Reprezentacja Polski. Metamorfoza Łukasza Fabiańskiego. Od łez do euforii

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański po meczu Euro 2016 z Portugalią
Getty Images / / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański po meczu Euro 2016 z Portugalią
zdjęcie autora artykułu

Łukasz Fabiański, jak Robert Lewandowski, udowadnia, że nigdy nie jest za późno na naukę. Cztery lata temu zalał się łzami, gdy nie obronił podczas Euro 2016 ani jednego rzutu karnego, a dziś jest specjalistą od bronienia "11".

Mistrzostwa we Francji były najlepszą imprezą w wykonaniu reprezentacji Polski w XXI wieku. Zespół Adama Nawałki dotarł aż do ćwierćfinału, a jednym z jego filarów był Łukasz Fabiański. Wskoczył do "11", zastępując kontuzjowanego Wojciecha Szczęsnego. Miał być tymczasowym rozwiązaniem, ale miejsca między słupkami nie oddał do końca turnieju.

Fabiański zachował czyste konta przeciwko Niemcom (0:0) i Ukraińcom (1:0) w fazie grupowej, a potem znakomicie strzegł dostępu do polskiej bramki w meczach ze Szwajcarią (1:1, k. 5:4) i Portugalią (1:1, k. 3:5). Niewykluczone, że gdyby nie on, Polska w żadnym z tych spotkań nie dotrwałaby do serii rzutów karnych.

- To, że znaleźliśmy się w ćwierćfinale, samo w sobie świadczy o bardzo dobrej postawie Łukasza - mówi nam Andrzej Dawidziuk, mentor Fabiańskiego, dziś trener koordynator ds. szkolenia bramkarzy w PZPN.

Skaza na świetnej formie

Konkursy rzutów karnych zostawiły jednak rysę na udanym występie Fabiańskiego. Ani ze Szwajcarią, ani z Portugalią polski bramkarz nie obronił nawet jednej "11". W meczu z Helwetami do Fabiańskiego i Polaków uśmiechnęło się szczęście. W serii rzutów karnych piłkę obok słupka posłał Granit Xhaka. Kilka minut później po strzale Grzegorza Krychowiaka Polacy mogli świętować awans do ćwierćfinału. Tam nie było już prezentów ze strony rywali, którzy wykorzystali wszystkie rzuty karne i zameldowali się w najlepszej czwórce turnieju. Czy w którejkolwiek sytuacji Fabiański sprezentował gola drużynie przeciwnej?

- Nie traktowałbym tego w kategorii popełniania błędów. Po prostu strzelający okazali się lepsi i wytrzymali próbę nerwów. Oczywiście, jest wiele czynników, które pozwalają obronić rzut karny. Muszę jednak podkreślić, że procent karnych obronionych na dużych imprezach w ostatnim czasie jest bardzo podobny do tego, co miało miejsce w latach 80., czy też 90. - zaznacza Dawidziuk.

Fabiański był jednak mocno krytykowany za to, że nie obronił ani jednego rzutu karnego. Pojawiły się głosy, że gdyby lepiej radził sobie z rzutami karnymi, reprezentacja mogłaby osiągnąć we Francji jeszcze więcej. Sam też miał do siebie o to pretensje. Po odpadnięciu z Portugalią oparł się o słupek i zalał się łzami. Pocieszali go Artur Boruc, Jarosław Tkocz czy Jakub Błaszczykowski. Oczy szkliły mu się też w pomeczowym wywiadzie.

- Jest wzruszenie. Nie uważam, że przesadzę, gdy powiem, że mam do siebie ogromne pretensje, że w tych dwóch seriach rzutów karnych nie pomogłem drużynie... W takich sytuacjach bardzo liczy się na bramkarza - mówił Mateuszowi Borkowi.

Trzeba jednak pamiętać, że w bezpośredniej rywalizacji z 11. metra na linii strzelec - bramkarz to ten pierwszy zawsze ma większe szanse. - Nigdy nie kierowałbym zarzutów w stronę golkipera. Rzuty karne to jeden z najtrudniejszych aspektów bramkarskiego fachu - zwraca uwagę Dawidziuk.

Transformacja Fabiański bardzo poważnie potraktował jednak niemoc, która okazała się jego zmorą podczas mistrzostw Europy. Tuż po turnieju rozpoczął pracę z Danielem Pawłowskim, specjalistą od treningu bramkarskiego.

- Zmienił swoje podejście do rzutów karnych. To być może brzmi zbytnio trywialnie, lecz po prostu nauczył się je bronić poprzez zwracanie uwagi na małe detale, które pomagają podejmować lepsze decyzje przy jedenastkach - mówił nam Pawłowski, dodając: - Kiedyś bramkarze podchodzili do karnych na zasadzie: "Padnie bramka i trudno, a jak nie, to będę bohaterem". A przecież wcale tak nie musi być. Możesz być bohaterem częściej niż raz na jakiś czas. Więcej TUTAJ.

Fabiański wziął sobie do serca wskazówki Pawłowskiego, a jego postęp w jednoznaczny sposób potwierdzają statystyki. Od sezonu 2016/17 27 razy mierzył się z sytuacją, w której sędzia wskazał na "wapno" w jego polu karnym. W 19 przypadkach Polak musiał uznać wyższość rywala, raz odprowadził piłkę wzorkiem na aut bramkowy, ale aż 7 rzutów karnych zakończyło się jego udaną interwencją.

W tym czasie żaden bramkarz w Premier League nie może pochwalić się równie dobrą skutecznością w bronieniu "11". Za plecami 35-latka są reprezentant Anglii Jordan Pickford i reprezentant Danii Peter Schmeichel, którzy wygrali po cztery tego typu pojedynki. A np. David de Gea w tym czasie nie obrobił ani jednej "11".

- Widać, że Łukasz zwrócił większą uwagę na rzuty karne po mistrzostwach Europy. Obecnie stara się wykorzystywać wiedzę, którą można pozyskiwać za pośrednictwem wszelkiego rodzaju dóbr technologicznych. W ten sposób szuka obszarów, które mogą okazać się pomocne w skutecznych interwencjach i trzeba przyznać, że wychodzi mu to całkiem nieźle. Ze statystykami nie należy wchodzić w polemikę, a one to potwierdzają - ocenia eksperckim okiem Dawidziuk.

Klucz do sukcesu Dziś Fabiański po rzutach karnych coraz częściej skacze z radości, niż płacze. Obronił rzut karny między innymi w ostatnim meczu West Hamu przed przerwą reprezentacyjną. 7 listopada Młoty podejmowały Fulham (1:0). W doliczonym czasie gry sędzia podyktował "11" dla gości. Do piłki podszedł Ademola Lookman i chciał pokonać Polaka w stylu Antonina Panenki. Fabiański był górą, a jego interwencja pozwoliła WHU wygrać derby Londynu.

- Zauważyłem, że w ogóle na mnie nie patrzy. Ani razu nie podniósł głowy. Nie wyglądał w tym wszystkim na pewnego siebie. Wziął szybko futbolówkę, ale potem wysyłał sygnały, że nie jest przekonany, co chce zrobić. Potem wziął krótki rozbieg, co znaczyło, że będzie uderzał technicznie. Nie wygeneruje dużej siły. Lookman wysłał sygnały, że będzie kombinował. W dodatku nie było w jego uderzeniu zbyt wiele jakości, co pozwoliło mi skutecznie interweniować - tłumaczył Fabiański w rozmowie z meczyki.pl.

Według Dawidziuka, Fabiański wykazał się godnym pochwały opanowaniem. - Łukasz idealnie wyczekał strzelającego. W efekcie okazało się, że wykonawca "11" zrobił dokładnie to, czego oczekiwał od niego reprezentant naszego kraju. To, jak zachował się Łukasz, sprawia, że bramkarz ma większe szanse na obronę karnego niż wtedy, gdy stawia wyłącznie na swój instynkt i od razu wybiera stronę, w którą się rzuci - tłumaczy Dawidziuk.

Fabiański świetnie radzi sobie w Premier League, a teraz przyszedł czas na obronę rzutu karnego w reprezentacji Polski. Czeka na to od 10 września 2008 roku i meczu el. MŚ 2010 z San Marino.

W listopadzie może mieć na to dwie okazje. W niedzielnym meczu z Włochami ma bronić Wojciech Szczęsny, ale bramkarz Juventusu w piątek nie trenował i być może selekcjoner wbrew wcześniejszym zapowiedziom będzie musiał postawić na Fabiańskiego. A w środę z Holandią bramkarz WHU na pewno stanie między słupkami - tak Jerzy Brzęczek ustalił jeszcze przed startem Ligi Narodów.

Zobacz także: Polska - Ukraina. Jerzy Brzęczek: Będzie rotacja. Młodzi zagrają od początku

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nożyce, poprzeczka, a potem... coś niewiarygodnego! To może być bramka roku

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Czy Łukasz Fabiański powinien być numerem jeden w bramce reprezentacji Polski?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (1)
avatar
Windom Earle
14.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Reprezentant Danii to Kasper Schmeichel.  Peter to jego ojciec