[tag=64100]
Vullnet Basha[/tag] rozgrywa już swój czwarty sezon w barwach Wisły Kraków, a w ostatnim derbach z Cracovią (1:1) po raz pierwszy - choć na krótko - dostał szansę gry z opaską kapitańską. Z pomocnikiem Białej Gwiazdy rozmawiamy o zmianach, które wprowadził nowy trener Peter Hyballa, sobotnim szlagierze z Legią Warszawa (godz. 20), niemocy Fatosa Beciraja i meczach Polski z Albanią w kwalifikacjach do następnego mundialu.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Gratulacje z powodu pierwszego występu w Wiśle z opaską kapitańską. W końcówce derbów przekazał ją panu Maciej Sadlok.
Vullnet Basha, pomocnik Wisły Kraków: To był dla mnie zaszczyt. Bardzo się cieszę, że takie wyróżnienie mnie spotkało. Gra z opaską kapitańską w tak zasłużonym historycznie klubie jak Wisła to jest dla mnie coś naprawdę ważnego, choć trwało to zaledwie kilka minut. Maciek przekazał mi opaskę, uścisnął i nawet nie musiał nic mówić. Nie umawialiśmy się na to przed meczem, w futbolu takich sytuacji często nie przewidzisz. Zorientowałem się dopiero, jak podbiegł do mnie z tą opaską. To zawsze oznacza dużą odpowiedzialność, ale mnie się podoba branie na siebie odpowiedzialności.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Tomasz Iwan ocenia grę reprezentacji Polski. "Kadra jest w trakcie budowy. Gra bez pomysłu i tożsamości"
Jak pierwsze wrażenia ze współpracy z Peterem Hyballą? To już pana szósty szkoleniowiec w Wiśle, więc po tylu zmianach na tym stanowisku ma pan prawo podchodzić do każdej kolejnej zmiany z umiarkowanym entuzjazmem.
Widzieliśmy już w derbach, że zespół chciał się jak najlepiej zaprezentować przy nowym trenerze. Już w tym pierwszym meczu staraliśmy się coś zmienić w naszej grze, wyjść wyżej z grą obronną, nie cofać się tak mocno. Wiedzieliśmy, że to nie będzie piękny mecz pod względem technicznym, bo też Cracovia zwykle gra taką piłkę. Myślę, że z czasem, wraz z ciężką pracą na treningach, będziemy się prezentować coraz lepiej.
Trener Hyballa powtarza, że dla niego relacje międzyludzkie w zespole są nawet ważniejsze niż taktyka. Potrzebujecie takiego podejścia, zwłaszcza po erze Artura Skowronka?
Zawsze jest ważną rzeczą, żeby mieć dobrze funkcjonującą szatnię, przede wszystkim - zjednoczoną. Jak zawodnicy są razem poza boiskiem, to potem widać to na murawie, ma to przełożenie na grę. Widać od razu różnicę.
Przed sezonem szatnia Wisły doznała "osłabień" na pozycji mentalnych liderów, bo odeszli Paweł Brożek i Marcin Wasilewski. To mogło mieć wpływ na drużynę i przyda wam się chyba teraz zastrzyk pozytywnego myślenia ze strony trenera?
To prawda, że Paweł i "Wasyl" byli bardzo ważnymi postaciami dla tej drużyny. Oni zawsze myśleli o interesie Wisły, mieli na względzie dobro zespołu i byli chętni, by wesprzeć resztę. Myślę, że ten trener, który przyszedł teraz do klubu, będzie chciał zdziałać z tym zespołem ciekawe rzeczy i rozwijać zawodników i drużynę.
Przed derbami jednak wizyty dawnych gwiazd w szatni nie były wam potrzebne, by was zmotywować. Dowieźliście remisowy wynik (1:1) do końca, mimo problemów i niełatwej atmosfery panującej na stadionie.
