Janusz Filipiak - kontrowersyjny biznesmen mierzy się z kolejnym kryzysem wizerunkowym

Newspix / JAKUB GRUCA / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Janusz Filipiak
Newspix / JAKUB GRUCA / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Janusz Filipiak

Janusz Filipiak jest dziś jedną z najbardziej krytykowanych osób w polskiej piłce. Kontrowersyjny biznesmen przez kilkanaście lat zostawił w klubie fortunę. Na razie wciąż nie przełożyło się to na znaczące sukcesy sportowe.

Żenujące sceny ze stadionu Cracovii i urągające standardom zachowanie Janusza Filipiaka spowodowało, że klub wpadł w kolejny już kryzys wizerunkowy. Prezes PZPN, Zbigniew Boniek, powiedział nawet w wywiadzie dla Interii, że jeśli właściciel klubu uważa, że sędziowie celowo go "kręcą", może się wycofać. Niewiele dzieli dobrodzieja polskiej piłki od nieproszonego gościa.

W środę właściciel i prezes Cracovii został ukarany przez Komisję Ligi za ubliżanie sędziemu Danielowi Stefańskiemu. Na jednego z najbogatszych Polaków nałożono grzywnę w wysokości 5 tys. zł w zawieszeniu na 6 miesięcy i udzielono mu nagany. Więcej TUTAJ.

Królewskie reformy profesora

Kara jest łagodna, ale na wizerunku Janusza Filipiaka pojawiła się kolejna rysa. Nie ma wątpliwości, że właściciel Cracovii się pogubił. Właściciel Comarchu, informatycznego giganta, profesor, członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie zapomniał, że w czasach mediów społecznościowych wyroki wydawane są w trybie ekspresowym. Oczywiście, nie mają takiego ciężaru gatunkowego, ale potrafią zepsuć wizerunek. A Filipiak grzęźnie. To jedna strona medalu. Druga to jego potężne zasługi dla polskiej piłki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol! Ręce same składały się do oklasków

W 2002 roku zdecydował się wyłożyć pierwsze pieniądze na Cracovię, nie oczekując w zamian właściwie nic, klub był po sezonie, w którym zajął 5. miejsce w czwartej grupie trzeciej ligi, tuż przed Górnikiem Wieliczka, a dwa miejsca za Proszowianką. Pięciokrotny mistrz Polski był na utrzymaniu garstki kibiców zrzeszonych w "Grupie 100", a Ekstraklasy przy Kałuży 1 nie widzieli od 18 lat.

Piłkarze trenowali na starym stadionie z charakterystycznym torem kolarskim. Czasem na głównej płycie, czasem na skrawku zieleni za bramkami. Szatnie były usytuowane w barakach budowlanych, co było efektem wyburzenia budynku klubowego kilka lat wcześniej. Od tego momentu minęło zaledwie 18 lat, a jeśli wczytać się w fora klubowe, to Filipiak jest kimś gorszym niż tylko właścicielem. Jest "okupantem", o którym kibice śpiewają: "Każdy to powie, Filipiak niszczy Cracovię".

Jakie są efekty tej "demolki"? Nowy stadion, wybudowany przez miasto, ale dzięki staraniom Filipiaka. Centrum treningowe przy Wielickiej z dwoma boiskami naturalnymi i dwoma sztucznymi, w tym jednym małym. Nowoczesna, wybudowana za 30 mln zł baza w podkrakowskiej Rącznej, do której klub przeprowadzi się na początku roku. Budowa akademii piłkarskiej. W końcu drużyna: ma swoje wady i to potężne, za to w ostatnich pięciu sezonach trzy razy występowała w europejskich pucharach.

Z perspektywy czasu trzeba powiedzieć wprost - Janusz Filipiak zastał Cracovię drewnianą, a dziś jest to klub murowany. Transformacja pochłonęła ponad 150 mln zł.

Bentley daje poczucie wartości

Z drugiej strony, kryzys wizerunkowy jest już właściwie wpisany w najnowszą historię klubu. Przypomnijmy początki. "Przegląd Sportowy", rok 2004, baraż z Górnikiem Polkowice o awans do Ekstraklasy, pisze Antoni Bugajski:

"Samego siebie przechodził bowiem Janusz Filipiak - były profesor m.in. Akademii Górniczo-Hutniczej, a obecnie główny udziałowiec Cracovii. - Mamy wygrać 2:1. Taki wynik ustaliśmy z prezydentem [Józefem Lasota] i nasi piłkarze muszą to uszanować, bo inaczej będzie źle - głośno komentował.

