W październiku Josep Bartomeu, wraz z całym zarządem, oficjalnie podał się do dymisji. Kibice Dumy Katalonii byli zachwyceni decyzją 57-latka, który zostawił na Camp Nou spore długi. Dokonywał fatalnych transferów, a w Lidze Mistrzów drużyna doznała kilku upokorzeń.
W klubie na najważniejszym stanowisku w dalszym ciągu panuje jednak bezkrólewie. Kilka tygodni temu zarządzono nowe wybory, które pierwotnie miały odbyć się 24 stycznia. Już wiadomo, że z powodu pandemii koronawirusa, obecny termin nie dojdzie do skutku.
"W trakcie spotkania katalońskie władze przekazały klubowi, że w obecnej sytuacji epidemicznej nie mogą zezwolić na poruszanie się socios między gminami, jeśli w ich gminie nie ma lokalu wyborczego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękny gol piłkarki FC Barcelona. Trafiła idealnie!
Klub poprosił katalońskie władze o rozważenie zmiany obecnego prawa sportowego, by umożliwić głosowanie korespondencyjne w nowym terminie" - czytamy w oświadczeniu.
Zgodnie z wymogami statutowymi, kandydaci na prezydenta muszą zebrać co najmniej 2257 podpisów socios Barcelony. Najwięcej miał Joan Laporta, który zebrał ich 10 272. Wymaganą liczbę podpisów zgromadzili także Víctor Font - 4713 oraz Toni Freixa - 2822.
Największe szanse na fotel prezydenta miał Laporta, który do ostatniego dnia nie chciał zmieniać terminu wyborów.
- Przełożenie wyborów byłoby oszustwem na demokracji. Socios mają demokratyczne prawo do głosowania. Terminy i tak wydłużono już maksymalnie. Barcelona musi szybko podjąć środki, nie może dłużej być bez prezydenta - tłumaczył.
Zobacz także: PKO Ekstraklasa: awantura o pieniądze za transfer Jakuba Modera. Lech Poznań czeka, a w Warcie toczy się spór
Zobacz także: Sparing. Lechia Gdańsk pewnie pokonała Sokoła Ostróda