Bartosz Kopacz szczery do bólu. "Transfer zagraniczny? Świata nie zwojuję" [WYWIAD]

Celem większości ligowców jest wyjazd z PKO Ekstraklasy, ale Bartosz Kopacz wyłamuje się z tego stereotypu. - Nie ma co się oszukiwać - świata raczej nie zwojuję. W Polsce też można czerpać radość z grania - przyznaje obrońca Lechii Gdańsk.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Bartosz Kopacz Materiały prasowe / Materiały klubowe Lechii Gdańsk/agencja 058 / Na zdjęciu: Bartosz Kopacz
Bartosz Kopacz występuje w PKO Ekstraklasie - z krótkimi przerwami - od 8 lat, a Lechia jest jego trzecim klubem w najwyższej lidze po Górniku Zabrze i Zagłębiu Lubin. Rozegrał w ekstraklasie 140 spotkań. Większość ligowców na tym etapie liczy na kontrakt za granicą, ale Kopaczowi dobrze w Lechii i w polskiej lidze. W sobotę zainauguruje w barwach gdańskiego klubu rundę wiosenną PKO Ekstraklasy. Pierwszym tegorocznym rywalem biało-zielonych będzie Jagiellonia Białystok (g. 17:30).

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Ma pan 28 lat, więc teoretycznie jest pan w najlepszym wieku dla zawodnika. Marzy się jeszcze panu wyjazd do zagranicznego klubu?

Bartosz Kopacz, piłkarz Lechii Gdańsk: Nie ma co się oszukiwać - świata raczej nie zwojuję. Myślę, że nie ma szans na angaż w klubie z pięciu najlepszych lig zagranicznych. Oczywiście zawsze jakaś nadzieja pozostaje, natomiast jestem realistą. Nie mówię "nie", jeśli chodzi o jakiś ciekawy zagraniczny kierunek, natomiast wszystko zależy od warunków. Wtedy mógłbym się zastanowić, ale jeżeli miałby to być klub słabszy niż Lechia, w dodatku ze słabszej ligi, to nie mam ciśnienia, żeby wyjechać na siłę, tylko dlatego, że to zagraniczny klub. Polska liga jest bardzo fajnie opakowana i tu również można czerpać przyjemność z grania.

ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Kiedy kibice wrócą na trybuny? Prezes Animucki zabrał głos

Poza tym, z tego co się słyszy z różnych źródeł, Lechia problemy finansowe ma już za sobą, płaci regularnie.

Pensje mamy wypłacane na czas, wszystko jest w tym zakresie w porządku. Mam nadzieję, że tak będzie dalej, bo wtedy pracuje się przyjemniej, zaległości nie zaprzątają głowy i można się skupić w pełni na grze w piłkę.

Spodziewał się pan, że praktycznie z marszu stanie się podstawowym zawodnikiem Lechii?

Nigdy do końca nie wiadomo, jak to będzie wyglądało, gdy przychodzi się do nowego klubu. Ja jestem zadowolony, bo zagrałem praktycznie we wszystkich meczach, zarówno w lidze, jak i Pucharze Polski. Pod względem liczby minut na boisku ostatnie pół roku było dość dobre.

A jeśli spojrzymy na formę? Trudno doszukać się u pana jakichś spektakularnych błędów. Raczej równy poziom przez całą rundę.

Wymagam od siebie dużo i moim zdaniem mogło być lepiej. Nie jestem do końca usatysfakcjonowany z tego, co prezentowałem. Analizuję swoje występy. Wiem, kiedy popełniłem błąd, kiedy mogłem się lepiej zachować. Mam świadomość, że mogę grać jeszcze lepiej. Nie chcę grać tylko poprawnie, ale indywidualnie chcę grać na ponadprzeciętnym poziomie.

Dużo się mówi o tzw. aklimatyzacji, że zawodnicy potrzebują czasu, żeby od razu stać się mocnym punktem w nowym klubie. U pana ten proces przebiegł bez żadnych problemów.

Znacznie trudniejsze jest to w przypadku zagranicznych piłkarzy przychodzących do polskiej ligi lub polskich piłkarzy w zagranicznym klubie. Wtedy bariera językowa robi swoje i nie jest łatwo od razu złapać kontakt ze wszystkimi. W moim przypadku mówimy o zmianie klubu wewnątrz ligi, poza tym znałem wielu chłopaków z drużyny, co znacznie pomogło na samym początku.