- Fajnie się stanie, jak wygramy, a jeszcze fajniej, jeśli przy okazji Węgrzyn spartoli coś pod swoją bramką, bo będziemy mieli z nim łatwiejsze negocjacje cenowe - genialnie zauważył.

Potem głośno zaczął komentować grę swoich piłkarzy. - Nowak, dopóki ja jestem w Cracovii, to ty nie będziesz w niej grał - krzyczał w kierunku boiska. Oberwało się również Przytule. - To twój ostatni mecz w Cracovii! - ostrzegł, gdy ten zmarnował sytuację strzelecką, ale pewnie wycofa się ze swojej groźby, bo przecież Przytuła strzelił dwa gole i zaliczył jedną asystę.

- Kupuję was! - krzyczał do dziesięcioletnich chłopców, którzy zawzięcie dopingowali Górnika, po czym zdjął z szyi klubowy szalik i z wielkopańskim gestem rzucił go w kierunku grupki małolatów.

Do końca meczu pozostał kwadrans, gdy niekonwencjonalny profesor wraz ze swoją świtą opuścił lożę i udał się w kierunku boiska. Odetchnął wiceprezes (Górnika Polkowice – red.) Sikorski, kłopot mieli za to ochroniarze. Szefowie Cracovii ustawili się bowiem ramię w ramię z krakowskimi szalikowcami metr od linii bocznej boiska, czekając na gwizdek kończący spotkanie. Przykład idzie z góry...".

Prof. Filipiak wiele się nie zmienił. Wciąż lubi zaszokować opinię publiczną. Zachowuje się czasem jak najbogatszy w rodzinie wujek z wesela, którego wszyscy tolerują ze względu na najnowszy model mercedesa, ale w głębi duszy wszyscy uważają go za osobnika przynoszącego wstyd rodzinie. Denerwują się aż do czasu, gdy wpadnie z butelką dobrej whisky czy najnowszym gadżetem dla dzieci.

Filipiak zamiast mercedesa ma rolls-royce'y czy nawet wartego dwa miliony bentleya. Ten, jak powiedział kiedyś w wywiadzie dla Grzegorza Sroczyńskiego z "GW", głównie stoi w garażu i daje mu poczucie własnej wartości podczas rozmów z arabskimi miliarderami.

10-letni kontrakt na miesiąc

Gdy w 2002 roku Filipiak inwestował w klub, nie było mowy o przejęciu Pasów. Proszono go, więc dał pieniądze. Nowa zabawka mu się spodobała (dziś mówi, że inni bogacze mają jachty, a on ma klub) i niedługo później kupił pierwsze akcje. Cracovia zaczęła powoli iść w górę.

Po dwóch latach Pasy awansowały do ekstraklasy, ale przy tej okazji doszło do poważnego zgrzytu wywołanego zwolnieniem prezesa Pawła Misiora, który uchodził za architekta powrotu klubu do elity. A jednak Filipiak w emocjonalnym wystąpieniu z okazji awansu zapowiedział, że przejmuje władzę.

To dla niego charakterystyczne. Jak mówią osoby z jego bliskiego otoczenia, lubi mieć władzę i trzymać pieczę nad wszystkim. Jego najbliższym współpracownikiem jest wiceprezes Jakub Tabisz. Lojalny prezesowi, ale znienawidzony przez kibiców strażnik budżetu. Tylko on cieszy się zaufaniem Filipiaka, w którego sposobie zarządzania klubem nie mieści się delegacja zadań. Sam musi przyklepać każdą decyzję.

Z tego czasem wynikały poważne problemy sportowe, gdyż profesor, nie mając wielkiego pojęcia o piłce nożnej, przy pierwszym kryzysie potrafił wtrącać się trenerom w ich kompetencje. Jego niecierpliwość jest legendarna. Podobnie jak decyzje podejmowane pod wpływem emocji.

Chyba kultowym momentem jest 10-letni kontrakt trenerski z Wojciechem Stawowym. Filipiak podpisał go w styczniu 2006 roku, a miesiąc później Stawowy nie pracował już w klubie. Uniósł się honorem i w obronie zespołu podał się do dymisji, która ku jego zdziwieniu została przyjęta.

Ciekawe, że wrócił w 2012 roku i znowu wprowadził do Cracovii swoją charakterystyczną tiki-takę, ale po dwóch latach został zmieniony przez Roberta Podolińskiego, bo grupie podpowiadaczy znudził się styl tysiąca podań, preferowany przez Stawowego.

Trener za ponad sto tysięcy. Miesięcznie

Miejsca w lidze w kolejnych sezonach są w ogóle nieadekwatne do nakładów finansowych ponoszonych przez szefa Comarchu. Jego Cracovia nigdy nie była na podium PKO Ekstraklasy, zwykle walczyła gdzieś w środku tabeli. A przecież potrafiła wydać na anonimowego piłkarza, Jaroslava Mihalika, 800 tys. euro. W czasach, gdy większość klubów szukała zawodników z kartą na ręku.

Oczywiście było dużo strzałów celnych i dobrych wielomilionowych transferów wychodzących (np. Krzysztof Piątek, Bartosz Kapustka), ale nigdy z nich nie wynikała poprawa jakości sportowej w dalszej perspektywie.

Tu zresztą warto zauważyć różnicę między Filipiakiem a biznesmenami pokroju Tomasza Salskiego z ŁKS, Michała Świerczewskiego z Rakowa czy Dariusza Mioduskiego z Legii Warszawa. Dwaj pierwsi to piłkarscy fanatycy, dla trzeciego klub jest projektem życia. A Filipiak? Dla niego Cracovia jest częścią machiny promocyjnej.

Oto fragment wywiadu z 2008 roku ("Przegląd Sportowy"): - Nigdy nie było momentu zwątpienia, naprawdę. Może dlatego, że my w Comarchu nie traktujemy futbolu priorytetowo. Narażam się kibicom, mówiąc takie rzeczy, bo oni by chcieli, aby Cracovia była jakimś dobrem nadrzędnym. Ale prawda jest taka, że dla mnie ten klub to przede wszystkim promocja, a trochę odpowiedzialność społeczna. Tak jak sponsorujemy teatr czy filharmonię, tak też zainwestowaliśmy w klub piłkarski. Jak się patrzy na to wszystko z takiej perspektywy, to człowiek jest spokojniejszy.

Być może takie podejście, ingerowanie w pracę szkoleniowców, doprowadziło do tego, że przez lata Cracovia nie była w stanie osiągnąć wyniku na miarę nakładów finansowych. Dopiero zatrudnienie Michała Probierza w 2017 roku było sygnałem, że na sukcesie sportowym też mu zależy.

To pierwszy przypadek, gdy Filipiak wyposażył szkoleniowca w tak szerokie kompetencje. Mało tego, po półtora roku awansował trenera do rangi wiceprezesa - to precedens w polskiej piłce. I okazał mu cierpliwość, jakiej nie mogli doświadczyć jego poprzednicy. Dwa pierwsze sezony pod wodzą Probierza Cracovia zaczęła fatalnie, ale Filipiak go nie zwolnił.

Być może także dlatego, że rozstanie byłoby kosztowne. Przejmując Cracovię, Probierz miał otrzymać - jak informowały media - bonus na start w wysokości 150 tys. euro (w Cracovii słyszymy jednak, że to mocno zawyżona kwota). Z kolei za każdy miesiąc pracy inkasuje ponad 100 tys. zł - jest najlepiej opłacanym trenerem w lidze.

Trzecia siła

Dziś można powiedzieć, że Cracovia dzięki wsparciu ekscentrycznego i wybuchowego milionera przeszła nieprawdopodobną ewolucję. Od wieków ciemnych średniowiecza aż do rewolucji przemysłowej. Oczywiście PR-owo klub wciąż leży. Nie pomogły przepychanki z piłkarzami, obcesowe traktowanie piłkarzy, choćby Janusza Gola czy Mateusza Wdowiaka (choć trzeba pamiętać, że to przedstawiciel tego drugiego dwukrotnie zmieniał warunki porozumienia).

Piłka nożna w wykonaniu Cracovii nie spełnia oczekiwań fanów, bo jest po prostu brzydka, oparta na stałych fragmentach gry, dośrodkowaniach w pole karne na wysokich piłkarzy, bardziej fizyczna niż finezyjna. Do siermiężnego stylu dochodzi zdecydowana nadreprezentacja obcokrajowców, często przeciętnych "pracowników fizycznych".

Co za tym idzie, na pewno Cracovia będąc trzecim największym klubem Polski po Legii i Lechu, ani nie jest trzecią siłą sportową, ani nie ma widoków na to, by powalczyć o coś więcej. Oczywiście w 2020 roku zdobyła Puchar i Superpuchar Polski i to jej jedyne trofea od 1948 roku. Ale to też zdarzenia incydentalne, nie seryjne. Generalnie piłkarsko Cracovia w ostatniej dekadzie prezentowała się znacznie poniżej oczekiwań i możliwości finansowych.

Jednak to już leży w gestii trenerów, a nie prezesa Filipiaka. Organizacyjnie Cracovii profesora i tej sprzed "ery Comarchu" nie da się nawet zestawić. Byłoby to śmieszne.

Źródło artykułu: