Powrót Bartosza Salamona do Lecha Poznań to bez wątpienia wydarzenie zimy w PKO Ekstraklasie. 29-latek ma na koncie ponad 200 występów w Serie A i Serie B w barwach Brescii, Sampdorii, Cagliari, SPAL czy Crotone. Jego karierą przez kilka lat zarządzał słynny Mino Raiola, jeden z najpotężniejszych agentów piłkarskich. W 2013 roku Salamon związał się nawet z AC Milan, ale nie rozegrał ani jednego spotkania w barwach Rossonerich.
Uczestnik Euro 2016 opowiada nam o współpracy z Raiolą, zmarnowanej szansie w Milanie, ewentualnym powrocie do reprezentacji Polski i nadziejach związanych z ponowną grą w Kolejorzu, którego jest wychowankiem.
Kiedy po raz pierwszy pojawił się temat powrotu do Lecha?
Bartosz Salamon, piłkarz Lecha Poznań: Nie słyszałem o takim zainteresowaniu od bardzo dawna, ale latem ubiegłego roku docierały już do mnie informacje, że Lech chciałby mojego powrotu. Wtedy właśnie o tym usłyszałem. Taki powrót mógł się zdarzyć nawet wcześniej, bo miałem w poprzednich latach dwie czy trzy cięższe chwile we Włoszech, w których myślałem o powrocie do Polski. Zimą nadszedł odpowiedni moment. Wszystko się zgrało zarówno u mnie, jak i w "Kolejorzu". Mogłem też odejść za darmo ze SPAL. Wracam w wieku 29 lat - najlepszym jak na obrońcę. Na pewno nie traktuję tego jako sportową emeryturę.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Ekstraklasy S.A. szacuje straty klubów przez pandemię. Padła konkretna kwota
Były inne oferty? Można sobie wyobrazić, że zawodnikiem mającym za sobą grę w Serie A zainteresuje się też np. Legia Warszawa. Jakbyś na taką propozycję zareagował?
Miałem inne propozycje, ale z szacunku do zawodników, którzy przyjdą do tych klubów zamiast mnie, mówienie o tym nie byłoby w porządku. Opcje były różne, jednak tę z Lecha uważałem za najlepszą.
W kadrze jest nowy selekcjoner, który otwarcie mówi, że przygląda się szerokiej grupie zawodników z polskiej ligi.
Ale to nie jest tak, że myślę teraz główne o kadrze. Moją "kadrą" jest aktualnie Lech i chcę tu po prostu jak najlepiej grać. Wierzę, że jeśli pokażę odpowiednią formę, to i reprezentacja sobie o mnie przypomni. To jednak melodia przyszłości.
U Paulo Sousy będzie łatwiej? Zna doskonale włoską ligę, zwłaszcza że pracował kiedyś w Fiorentinie.
Grałem przeciwko jego drużynie, gdy byłem zawodnikiem Cagliari, więc jeśli analizował przeciwnika, to na pewno wie kim jestem. Moje nazwisko jest mu znane, ale wątpię, żeby teraz miało to jakiekolwiek znaczenie.
Jesteś zadowolony z długiego etapu we Włoszech, a może mogło się to potoczyć lepiej?
Analizowałem sobie te 13 lat i mogę powiedzieć, że doświadczyłem tam już wszystkiego co się dało. Dalej mogłem tylko powtarzać pewne rzeczy. Realna perspektywa na dziś to była walka o skład w średnim lub słabszym zespole Serie A, albo przenosiny do Serie B i bicie się tam o awans. To wszystko już u mnie było. Natomiast walka o mistrzostwo Polski w moim mieście, a także ewentualne występy w europejskich pucharach są całkowicie nowym wyzwaniem.
Pytania o AC Milan, w którym nie udało ci się zaistnieć, są po tylu latach męczące?
Minęło osiem lat, ale nie męczy mnie to. Nie zamierzam się tego okresu wstydzić, bo pewnie wielu chciałoby wtedy trafić tam, gdzie ja. Ten etap nie potoczył się według moich marzeń. Wierzyłem w siebie, robiłem wszystko, żeby się udało, ale nie wyszło, trudno. Wyjechałem z Murowanej Gośliny do Poznania, potem z Poznania do Serie B, a następnie do Milanu. To chyba niezła ścieżka.
Dlaczego w Milanie nie wyszło?