My przed derbami wchodzimy w taki specjalny tryb. W ciągu całego tygodnia poprzedzającego derbowy mecz zawsze jesteśmy bardzo skoncentrowani na zbliżającym się starciu, wiemy jak ważny to mecz. Zwłaszcza ci zawodnicy, którzy już wcześniej grali w derbach Krakowa, mają tego pełną świadomość. Uważam, że wykonaliśmy w tym spotkaniu dobrą robotę. Docierało to do nas trochę tych rzeczy z zewnątrz, ale myślę, że my jesteśmy zupełnie inni i nie interesowało nas to, co rywale i ludzie na trybunach robili. My tam wybiegliśmy na murawę, żeby zagrać dobry mecz i zapunktować. Myślę, że ostatecznie przy bramce dla Cracovii powinien być odgwizdany faul na Georgiju Żukowie, a dodatkowo w ogóle był spalony. Nie wiem, jak w erze VAR można tego nie odgwizdać. A mimo to, ludzie z Cracovii dalej się skarżyli.
Teraz czeka was kolejne prestiżowe starcie - mecz z aktualnym mistrzem Polski. W podtekście jest jeszcze kwestia rewanżu za zeszłoroczną kompromitującą porażkę 0:7.
To też mecz z serii tych bardzo ważnych, w których nigdy nie można spuścić głowy i odpuścić. Legia Warszawa ma oczywiście zawodników bardzo wysokiej jakości, którzy mogą napytać rywalom biedy. Musimy zrobić wszystko, by powalczyć w sobotę o zwycięstwo.
Wrócił pan już do swojej normalnej dyspozycji fizycznej po dłuższej przerwie związanej z problemami zdrowotnymi i izolacją?
Prawdą jest, że jakiś czas temu, po meczu z Podbeskidziem, dostałem pozytywny wynik testu na COVID-19. Musiałem odizolować się w domu jak każdy w takim przypadku. Trochę to przeżywałem, że nie mogłem pracować, trenować z zespołem. Na co dzień jesteś w wirze zajęć, a tu nagle musisz się zatrzymać, odciąć od świata. Trzeba jednak po prostu starać się wrócić do zdrowia i formy najszybciej, jak to możliwe. Natomiast po powrocie rzeczywiście wchodziłem ostatnio z ławki jako rezerwowy. Ale szanuję to oczywiście, to kwestia decyzji sztabu trenerskiego. Na boisku staram się udowadniać, że zasługuję na pierwszy skład.
Jak odczucia po pierwszych treningach z Peterem Hyballą? Jak mocno różnią się od zajęć u Artura Skowronka?
Na pewno treningi u Petera Hyballi są inne niż wcześniej. Jak dotąd, wszystkie były rzeczywiście bardzo ciężkie i wymagające, na dużej intensywności. Jest sporo zajęć z piłkami, choć biegania też. W każdym razie wszystko, co trener robi, chce robić na dużej intensywności, czy to będzie z piłką, czy bez. Na razie spędziliśmy z nim relatywnie mało czasu, ale dla mnie na pewno jest to inny trener niż wcześniejszy szkoleniowiec Artur Skowronek. Inaczej patrzą na futbol. Na ten moment trudno mi jeszcze powiedzieć, co dokładnie będzie chciał wprowadzić nowy trener, byśmy zrobili postęp, bo minęło dopiero parę dni od jego zatrudnienia. Muszę jednak przyznać, że w te kilka dni już parę rzeczy zmienił.
Zwłaszcza w ofensywie? To ponoć jego "konik".
Zdecydowanie. W ataku już pewne rzeczy trener pozmieniał i w najbliższej przyszłości - jestem tego pewien - pozmienia jeszcze więcej. Tym bardziej że ostatnio dużo nas kosztowało samo wypracowywanie sytuacji podbramkowych. Osobiście uważam, że sprawy idą w dobrym kierunku i wyjdzie z tego coś dobrego. Choć oczywiście na wszystko trzeba czasu.
W tydzień nikt nie zostanie wiślackim Juergenem Kloppem, wiadomo.
Trzeba też przyznać, że trener Hyballa trafił do klubu w trudnym momencie, bo w terminarzu mamy teraz serię ciężkich spotkań. Nie jest łatwo zaczynać od takich konfrontacji, ale trener ma mocny charakter i to jest pozytywne. Oby wszystko potoczyło się dobrze dla trenera, dla zespołu i dla nas wszystkich.
Na treningi podróżuje pan teraz z Fatosem Becirajem. Dlaczego ten piłkarz ma taki problem z wejściem do drużyny?
Prawda jest taka, że Fatos bardzo dobrze pracuje na treningach. Wszyscy wiemy, że przeprowadzki do nowego klubu często wymagają przystosowania się na początku. Fatos pracuje mocno, by zmienić swoją sytuację i ja osobiście jestem przekonany, że brakuje mu tylko trochę szczęścia. Ale wszyscy wiemy, że to dobry piłkarz.