Obrońcę w pierwszej kolejności rozlicza się z tego, jak broni, ale pamiętam parę sytuacji w polu karnym przeciwnika z pana udziałem, z których mogły paść bramki. Jeśli na siłę możemy się do czegoś przyczepić, to do skuteczności.

Rzeczywiście, miałem parę sytuacji, z których realnie patrząc mogły paść dwie bramki. Środkowi obrońcy są z reguły najbardziej niebezpieczni przy stałych fragmentach gry ze względu na warunki fizyczne. W przeszłości miałem sezon, gdy strzeliłem cztery gole. Jest to jeden z elementów, nad którym pracuję, aby wykorzystywać nadarzające się sytuacje.

Jak to jest wreszcie przepracować pełny okres przygotowawczy? Latem zdecydowanie wam tego zabrakło. Krótki urlop, odwołany obóz przez COVID-19...

Jak najbardziej. Mimo iż teraz nigdzie nie wyjechaliśmy, to zrealizowaliśmy to, co mieliśmy zaplanowane. Zagraliśmy trzy sparingi, a przecież wcale nie było wiadomo czy do nich dojdzie ze względu na pogodę i stan boisk. Łatwo nie było, natomiast pokazaliśmy, że przy sprawnej organizacji również w Polsce można się zimą dobrze przygotować do rundy wiosennej.

Są duże różnice w przygotowaniach w Polsce i - załóżmy - w Turcji? Oczywiście poza pogodą.

Wydaje mi się, że głównie chodzi o stan boisk, które w Turcji są lepiej przygotowane w tym okresie, chociaż muszę przyznać, że ludzie odpowiedzialni za murawę w Gdańsku stanęli na wysokości zadania. Do tego dodałbym sparingpartnerów, bo jednak przy okazji zagranicznych obozów gra się zazwyczaj z zespołami z topowych lig na świecie, a my dwukrotnie graliśmy z drugoligowcami.

W trzech sparingach strzeliliście w sumie 14 goli, a z Olimpią Grudziądz wygraliście aż 9:1.

Nie ma co wyciągać daleko idących wniosków po tych sparingach. W tego typu meczach występują zawodnicy testowani i nie rywalizujemy z żelaznym składem tych ekip. Tym niemniej myślę, że każdy z tych trzech meczów wyglądał z naszej strony dobrze pod względem jakości gry, organizacji. Nawet w starciu z zespołem z niższej ligi trzeba umieć pokazać swoje walory, trzeba być skoncentrowanym i nie odpuszczać.

Byłem na każdym z trzech sparingów i jedna rzecz, która mocno rzuciła się w oczy, to chęć zdobywania kolejnych bramek. Nie zwalnialiście tempa, tylko dalej napieraliście.

Cieszy, że przy trzy czy czterobramkowej przewadze nie stanęliśmy na własnej połowie, nie podawaliśmy od nogi do nogi, tylko cały czas atakowaliśmy. Przede wszystkim z naszych akcji dużo wynikało i każde wejście na połowę przeciwnika kończyło się zagrożeniem. Z Olimpią strzeliliśmy dziewięć goli, a mogliśmy jeszcze więcej. Nie była to przewaga jedynie w posiadaniu piłki, a dorzuciliśmy do tego konkrety. Chcielibyśmy przełożyć to na ligę, bo w rundzie jesiennej tych konkretów czasami brakowało.

Odkopałem pana wywiad dla "Weszło" i rzuciło mi się porównanie trenerów: Martina Seveli i Piotra Stokowca. Powiedział pan, że ten pierwszy kładzie nacisk w dużej mierze na ofensywę, a drugi bardziej skupia się na obronie. Tymczasem w tym sezonie to Lechia strzeliła więcej goli od Zagłębia, ale i więcej straciła. Futbol bywa przewrotny.

Na to nie ma reguły. Można trenować defensywę dzień w dzień, a potem przychodzi mecz i traci się dużo goli. Wszystko zależy od funkcjonowania całego zespołu w ofensywie i defensywie, jak mówił trener Adam Nawałka. W jednym sezonie może być tak, a w kolejnym sytuacja zmienia się o 180 stopni. W polskiej lidze zmienia się to bardzo często. Raz dużo strzelasz i mało tracisz, a za pół roku jest zupełnie odwrotnie. Bardzo trudno jest o regularność.

