Tomisław Tajner: Straty będą duże. Nie rozumiem decyzji rządu
- Przełożenie ferii na jeden termin jeszcze pogorszy sytuację - mówi Tomisław Tajner. Były skoczek ma wypożyczalnię nart. Przez obostrzenia liczy straty w dziesiątkach tysięcy złotych.
Żniwa wstrzymane
To ogromny cios w branżę narciarską. Brak turystów oznacza niemal zerowy przychód. Tomisław Tajner, były skoczek narciarski, prowadzi obecnie wypożyczalnię nart i już widzi różnicę w stosunku do poprzedniego sezonu. - Najlepszy czas na wypożyczenie nart zaczyna się od okresu przedświątecznego i trwa do końca ferii - zaczyna Tajner. - Można łatwo policzyć, że czas "żniw" trwa mniej więcej dwa, trzy miesiące. Wtedy w góry zjeżdżają się rodziny i chętnie korzystają z różnych usług. Ferie zawsze dawały możliwość zaplanowania wypoczynku. Poza konkretnym terminem znacznie mniej osób może sobie pozwolić na kilkudniowy urlop - opowiada były skoczek.
Wypożyczalnia Tajnera jest i będzie otwarta. Problem jednak w tym, że brakuje klientów. - Stacjonujemy przy trasach na Kubalonce w Wiśle. Na szczęście trasy biegowe bazują na naturalnym śniegu, nie trzeba ich dodatkowo naśnieżać, dlatego można z nich korzystać. W tym momencie ludzi jest jednak mało. W ogóle cała Wisła świeci pustkami. Wygląda trochę tak, jak plaża w czasie zimy - obrazuje. - Na pewno dodatkowo stratne będą trasy zaopatrywane sztucznym śniegiem. Dośnieżanie już się zaczęło i w wielu miejscach poszło na marne. Dziennie to koszt nawet kilkuset tysięcy złotych - opowiada Tajner.
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Słabsza dyspozycja Kamila Stocha. "Zawsze w sezon zimowy wchodził bardzo ostrożnie""Nie rozumiem decyzji rządu"
Jeżeli chodzi o biznes byłego skoczka, straty też będą duże. - Załóżmy, że wypożyczalnie nart działałaby tylko w okresie narzuconych nam ferii. Szacuję stratę każdej, osobnej wypożyczalni, na poziomie 40-50 tysięcy złotych w całym sezonie - mówi. - Trzeba też pamiętać, że właściciele mogli wcześniej kupić nowy sprzęt, wziąć kredyt. W takim przypadku to w ogóle jest dramat. Rozmawiałem z kolegami z branży i każdy jest trochę podłamany. Ja postanowiłem nie inwestować w nowy sprzęt, będziemy korzystali ze starego - komentuje.
Tajner łudzi się jeszcze, że sytuacja się odwróci. - Mam nadzieję, że liczba zachorowań spadnie. Oczywiście nie tylko ze względu na biznes. Nie rozumiem jednak decyzji rządu. Jeżeli przekładają ferie na jeden termin dla wszystkich, to można sobie wyobrazić, jakie będzie zainteresowanie przyjazdem w góry. Ogromne. Myślę, że rozłożenie ferii na województwa, jak było do tej pory, nie groziłoby ryzykiem dużych skupisk ludzi. A jak się wszyscy rzucą na wyjazd, to będzie jeszcze gorzej. Moim zdaniem nie jest to dobre rozwiązanie - twierdzi.
Zarabia się na cały sezon
Dla Tajnera wypożyczalnia nart to dodatkowe źródło dochodu. Oprócz tego pracuje jeszcze w Polskim Związku Narciarskim - trenuje kombinatorów. - Ja nie jestem w najgorszej sytuacji, gorzej mają inni. W górach zaczyna się czas, w którym zarabia się na większość roku - podsumowuje. Tomisław Tajner to syn Apoloniusza Tajnera, byłego trenera polskich skoczków, a obecnie prezesa Polskiego Związku Narciarskiego. Tajner junior to były olimpijczyk z Salt Lake City oraz medalista mistrzostw Polski w skokach narciarskich i kombinacji norweskiej.
Szokujące słowa szefa austriackich skoczków! Chodzi o koronawirusa
Puchar Świata w Wiśle. System nagle oszalał. Kibice nie wiedzieli, co się dzieje
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie