W PKO Ekstraklasie ostatnie mecze z udziałem publiczności odbyły się na początku października ubiegłego roku. Gdy rząd wydawał zgodę na wznowienie działalności poszczególnych sektorów gospodarki po pierwszym lockdownie, kluby najpierw mogły zapełniać 25 proc. pojemności obiektów, a potem 50 proc.
Największą widownię w Polsce zgromadziły w tym okresie derby Poznania. Starcie Lecha z Wartą (1:0), które odbyło się 20 września, obejrzało z trybun 17,5 tys. widzów. Dziś to tylko miłe wspomnienia, bo cała końcówka rundy jesiennej była rozgrywana na pustych stadionach. Wielu wątpi, że sytuacja zmieni się również na początku wiosny (pierwsza tegoroczna kolejka planowana jest na przełom stycznia i lutego).
Bez szczepienia na trybuny nie wejdziesz
- Bezpieczna organizacja imprez masowych będzie możliwa wtedy, kiedy kibice w nich uczestniczący będą w komplecie zaszczepieni - powiedział WP SportoweFakty prof. Włodzimierz Gut, specjalista w zakresie mikrobiologii i wirusologii, pracownik naukowy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tiki-taka Barcelony w... Arabii Saudyjskiej. Ręce same składają się do oklasków
Problem w tym, że duża część społeczeństwa nie chce się szczepić. - Potrzebne są tzw. bodźce. Pomogłaby tu metoda kija i marchewki. Może to zrodzić bunt, ale każdy ma wybór. Nie jest przecież powiedziane, że wszyscy muszą chodzić na mecze. Uważam, że w pełni bezpieczna będzie sytuacja, w której oprócz zakupu biletu, każdy uczestnik imprezy okaże zaświadczenie, że został zaszczepiony - dodał.
Latem jednak kibice wchodzili na trybuny, a o szczepieniach nikt jeszcze nie słyszał. Czy teraz podobny scenariusz również jest możliwy? - Jeśli liczba zakażeń będzie taka jak wiosną, można pomyśleć o otwarciu trybun. Musimy jednak pamiętać o tym, że przy ok. 7 tys. infekcji, czyli tylu, ile było w ostatni wtorek, trzeba je przemnożyć przez 21, bo mniej więcej tyle dni się choruje. To daje znacznie większą liczbę. Jeżeli nie chcemy mieć znów po 30 tys. zakażeń dziennie, wymagana jest bardzo duża ostrożność - przyznał prof. Gut.
Siłownie i baseny osobnym problemem
Branża fitness, a także jej klienci są coraz bardziej sfrustrowani zamknięciem obiektów, a co za tym idzie, brakiem możliwości trenowania. Przy tej okazji pojawiają się pytania, czy uniemożliwienie społeczeństwu budowania naturalnej odporności nie wywoła skutków odwrotnych od zamierzonych.
- Przed zakażeniem nie można się uchronić chodząc na siłownię. Nie są to wprawdzie miejsca, gdzie wirus się rozprzestrzenia, ale problem polega na tym, że z tych obiektów, a także z basenów sporo osób szło na spotkania towarzyskie. Widać to po obserwacjach ruchu telefonów, a posiada je przecież zdecydowana większość ludzi. Wszelkie luzowanie łączy się z uruchomieniem aktywności społecznej - powiedział prof. Gut.
Co jednak z osobami, które przestrzegały reżimu sanitarnego? - Nie możemy patrzeć na jednostki, lecz całość społeczeństwa. Zawsze można też ćwiczyć w domu - oznajmił wirusolog.
Kiedy zatem możemy się spodziewać uspokojenia sytuacji? - Gdy odporność uzyska 80 procent populacji - stwierdził prof. Gut.
Czytaj także:
Lech Poznań stracił legendę. Eugeniusz Głoziński - człowiek instytucja, któremu ufano bardziej niż trenerom
Nieprawdopodobna historia Mateusza Kuzimskiego. Od pracy przy obróbce warzyw do bramek w PKO Ekstraklasie