Chyba jednak nie wszyscy to wiemy - kibice i dziennikarze mocno się skarżą na jego postawę i grę. Niektórzy wskazują, że ma duże problemy z aklimatyzacją, ale trochę nie chce mi się w to wierzyć. Ma zresztą przecież pana w drużynie.
Każdy ma słabsze momenty. Wiecie jak to jest w futbolu: czasem źle zaczynasz, ale potem wszystko się zmienia na lepsze. Co do tych domniemanych kłopotów z aklimatyzacją, to nie jest to prawda. Dobrze się wprowadził do zespołu, zawsze jako drużyna staramy się dobrze przyjmować nowych graczy. Tym bardziej ja się starałem mu pomóc, bo przecież jestem Albańczykiem, a Fatos ma kosowskie korzenie. Trzymaliśmy się razem od początku jego pobytu w Wiśle. Fatos jest świadomy, że jak dotąd nie był w stanie pomóc drużynie. Widzę jednak, jak się stara na treningach. Brakuje mu trochę szczęścia, by to wszystko odwrócić - czasem w przypadku napastnika wystarczy jedna bramka, by przerwać niekorzystną passę i potem strzelić i z dziesięć następnych. Mam nadzieję, że to właśnie Legii, przy odrobinie szczęścia, Fatos strzeli gola. Wiecie, że mnie zawsze cieszy wspieranie innych i staram się pomagać Fatosowi.
To, że stara się pan wspierać kolegów z drużyny, to doskonale wie Jesus Imaz, który u was w domu regularnie swego czasu gościł, nawet jadał obiady. Teraz zastąpił go Beciraj?
No jest jeszcze Chuca i Jean Carlos... Oni też na początku potrzebowali wsparcia, bo przyjechali tu bez rodzin. A mnie zawsze trochę szkoda chłopaków, którzy są tutaj, w obcym dla nich kraju, tak całkiem sami. Staram się ich przygarniać, bawią się z moimi dzieciakami, żona ich czymś poczęstuje. Wszystkim tak raźniej. Zwłaszcza w ciężkich czasach pandemii.
Skoro już wspomniał pan o tym, że obaj z Fatosem macie kosowskie korzenie, to chciałam też zapytać o kadrę Albanii. Polska zmierzy się z Albanią w eliminacjach do mundialu. Jak pan postrzega tę konfrontację? Mamy czego się obawiać?
To, co wam mogę powiedzieć już teraz, to że Polska wygra oba te mecze. Macie lepszych piłkarzy, lepszy zespół, wszystko. Albania ostatnio nie osiąga najlepszych wyników.
Ostatnio jednak Albańczycy pokonali m.in. Kazachstan i Białoruś.
Ale umówmy się, Polski nie można porównywać z kadrą Kazachstanu czy Białorusi. W reprezentacji albańskiej na pewno wyróżnia się obrońca Berat Djimsiti z Atalanty Bergamo czy środkowy pomocnik Keidi Bare. Wy macie jednak świetnych piłkarzy i jestem przekonany, że jesteście lepszym zespołem niż Albania.
A może ktoś ze sztabu kadry Albanii zacznie jednak oglądać polską ekstraklasę? W przeszłości mówił pan, że nie liczy już na powołania, ale a nuż...
Nie wiem, to jest wszystko trochę dziwne, nie do końca rozumiem tę sytuację. Ale już nawet o tym nie rozmyślam, te rozważania o reprezentacji są już za mną. Myślę, że nigdy już nie wrócę do kadry, takie są decyzje działaczy. Nigdy nie miałem szansy dowiedzieć się, dlaczego tych powołań nie dostawałem, choć zdarzało się, że powoływano piłkarzy będących np. od dłuższego czasu bez klubu. Ja mogę to tylko zaakceptować, choć przyznam, że to bardzo boli. Nie sądzę, by cokolwiek w tej kwestii się zmieniło.
Czytaj również:
200. derby Krakowa. Dariusz Marzec: Jeden drugiemu na boisku by nogę urwał, ale poza nim byliśmy kolegami
PKO Ekstraklasa. Jarosław Królewski: Myślę, że Aleksander Buksa kocha Wisłę. Ludzie powinni być wolni w decyzjach