Liga Narodów. Włochy - Polska. Davide Ballardini: Lubiłem gole Piątka, ale jego pistolety już mniej [WYWIAD]

Newspix / Marcin Karczewski / PressFocus / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek
Newspix / Marcin Karczewski / PressFocus / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek

- Mieliśmy 20-30 kandydatów, ale postawiliśmy na Piątka. Liczyłem, że będzie dobry, jednak jego gra przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Lubiłem jego gole, natomiast "pistolety" mniej - mówi nam Davide Ballardini, pierwszy trener Piątka w Genoi.

W niedzielę Krzysztof Piątek będzie miał okazję przypomnieć się kibicom z Italii, w meczu Włochy - Polska (g. 20:45). A to właśnie na włoskiej ziemi zaczęła się międzynarodowa kariera "Pjony". Jakie były kulisy jego włoskich początków? Rozmawialiśmy o tym z Davide Ballardinim, człowiekiem, który miał duży wpływ na to, że Piątek trafił do Genoi. To pod batutą tego szkoleniowca napastnik reprezentacji Polski miał strzelecko najlepszy okres w karierze.

Piotr Koźmiński, WP Sportowe Fakty: Jak pan zapamiętał moment, w którym zdecydowaliście się jako Genoa sprowadzić Krzysztofa Piątka?

Davide Ballardini, pierwszy trener Krzysztofa Piątka w Genoi: Pamiętam dobrze z jak wielkiego grona, przynajmniej na wstępnym etapie, wybieraliśmy. Prezes Genoi przedstawił mi bardzo wielu kandydatów. Dokładnie nie pamiętam, ale było ich na pewno 20-30. To byli napastnicy, na których w klubie zwrócono uwagę. Przyglądaliśmy się wszystkim i z tego grona wybraliśmy Krzysztofa Piątka. Teraz, po kilku latach, patrząc, na to co się wydarzyło, mogę być dumny, że tak trafiłem. Choć do jednego muszę się przyznać...

A mianowicie?

Spodobał mi się Piątek, ale ja się spodziewałem dobrego zawodnika. Po prostu dobrego, który może się sprawdzić. A w Genoi pojawił się ktoś, kto swoimi występami sprawił, że byliśmy w szoku. Mówiąc dokładnie: on przeszedł moje, ale nie tylko moje, najśmielsze oczekiwania. Liczyłem na niezłego napastnika, a okazało się, że mamy bombardiera, który przeszedł do historii klubu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak strzela brat Wayne'a Rooneya. Bramka-marzenie

No właśnie. Kiedy zorientował się pan, że on może zostać gwiazdą Serie A?

Bardzo szybko, Piątek idealnie wszedł w treningi. Byliśmy bardzo zaskoczeni, bo od pierwszych zajęć strzelał gola za golem. To z jaką łatwością zdobywał bramki, było dla mnie szokujące. Zresztą, nie tylko dla mnie. Wtedy pomyślałem: "jeśli ten chłopak przełoży to na oficjalne mecze, to zrobi się naprawdę ciekawie". No, ale właśnie. Wiadomo przecież, że trening to trening, sparing to sparing, a mecz to mecz. Czasem to bardzo różne sprawy. Była więc w Genoi duża nadzieja i... oczekiwanie.

Wtedy nadszedł debiut Piątka, czyli mecz Pucharu Włoch z Lecce.

Dokładnie. No i się zaczęło. Piątek strzelił cztery gole, przechodząc do historii Genoi. A może nie wszyscy wiedzą, ale Genoa to najstarszy włoski klub (założony w 1893 roku - przyp. PK), więc naprawdę wielu piłkarzy zdążyło w jej barwach zagrać. I nikt nie strzelił więcej niż cztery gole w jednym spotkaniu. Wtedy byłem już niemal pewien, że ten transfer będzie hitem.

A jaki był Piątek poza boiskiem, na początku pobytu w Genoi? To był dla niego nowy klub, nowy kraj, nowy język.

Najważniejsze, że od razu został zaakceptowany przez zespół. Oczywiście, na początku był trochę nieśmiały, ale to normalne - nowy kraj, nowa kultura, nowy klub. Ważne było jednak to, o czym mówiłem wcześniej: od początku pokazał, że jest mocny piłkarsko. I zespół błyskawicznie w niego uwierzył. Potem już poszło: gol za golem. Przecież on po 8 meczach miał 13 goli na koncie, strzelał wtedy w każdym meczu, takiej serii nie miał wówczas żaden gracz w Europie, ani Messi, ani Cristiano Ronaldo.

