Liga Europy: Standard Liege - Lech Poznań. Bartosz Bosacki ostro o piłkarzach: To było nie do przyjęcia

Newspix / Tomasz Jastrzębowski / Foto Olimpik / Na zdjęciu: Bartosz Bosacki
Newspix / Tomasz Jastrzębowski / Foto Olimpik / Na zdjęciu: Bartosz Bosacki

- To co zrobił Pedro Tiba po stracie piłki jest niepojęte. Lech nie wyglądał jak zespół, w którym jeden chce umierać za drugiego - mówi nam Bartosz Bosacki po porażce poznaniaków ze Standardem Liege (1:2) w 4. kolejce fazy grupowej Ligi Europy.

Podopieczni Dariusza Żurawia prowadzili po trafieniu Mikaela Ishaka, grali nawet w liczebnej przewadze, mimo to dali sobie wbić dwa gole i przegrali w Belgii, znacznie ograniczając swoje szans na awans do 1/16 finału.

- Kolejna stracona przez Lecha bramka w końcówce to jedno, lecz cały ten mecz był daleki od oczekiwań. Myślę, że ani zawodnicy, ani trener nie mieli takiego planu na przebieg gry. Dlatego nie sprowadzałbym wszystkiego do ostatniej akcji gospodarzy w 93. minucie. Zresztą Standard mógł wyjść na prowadzenie już kilka chwil wcześniej, bo też stworzył stuprocentową sytuację. Poznaniacy nie zaliczą tego spotkania nawet do średnio udanych - powiedział WP SportoweFakty Bartosz Bosacki.

Były obrońca "Kolejorza" jest zszokowany nie tylko przebiegiem końcówki, ale też brakiem walki. - Nie interesuje mnie jaką pozycję w Lechu ma Pedro Tiba. Stracił piłkę i zamiast ruszyć w pogoń za przeciwnikiem, maszerował, co najwyżej lekko truchtał. To dla mnie niepojęte. Każdy kto kiedykolwiek grał w piłkę, dobrze wie, że w takiej sytuacji po prostu wracasz jak najszybciej - nawet gdy oceniasz, że już nie dasz rady nic zrobić. Odpuszczanie jest nie do przyjęcia. To samo można powiedzieć o zachowaniu obrońców. Przy tej i kilku innych sytuacjach całkowicie zawodziło krycie. Nie widziałem w tym spotkaniu, żeby jeden lechita chciał za drugiego umierać na boisku. Może się zdarzyć słabszy występ, tyle że walczyć trzeba zawsze. Przykład Tiby jest tu dobry, bo pracy w środku boiska też brakowało.

Koszmarem Lecha stają się końcówki meczów, w których wcześniej kilka razy tracił punkty w lidze. Teraz powtórzył ten błąd w europejskich pucharach. - Niestety drużyna nie wyciąga wniosków. Po ostatnim meczu z Rakowem Częstochowa mówiło się o tym bardzo dużo i wydawało się, że tym razem koncentracja w ostatnich minutach będzie wyjątkowa. Zamiast tego mieliśmy przykrą powtórkę. Poznaniacy muszą to przepracować. Są sposoby na takie błędy, to niekoniecznie tylko kwestia psychiki. Sam pamiętam udział w gierkach na czas, gdzie było powiedziane, że w jakimś okresie nie można stracić gola. Gdy to się zdarzyło, karą było bieganie wokół boiska. Nie chcę wchodzić w kompetencje trenera Dariusza Żurawia, bo nie wierzę, że nad tym nie pracuje. Metod jednak nie brakuje - zakończył.

Czytaj także:
Frustracja w branży fitness rośnie. "Czujemy się oszukani i pomijani"
PKO Ekstraklasa. Warta Poznań - Wisła Kraków. Piotr Tworek: Mam w zespole żołnierzy z wielkim charakterem

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko

Komentarze (3)
avatar
Marek Piotrowski
27.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Trzeba zadać zasadnicze pytanie, a mianowicie: Kto i ile dostał w łapę za ten wynik ? Nie uwierzę, że ten wynik był dziełem przypadku ! Wyjaśnić i zdegradować ten zespół do najniższej ligi. 
avatar
Katon el Gordo
27.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Dlaczego takie frajerskie wtopy w ostatnich sekundach meczu zdarzają się akurat polskim drużynom ?