Zabrakło pana w sparingu z Wisłą Płock, który był zwieńczeniem okresu przygotowawczego. Dlaczego?

Powód był szczególny, bo tego dnia rodził mi się syn. Jest to szczególny moment w życiu każdego człowieka, dlatego chciałem przy tym być. Rano przed zbiórką dałem znać w klubie, że “zaczęło się” i zostałem zwolniony ze sparingu.

Jesienią potraciliście sporo punktów.

Mieliśmy mecze, w których stwarzaliśmy mało sytuacji. Trudno było mówić o stuprocentowych okazjach, a bez nich nie da się wygrać. Statystyki były wyrównane, czasem mieliśmy w nich przewagę, ale brakowało konkretów. Do tego popełnialiśmy dużo błędów w defensywie i dopuszczaliśmy przeciwników do strzałów. Chciałoby się, żeby wiosną szala przechyliła się na naszą korzyść, żebyśmy to my stwarzali po dziesięć sytuacji w meczu, a rywal dwie. Wtedy dużo prędzej można myśleć o zdobyczy punktowej.

Na co stać Lechię w rundzie wiosennej? Z jednej strony tracicie do podium dziewięć punktów, czyli dość dużo, ale znamy polską ligę nie od dziś i wiemy jak jest nieprzewidywalna.

Myślę, że stać nas na odrobienie strat z rundy jesiennej. Jest to realne. Gdybyśmy w to nie wierzyli, to bez sensu byłoby wychodzić na boisko. Stać nas na zagranie dużo lepszej rundy, zarówno pod względem wyników, jak i samej gry. Strata jest duża, ale inne zespoły też będą tracić punkty. Może być przecież tak, że ktoś wyglądał świetnie jesienią, a teraz wpadnie w dołek. My mieliśmy zadyszkę pod koniec ubiegłego roku, a nie jest powiedziane, że za chwilę nie złapiemy serii zwycięstw. Różnie może być, ale stać nas, by powalczyć o czołowe miejsca w tabeli.

Jesteście też w ćwierćfinale Pucharu Polski z realnymi szansami na awans do kolejnej rundy, bo trafiliście na przedstawiciela niższej ligi - Puszczę Niepołomice.

Puchar traktujemy bardzo poważnie. Poprzednie rundy pokazały, że nie lekceważymy nikogo. Poza paroma kosmetycznymi zmianami graliśmy podstawową jedenastką. Są to specyficzne rozgrywki i często drużyny z niższej ligi potrafią sprawić niespodziankę, szczególnie gdy grają na własnym boisku.

Chyba ugryzł się pan w język, bo wydaje mi się, że miało być "przed własnymi kibicami", a nie "na własnym boisku"?

To prawda... Przypomniało mi się, że kibiców niestety jeszcze nie będzie na trybunach. Mam nadzieję, że szybko wrócą, bo zdecydowanie lepiej gra się przy dopingu. Nie chcę mówić, że mecze bez udziału publiczności przypominają sparingi, bo to byłoby przesadą, ale jest zdecydowanie inaczej.

Do tego stopnia inaczej, że w rundzie jesiennej przegraliście cztery mecze w Gdańsku? Sporo.

Sporo, ale nie będę się w ten sposób nas usprawiedliwiał czy zrzucał winy na brak kibiców. Trzeba wziąć to na klatę. To my, piłkarze, jesteśmy odpowiedzialni za wyniki.

Brak kibiców na trybunach to jedno, a jak było u pana z przyzwyczajeniem się do obostrzeń związanych z pandemią?

Cóż, wszystko zaczęło się w marcu i muszę przyznać, że na początku zdarzało się zapomnieć o wypełnieniu ankiety o stanie zdrowia. Początek był trudny, bo dla nas wszystkich była to nowość. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, czy w ogóle zagramy, czy czeka nas przerwa w rozgrywkach. Na szczęście udało się to tak zorganizować, że liga toczy się w miarę normalnie. Z czasem wypełnianie tych ankiet weszło w nawyk. Wprawdzie klub non stop o tym przypomina, ale tak naprawdę każdy z nas ma to w głowie i każdego dnia o godz. 19 przychodzi myśl, że muszę wypełnić ankietę dotyczącą stanu zdrowia. Do wszystkiego się dostosowałem, z niczym nie miałem problemów, natomiast oczywiście mam nadzieję, że powoli wszystko będzie wracać do normy.