To prawda, Europa szybko poznała to nazwisko. Podobnie jak jego charakterystyczną cieszynkę: pistolety i pum pum. Podoba się panu jego znak rozpoznawczy?

No i tu mam pewien problem z odpowiedzią. Powiem tak: ten gest musiał mi się podobać o tyle, że oznaczał coś dobrego. Że właśnie przed chwilą mój piłkarz strzelił gola, czyli zrobił coś dobrego dla mojej drużyny, dla mnie. Ale z drugiej strony jestem wielkim przeciwnikiem broni, pistoletów, pod każdą postacią. Wiem, że taki gest radości nie robi nikomu krzywdy, nie trzeba go brać dosłownie, ale po prostu bardzo nie lubię broni. Zatem, odpowiadając pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, że bardziej lubiłem gole Piątka niż samą jego radość po nich.

Był pan pierwszym trenerem Piątka w Genoi, ale szybko pana zwolniono, bo zaledwie po siedmiu ligowych meczach, gdy zespół miał 11 punktów. Co pan dziś czuje? Złość, irytację? Wiele osób uważało wtedy, że to była pochopna decyzja prezesa...

Znam wartość mojej pracy. Oczywiście wiem też jak wygląda świat futbolu, więc nie jest to coś, co mnie jakoś zszokowało. Taki los trenera. Ale ja zostawiłem Genoę na o wiele wyższym miejscu niż zakończyła sezon. Łatwo można to sprawdzić.

Piątek też długo w Genoi nie zabawił. Jak pan ocenia jego przejście do Milanu z perspektywy czasu? Nie był to zbyt pochopny transfer?


Wydaje mi się, że nie. Przecież pierwszy okres Piątka w Milanie był udany. Owszem, potem było gorzej, ale chyba trzeba spojrzeć na to w szerszej perspektywie. Milan miał w ostatnich latach duże problemy, niełatwo w tym okresie było w nim błyszczeć. Ta sytuacja dotyczyła też Piątka.

Z Milanu Piątek przeniósł się do Herthy, ale w żadnym kolejnym etapie kariery nie był już tak skuteczny jak u pana. Nie brakuje głosów, że wpływ miały na to bardzo częste zmiany trenerów. Od momentu wyjazdu z Polski trenował już z dziewięcioma. To mogło mieć wpływ na obniżkę formy?

Oczywiście, że tak! Powiem więcej, to może być jeden z głównych powodów. Jeśli trenerzy zmieniają się co chwila, to na pewno nie jest to z korzyścią dla piłkarza, a zwłaszcza dla napastnika. Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że jeśli miało to wpływ na Piątka, to tylko negatywny.

A może, choć oby nie, to piłkarz jednego sezonu? Bo tacy też bywają…

Nie, nie, nie. To nie jest gracz, który błysnął i zaraz zgasł. Na tyle na ile zdążyłem go poznać, z nim popracować, to stwierdzam, że on na pewno jeszcze się odbije. Może grać bardzo dobrze przez całą karierę. Na pewno nie tylko przez jeden rok!

Od pewnego czasu krążą plotki, że Piątek może wrócić do Włoch, że interesuje się nim Fiorentina. To byłby dobry kierunek?

Moim zdaniem nawet bardzo dobry. We Włoszech jest znany, a Fiorentina byłaby dla niego bardzo ciekawą opcją.

W niedzielę Piątek będzie się mógł przypomnieć włoskim kibicom, w meczu reprezentacji. Jak pan ocenia obecną reprezentację Włoch?

Bardzo dobrze. Wielu dobrych graczy, ciekawa koncepcja. Znów mamy to, co mieliśmy przez zdecydowaną większość naszej piłkarskiej historii: każdy kto gra przeciw Italii musi bardzo uważać. Bo po prostu jesteśmy mocni.

A Polska?

Dla mnie piłkarski kraj, ze wspaniałymi tradycjami futbolu. Zibi Boniek i wielu innych świetnych graczy. Kawał historii piłki.

O ile się orientuję, nie ma pan teraz pracy. A gdyby przyszła oferta z polskiej Ekstraklasy, to by pan rozpatrzył, czy jednak woli pan zostać we Włoszech…

Na pewno bym rozpatrzył! Jak powiedziałem przed chwilą, odnoszę wrażenie, że futbol jest w Polsce ważny. A tam gdzie ludzie lubią piłkę po prostu warto pracować.

Komentarze (3)
avatar
szurszacz 1
15.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
wole te pistolety niż jakieś krzyżowanie rąk i wyciąganie języka jak debil... 
avatar
Wladyslaw Kasza
15.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
było minęło i nie wróci