200. derby Krakowa. Dariusz Marzec: Jeden drugiemu na boisku by nogę urwał, ale poza nim byliśmy kolegami

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Dariusz Marzec
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Dariusz Marzec

- U mnie w pierwszym składzie w derbach z Cracovią zagraliby przede wszystkim zawodnicy, którzy są stąd lub wiele lat już w Krakowie spędzili - mówi Dariusz Marzec, były wieloletni piłkarz Wisły przed derbowym starciem "Białej Gwiazdy" z "Pasami".

[tag=34709]

Dariusz Marzec[/tag] był związany z Wisłą Kraków jako piłkarz, a później jako trener młodzieży. Urodzony w Krakowie szkoleniowiec ostatnio pracował w Stali Mielec. Dziś obejrzy derby Krakowa jako zapalony kibic "Białej Gwiazdy", ale przyznaje, że bez widzów na trybunach będzie to dziwne widowisko. Opowiada też, jak wyglądały derby w jego czasach - w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. - Szkoda, że tym razem derbowy mecz będzie musiał odbyć się bez widzów, bo cały urok derbów to kibice -podkreśla. Starcie Cracovii z Wisłą rozpocznie się o godz. 20.30.

Marzec jako piłkarz grał nie tylko w derbach ligowych, ale też w wielu innych starciach drużyn wiślackich i "pasiastych". W rozgrywanym w II lidze meczu derbowym w sezonie 1995/96 strzelił ważną i pamiętną bramkę dla "Białej Gwiazdy", a tamto zwycięstwo pomogło walnie Wiśle w późniejszym powrocie na ekstraklasowe boiska. Marzec wspomina z uśmiechem też inne derbowe starcie: - W niższych ligach była kiedyś taka "święta wojna": w Cracovii wtedy grał jeszcze późniejszy bramkarz Wisły Artek Sarnat i przy wybijaniu piłki z pola karnego, pechowo dla nich, futbolówka trafiła pod moje nogi. A ja byłem wtedy prawie na środku boiska. Mimo to uderzyłem z pierwszej piłki i udało się strzelić bramkę. Mam to do dziś mocno w pamięci. Jakoś w tych derbach, w których grałem, często udawało mi się trafiać do siatki.

W tamtych czasach w obu krakowskich ekipach grali przede wszystkim wychowankowie czy krakusi, albo też gracze mocno związani z którąś z podwawelskich drużyn. - Derby naprawdę "czują" ci zawodnicy, którzy w danym klubie się wychowali, bądź spędzili w nim wiele lat. W tamtych czasach, gdy ja byłem jeszcze zawodnikiem, to w zespołach Wisły czy Cracovii większość zawodników była z Krakowa bądź okolic. A nawet jeśli ktoś pochodził z innych stron Polski, to wiele lat w klubie już spędził. To była ta podstawa. A teraz, jak spojrzymy na skład Wisły i Cracovii, na to, ilu tam jest obcokrajowców, to czym dla nich mogą być derby? Mecz jak mecz i nikt mnie nie przekonana, że oni będą odczuwali to inaczej - twierdzi Marzec.

No chyba, że Cleber

Były pomocnik o ksywie "Ziemniak" sam grał za granicą i mówi o swoich doświadczeniach z derbów Aten: - Jak grałem jako obcokrajowiec w Grecji w meczach derbowych, to było to dla mnie spotkanie, jak każde inne. Nie odczuwałem tego tak, jak przeżywa się zwykle derby w swoim klubie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wiało jak diabli. Tak padł kuriozalny gol!

Dlatego żałuje, że w dzisiejszych derbach Krakowa nie będzie mogło zagrać więcej ludzi "stąd". - Inaczej, niż zwykły mecz, będą postrzegali derby tacy gracze, jak Kuba Błaszczykowski, Michał Mak, który jest wychowankiem Wisły. A także Rafał Boguski, który tu spędził już wiele lat, podobnie Maciek Sadlok. Wcześniej był Arek Głowacki, bracia Brożkowie - to byli zawodnicy, którzy "czuli" te derby. Im więcej ich było na boisku, tym to napięcie derbowe było większe - przekonuje. - Natomiast tacy gracze, jak Yaw Yeboah czy Stefan Savić na pewno chcą w tym meczu zagrać jak najlepiej, ale oni nie będą tego odczuwać tak, jak ci bardziej "zasiedziali". Gdyby tu spędzili wiele lat, jak Cleber czy Mauro Cantoro, wtedy oczywiście bym powiedział, że już tę specyfikę derbów Krakowa rozumieją.

Najpewniej jednak piątkowe starcie przy ul. Kałuży będzie jednym z tych derbowych spotkań, w których liczba obcokrajowców w składach obu drużyn będzie największa. - Pomyślałem sobie nawet przez chwilę, co ja bym zrobił, jako trener w takiej sytuacji. I doszedłem do wniosku, że u mnie w pierwszym składzie zagraliby przede wszystkim zawodnicy, którzy są stąd, bądź dużo czasu już w Krakowie spędzili. Nie patrzyłbym np. ile "Boguś" ma lat, tylko na to, że to wiślak z krwi i kości - stwierdza Marzec. - Podobnie Michał Mak. Nie wiem dlaczego teraz nie gra, ale jeszcze przed przyjściem Artura Skowronka Mak był dla mnie jednym z najlepszych zawodników Wisły. Nagle po przyjściu trenera, który go przecież znał, poszedł "w odstawkę". Nie mnie to oceniać, ale - tak, jak wspomniałem - w derbach na takich właśnie graczy bym postawił.

Z opowieści ojca

Marzec opowiada też o innych sprawach, które odróżniają obecne derbowe starcia od tych, które pamięta on, czy jego ojciec. - W czasach, o których opowiadał mi mój tata, kibic Wisły i kibic Cracovii przeważnie siedzieli na trybunach koło siebie. Najwyżej ktoś komuś dał "w pysk", ale generalnie nic się strasznego nie działo -kwituje. - Natomiast za moich czasów zawodniczych napięcie na trybunach było już widoczne. I już bywało, że można było zaobserwować z murawy, jak ci kibice ruszali na siebie na trybunach. Mimo wszystko jednak, nie było aż tak źle, jak dzisiaj. Nie było żadnego podpalania samochodów i tak dalej. Obecnie wyszło to poza wszelkie reguły.

Trener Marzec opowiada też, jak wyglądały w jego czasach relacje między samymi zawodnikami z przeciwnych stron Błoń. - W młodszych rocznikach spotykaliśmy się w kadrze Krakowa. Ja jako wiślak spotykałem się np. z Edkiem Kowalikiem, urodzonym "Pasiakiem" z krwi i kości. Na boisku to jeden drugiemu by nogę urwał. Choć nie to, że złośliwie, po prostu taka walka była, nie było mowy o pójściu na kompromisy. Natomiast później - choćbyśmy się na boisku pobili - to poza boiskiem byliśmy kolegami. I nadal nimi jesteśmy. Jak czasem spotykam Edka, to wspominamy tamte czasy. Podsumowując, między zawodnikami poza boiskiem nie było takiej nienawiści, jak na trybunach.

Marzec, ty jesteś taki "pies"!

Jeszcze kilkanaście lat temu wokół derbów Krakowa starano się budować specjalną otoczkę, by podkreślić tradycję i charakter tego wydarzenia. Trenerzy obu ekip spotkali się np. na specjalnym obiedzie. Teraz nie ma o tym mowy, a nawet na poziomie właścicielskim dochodzi do obrzucania rywala błotem w przedmeczowych wywiadach.

Marzec przyznaje, że przynajmniej w derbach oldbojów bywa inaczej. - Było kiedyś takie anegdotyczne zdarzenie już po meczu drużyny oldboyów Wisły z Cracovią. Tam po spotkaniach jest poczęstunek zawsze organizowany. I jedna z osób ze środowiska Cracovii w pewnym momencie mówi do mnie: - Marzec, ty to jest taki "pies". Mnie to trochę dotknęło, już zaczynałem kipieć ze złości. A on nagle dodaje: - Ale ja to szanuję. Bo ja jestem taki "pasiak" - z krwi i kości. Wspominam to, bo w tej anegdotce pojawia się ten szacunek do osoby utożsamiającej się z tym drugim klubem. Jeden człowiek urodził się po jednej stronie miasta, drugi po drugiej, ale to nie znaczy, że się mamy nie szanować nawzajem - podsumowuje.

"Ziemniak" sam jest krakusem i przyznaje, że nie robi sobie wiele z panujących w mieście napięć i podziałów. - Mieszkam tu, gdzie mieszkam już dzięki Bogu ponad pięćdziesiąt lat, a nie boję się swobodnie chodzić po okolicy w kurtce czy dresie w barwach Wisły i na szczęście nigdy mnie nic nie spotkało nieprzyjemnego z tego powodu - kwituje.

Nie wozić piłkarzy w walizce

Jako były trener wiślackiej młodzieży, Marzec wnikliwie obserwuje teraz zamieszanie wokół wiślackiego talentu Aleksandra Buksy. 17-letni napastnik mógłby już powoli wydać książkę z artykułami na swój temat, ale na jego nieszczęście większość z nich wcale nie dotyczyłaby boiskowych dokonań nastolatka.

- Młody zawodnik powinien przede wszystkim patrzeć na to, żeby grać. I jestem przeciwny "wożeniu zawodnika w walizce", jak ja to nazywam. Czyli zmienianiu klubów dla samego zmieniania. Za moich czasów było inaczej niż teraz, w kontekście postrzegania tej piłki przez rodziców, menedżerów i samych zawodników - wspomina Marzec. - Mój pierwszy kontrakt, który podpisałem w Wiśle pozwolił mi na to, żeby kupić sobie wieżę audio, ale brakło mi na kolumny nagłaśniające. Wchodziłem wtedy w dorosłość, była to trzyletnia umowa. Ale dla nas wtedy liczyło się przede wszystkim to, by jak najwięcej grać - podkreśla.

I dodaje: - Popatrzmy, jak podchodzą do tego tacy młodzi zawodnicy z Legii, czy młode talenty z Lecha Poznań. Przedłużali kontrakty ze swoimi klubami, wiedząc, że klub im nie da zginąć, tylko ich stopniowo wylansuje, dzięki czemu zarobi w odpowiednim momencie i zawodnik, i klub. Jak będą gotowi, to trafią do odpowiedniego zespołu. Ja mam takie zdanie: oddaj klubowi to, co on ci dał. Klub cię wychował, pomógł ci w rozwoju.

Jako szkoleniowiec, Marzec odnosi się też do decyzji o wyborze nowego trenera "Białej Gwiazdy". Niemiec Peter Hyballa zadebiutuje w tej roli właśnie w derbach. - Cieszę się, że Wisłą rządzą obecnie te osoby, które rządzą. I jakich decyzji by nie podejmowali, na pewno chcą dobrze dla klubu. Rozważali różne opcje i doszli do wniosku, że to jest ich zdaniem najlepsza. Teraz trzeba trzymać kciuki, by ta opcja z trenerem Peterem Hyballą wypaliła - podsumowuje "Ziemniak".

Czytaj również:
PKO Ekstraklasa. Josip Juranović: Legia przepustką do drużyny wicemistrzów świata
Śmierć Diego Maradony. Mauro Cantoro: Argentyna nadal jest w szoku

Komentarze (0)