolicznościach, ale po pięknej i dojrzałej grze. Zwycięstwo w Święto Niepodległości w takim stylu miało wyjątkowy smak. Spotkanie z 11 listopada 2016 r. można śmiało uznać za jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze, w wykonaniu Biało-Czerwonych w drugiej dekadzie XXI w. Wtedy otworzyła nam się bramka na autostradzie do awansu na mundial 2018 w Rosji.
Czy tak samo będzie z Ukrainą? Początek spotkania o godzinie 20:45.
Czytaj też:
"Szewczenko miał łatwiej niż Lewandowski"
Historyczny bilans na remis