W Lechii było sporo przypadków zakażenia koronawirusem. Pan ma już to za sobą?

Jako jeden z nielicznych w Lechii nie byłem zakażony. Nie wiem czy to przez układ odpornościowy. Może u mnie jest mocniejszy niż u reszty? Cały czas przebywałem z chłopakami, więc teoretycznie było ryzyko, że i mnie to dopadnie. Na szczęście tak się nie stało. Trochę słabo by było, gdyby złapało mnie to teraz, gdy zaczyna się runda wiosenna. Straciłbym sporo czasu. Po wyzdrowieniu nie mógłbym przecież od razu wskoczyć do składu, tylko stopniowo byłbym wprowadzany do treningów, by przystosować organizm. Nie jest to odpowiedni moment...

...nigdy nie jest odpowiedni.

To prawda, ale teraz szczególnie. Mam nadzieję, że będę się jakoś trzymał. Maseczkę noszę tam, gdzie tego wymagają. Trzymam się reżimu sanitarnego, ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że się nie zarażę.

Codzienne funkcjonowanie mocno się u pana zmieniło przez pandemię?

Poza brakiem możliwości wyjścia na miasto raczej niewiele się zmieniło. Wraz z żoną lubiliśmy wyjść do restauracji, ale od kiedy jesteśmy w Gdańsku, to zaledwie parę razy było nam dane wyjść w miejsca, gdzie jest więcej ludzi. Trochę tego brakuje, zwłaszcza, że w Gdańsku jest co robić w wolnym czasie. Na pewno to sobie odbijemy, gdy już będzie normalnie.

Wyczytałem, że specjalizuje się pan w branży muzycznej, to znaczy w grze na gitarze. Była okazja udoskonalić się w tym aspekcie przez ostatni rok?

Około pół roku temu kupiłem sobie nową gitarę, bo wcześniejsza była już dość wiekowa. Cały czas się uczę grać, na razie idzie to dość powoli, a z drugiej strony nie wiążę z tym jakichś większych planów. Po prostu lubię sobie czasem pograć dla przyjemności, dla samego siebie. Gram raczej podstawowe chwyty. Relaksuję się przy tym, a dodatkowo jest to sposób na spędzanie wolnego czasu w trakcie pandemii, bo jednak spędzamy w domu więcej czasu niż zazwyczaj.

Lechia zagra swój pierwszy mecz w rundzie wiosennej przeciwko Jagiellonii Białystok, która jest po zagranicznym obozie. Czego można się spodziewać? Pierwsze spotkanie po przerwie jest sporą niewiadomą.

My przygotowywaliśmy się w Polsce, więc mniej więcej wiemy, czego się spodziewać po stanie murawy. Z drugiej strony Jagiellonia trenowała na lepszych płytach. Trudno powiedzieć, kto będzie miał przewagę. Pierwszy mecz sezonu czy nowej rundy zawsze niesie ze sobą znaki zapytania. Znamy rywali, niejednokrotnie graliśmy przeciwko nim. W dodatku w Jagiellonii nie zmienił się trener, więc i sposób grania raczej nie ulegnie zmianie.

Jako obrońca zwraca pan pewnie uwagę na dwóch ofensywnych zawodników Jagiellonii, którzy strzelili w rundzie jesiennej po osiem goli - Jesus Imaz i Jakov Puljić.

Puljić gra dobrze w powietrzu, a Imaz na pewno odżył, bo miał słabszy okres, złapał lekką zadyszkę, ale później wrócił na właściwe tory. Zwrócimy na nich uwagę, ale też nie możemy się nikogo obawiać. My też jesteśmy groźni, mamy swoje atuty, mamy zawodników potrafiących strzelać gole, czyli Flavio Paixao i Łukasz Zwoliński. Do tego mocne skrzydła, dobre stałe fragmenty gry. Wierzę, że to my wyjdziemy zwycięsko z tej konfrontacji. Trzy punkty na otwarcie rundy wiosennej dodadzą nam wiatru w żagle na resztę sezonu.

CZYTAJ TAKŻE:
PKO Ekstraklasa: Lech Poznań od razu pod ścianą. "Musi zagrać w pucharach, bez tego będą ogromne straty"
Michał Probierz celuje w europejskie puchary. "Potrzebujemy dobrej serii"

Czy Bartosz Kopacz należy do czołówki stoperów w PKO Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×