- W dzieciństwie wysyłałem do Danii listy z prośbą o klocki lego. Zawsze o nich marzyłem. Niestety, dostawałem tylko jakieś katalogi - uśmiecha się Marcin Mięciel, który może liczyć na występ od pierwszej minuty w meczu z Broendby.
Legia w wyjazdowym spotkaniu osiągnęła korzystny wynik (1:1) i teraz ma duże szanse na awans. Legionistów w rewanżu urządza nawet bezbramkowy remis. - Nie zamierzamy jednak kurczowo trzymać się własnej połowy. Duńczycy naprawdę potrafią grać w piłkę. A obrońcy to prawdziwe kozaki! Jeden Murzyn ma chyba ze 2 metry i nie ma szans wygrać z nim pojedynku główkowego. Dlatego trzeba grać kombinacyjnie, po ziemi - zdradza receptę na sukces doświadczony napastnik.
"Miętowy" wolałby uniknąć dogrywki i rzutów karnych. Wspomina, że jeszcze w barwach Widzewa brał udział w tak dramatycznym widowisku. - Wolałbym uniknąć takich emocji. Kiedyś w barwach Legii też grałem w takim spotkaniu. Po porażce 2:4 z Panathinaikosem w Atenach, przed rewanżem byliśmy skazywani na porażkę. Ale na Łazienkowskiej wygraliśmy 2:0, a ja strzeliłem jednego gola. Marzy mi się bramka również w dzisiejszym meczu - przyznaje.
34-letniemu piłkarzowi Dania kojarzy się głównie ze wspomnianymi klockami lego, a co poza tym? - Poza tym z piwem Carlsberg, którym chciałbym opić awans Legii do kolejnej fazy eliminacji - dodaje Mięciel.