Piotr Tomasik: Śląsk jest już gotowy do walki o mistrzostwo?
Ryszard Tarasiewicz: Nie.
Europejskie puchary?
- Możliwe.
To gdzie pan widzi Śląsk za rok? W środku tabeli?
- Nie, nie. My jesteśmy solidnym ligowcem, a o co konkretnie powalczymy - powiem po rundzie jesiennej.
Wszyscy oczekiwali, że przyjście do Śląska pana Solorza odmieni waszą pozycję o 180 stopni. Spodziewano się wielkich gwiazd, kilkumilionowych transferów. Pan też miał takie oczekiwania?
- Nie, w żadnym wypadku. Media w błędny sposób odebrały wejście nowego właściciela do klubu. Zapewne wzięło się to z tego, że wszyscy wiemy, jaką pozycję w kraju odgrywa pan Solorz. To przecież najbogatszy Polak. Niejeden kibic pomyślał, że w takiej sytuacji Śląsk zacznie kupować na potęgę. Ale od razu zostało powiedziane, że dopiero w sezonie 2012/2013 będziemy mieli budżet, który pozwoli na spektakularne transfery.
I takowych jak na razie nie było. Sprowadziliście dwóch piłkarzy - obu za darmo. Była jakaś konkretna kwota przeznaczona na zakupy?
- Nie. Gdyby była potrzeba pozyskania dobrego zawodnika za odpowiednie pieniądze, na pewno byśmy to uczynili. Ale kupowanie piłkarzy, którzy wcale nie są lepsi od tych, których mamy, za duże pieniądze byłoby bez sensu. Kwoty, których oczekiwały kluby, często były nieadekwatne do poziomu prezentowanego przez danego gracza.
Piłkarze naszej ligi są drodzy, bo są dobrzy czy ich wartość zdecydowanie zawyżają pracodawcy?
- Kluby, ale i również menedżerowie, doskonale wiedzą, że w ekstraklasie nie ma zbyt wielu dobrych piłkarzy. Dlatego też, gdy ktoś taki pojawia się w ich drużynie, chcą go sprzedać za dużą kasę. To celowy zabieg.
Ponoć zależało panu na tercecie Zahorski-Bonin-Pitry.
- To prawda, byłem nimi zainteresowany. Wszyscy kosztowali mniejsze lub większe pieniądze. Ten pierwszy przeszedł operację wiązadeł w kolanie, dwaj ostatni z pewnych przyczyn nie mogli do nas dołączyć.
Byli za drodzy?
- Tak.
Kogo jeszcze chciał pan pozyskać?
- Nie zdradzę nazwisk, ale było jeszcze takich dwóch czy trzech. Mogliśmy ich sprowadzić, tylko że piłkarze o bardzo zbliżonych umiejętnościach kosztują mniej. Może nie dużo, ale jednak. Pozyskiwanie zawodników, którzy mieliby zarabiać najwięcej w klubie, a nie są lepsi od tych, których już mam, byłoby nie fair.
Milion euro za kontuzjogennego Dawida Nowaka, 700 tysięcy euro za Adama Banasia, którego Górnik pół roku wcześniej kupił za... siedmiokrotnie niższą kwotę. To brzmi śmiesznie.
- Zgadzam się. Ale jak chcą tak wyceniać piłkarzy, to niech wyceniają, proszę bardzo. Pytanie tylko, czy znajdą kogoś kto tyle zapłaci. To już nie jest mój problem, ja przepłacać nie zamierzam.
Ma pan do dyspozycji, co przyznał w jednym z wywiadów, zaledwie 13 piłkarzy, z których może skorzystać. To chyba trochę za mało, aby walczyć o najwyższe cele?
- Racja. W tej chwili tylko trzynastu graczy może zagwarantować wysoki poziom. Liczę, że do drużyny wrócą Mila, Fojut, Sztylka i Sotirović. Pytanie brzmi: kiedy? Ja mam nadzieję, że jak najszybciej. Wtedy będę miał szersze pole manewru.
W minionym sezonie Lech Poznań zbyt wąską kadrą przypłacił tytuł mistrza Polski. Nie ma pan obaw, że w Śląsku też odbije się to czkawką?
- Niewykluczone. Wisła, Legia i Lech mają inne cele, co roku skazani są na walkę o mistrzostwo. Jak w Poznaniu uważają, że mają zbyt krotką ławkę rezerwowych, to ok. Ale oni mogą sobie pozwolić na duże zakupy, stać ich na to. Nasze możliwości finansowe są znacznie mniejsze i znamy swoje miejsce w szeregu.
Było kilku ciekawych piłkarzy dostępnych za darmo. Jak choćby Grzegorz Bronowicki, którego pan chciał.
- Ja? To kolejny przykład prasowych przekłamań. Większość nazwisk, które przewijają się w mediach w perspektywie naszych wzmocnień, jest nieprawdziwych. Ktoś pisze, że Śląsk negocjuje z danym zawodnikiem, a my nawet rozmów nie rozpoczęliśmy. Nie wiem, może ktoś inny z klubu rozmawiał z piłkarzami, ale to nie ma znaczenia, bo to ja decyduję o transferach.
Kupicie jeszcze kogoś?
- Nie wiem. Do końca sierpnia otwarte jest okienko transferowe i ciężko powiedzieć. Jeśli jednak uda się kogoś pozyskać, będą to zawodnicy ofensywni.
Ponoć interesuje się pan Marcinem Robakiem. To prawda?
- Nie, nie i jeszcze raz nie. On gra w Widzewie i z pewnością klub zrobi wszystko, aby go zatrzymać. Łodzianie chcą bowiem szybko wrócić do ekstraklasy. W minionym sezonie im się to nie udało - z wiadomych względów. Mam nadzieję, że teraz nic nie stanie na przeszkodzie. Pozbycie się najskuteczniejszego piłkarza w takim momencie nie byłoby najlepszym posunięciem z ich strony.
Tego lata sprowadziliście tylko dwóch piłkarzy, ale nie były to transfery przypadkowe. Już po pierwszej kolejce widać, że Vazgec i Spahić będą dużymi wzmocnieniami.
- Tak, to prawda. Obaj udanie zadebiutowali w ekstraklasie. Ivo pewnie interweniował, nieźle sobie radził na przedpolu. Natomiast Amir grał bardzo dobrze, zachowywał spokój, potrafił rozegrać. Na dzień dzisiejszy są to udane transfery, jestem zadowolony.
A nie martwią pana zakupy Wisły, Lecha czy Bełchatowa? Już na starcie trochę tracicie.
- Nawet gdybyśmy się wzmocnili, to i tak potencjał piłkarski we wspomnianych zespołach jest większy. Mają bardziej wyrównaną kadrę zawodników. A my? Sytuację komplikują urazy czterech kluczowych zawodników. Jesteśmy na przeciwnym biegunie, niż pozostałe pięć zespołów walczących o najwyższe cele. Bo do tej trójki dołączyć należy także Polonię i Legię.
W zeszłym sezonie byliście rewelacją ligi, pozytywną niespodzianką. Teraz już wszyscy wiedzą, na co was stać. W jaki sposób chcecie podbić ekstraklasę? Wiem, że inaczej przygotował pan drużynę do rozgrywek i to wszystko ma zaskoczyć dopiero około trzeciej kolejki.
- To prawda. Forma przygotowań tym razem była nieco inna. Nie mamy i nie będziemy mieli tak dobrych zawodników pod względem technicznym, jak kluby Europy Zachodniej. My jesteśmy dobrze zorganizowani i zdyscyplinowani taktycznie. A żelazna kondycja, która - przy przyzwoitych umiejętnościach zawodników - ma pozwolić na grę na równym, dobrym poziomie.
Poleciłby pan kogoś ze Śląska trenerowi Leo Beenhakkerowi?
- Jeśli tylko do zdrowia powróci Sebastian Mila, dla mnie jest to najlepszy rozgrywający w polskiej lidze.
Chęć prowadzenia kadry narodowej spędza panu sen z powiek?
- W żadnym wypadku! Niejednokrotnie przedstawiałem swoje stanowisko w tej kwestii i nie chciałbym już wracać do tego tematu.
Franciszek Smuda o rywalach do prowadzenia kadry mówi: "Szanuję wszystkich, ale niech będą moją konkurencją dopiero po zdobyciu takiego doświadczenia, jakie mam ja. Niech coś osiągną."
- To może poczekamy aż trener Lenczyk obejmie jakiś klub w ekstraklasie i jego mianujemy selekcjonerem? On doświadczenie ma jeszcze większe.
Brak doświadczenia to wada czy zaleta? Jurgen Klinsmann czy Marco van Basten zaskoczyli w stu procentach.
- Wszystko fajnie, ale ja nie jestem ani Klinsmannem, ani van Bastenem. Powinniśmy opierać się na tym, kto jakie ostatnio osiągał wyniki w jakiej drużynie. Jedni pracują bowiem w lepszych klubach, drudzy w gorszych. A ilość prowadzonych wcześniej spotkań w ekstraklasie, o czym wspomina Smuda, nie powinna mieć znaczenia.