Nigdy nie chciałem usprawiedliwiać się kontuzjami, czy innymi sprawami pozaboiskowymi, bo inni potem mówiliby, że szukam wymówek. Milan w 2013 roku szukał utalentowanych zawodników z Serie B. Wziął mnie i Riccardo Saponarę. W tamtym okresie z San Siro odchodził krytykowany Francesco Acerbi. Niestety jeszcze w Brescii doznałem kontuzji kostki, którą nie od razu wykryto. Znaleźli ją dopiero w Milanie i to w momencie, w którym na pewno dostałbym szansę. Wiedziałem to. Nie wiem, czy bym ją wykorzystał, ale zagrałbym. Gdy po miesiącu wróciłem do zdrowia, na środku obrony świetnie radzili sobie Philippe Mexes i Cristian Zapata, więc trener nie miał powodu, by robić zmiany. Dla mnie było już za późno.
Poznań to nie było w ostatnim czasie dobre miejsce do walki o trofea. Lech od ponad pięciu lat nic nie wygrał. Nie boisz się, że trudno ci tu będzie wypełniać gablotę medalami?
Właśnie dlatego powrót do Lecha uważam za duże wyzwanie. Łatwo byłoby pójść do klubu, który rok w rok zdobywa trofea i stale jest obecny w pucharach. Tam satysfakcja z kolejnego sukcesu byłaby mniejsza. Jeśli jednak w Poznaniu uda się zmienić tendencję, będzie to coś wielkiego. To mnie napędza i skupiam się na myśli, że mogę dołożyć coś od siebie, by odwrócić niepowodzenia. Dlatego chcę spróbować.
Gdy podpisywaliście kontrakt, były rozmowy o celach już na ten sezon? Strata jest ogromna, ale zadaniem minimum jest pewnie zakwalifikowanie się do europejskich pucharów.
Oczywiście, że były takie rozmowy. Jeśli prezesi zechcą ujawnić te cele, sami się nimi podzielą. Ja mogę powiedzieć, że uznaję je za realistyczne.
Da się porównać polską ekstraklasę z Serie B?
Muszę przyznać, że grając we Włoszech, w ogóle nie oglądałem polskiej ligi. Zainteresowałem się nią od maja ubiegłego roku, bo wtedy pojawił się konkretny temat powrotu do Lecha. Gdy skończyła się przerwa związana z pandemią, zacząłem uważnie śledzić mecze, jednak wyrabiałem sobie opinię raczej o klubie, a nie o rozgrywkach. Trudno o porównania, wolę z nimi poczekać aż rozegram trochę meczów. Na pewno pozytywnie zaskoczyła mnie intensywność treningów na obozie w Turcji.
Strzeliłeś tam bramkę w wygranym 1:0 sparingu z Bandimarsporem. Często możemy oglądać takie obrazki w lidze?
Mam niezłe uderzenie, ale będąc obrońcą, wiadomo, że rzadko jestem w takim miejscu boiska, w którym mogę ten walor pokazać. Jeśli Lech będzie grał wysoko, czego bym chciał, to kto wie, może będę trafiać częściej. Liczę jednak przede wszystkim na stałe fragmenty.
Współpracowałeś niegdyś z Mino Raiolą, a to nazwisko wciąż pobudza wyobraźnię.
To dość odległy temat, bo on był moim agentem w latach 2012-2017. Związałem się z nim, gdy w pewnym momencie w Brescii zacząłem się dobrze zapowiadać. Chciałem mieć wtedy menedżera z wysokiej półki. Kilka lat później jednak obaj uznaliśmy, że ani ja nie jestem potrzebny jemu, ani on mi.
Uznanych trenerów, którzy przewinęli się przez twoją karierę też było sporo. Których zapamiętałeś najbardziej?
Massimiliano Allegri zawsze potrafił zarządzać wielkimi piłkarzami i o nim mogę się tylko pozytywnie wypowiadać. Bardzo wyróżniały się też osobowości Zdenka Zemana i Sinisy Mihajlovicia. Tych szkoleniowców zapamiętałem szczególnie, natomiast najlepszym piłkarzem, z jakim trenowałem był Mario Balotelli. On miał wszystko, co potrzeba do osiągnięcia sukcesu. Jedynie pod względem mentalnym mogło się to u niego trochę lepiej poukładać.
Wracasz do Lecha jako piłkarz dojrzały i doświadczony. Nie czujesz zazdrości, że teraz młodzież wchodzi tu do składu dużo łatwiej niż w okresie, gdy ty musiałeś wyjechać?
Zazdrości nie czuję. Wtedy po prostu była inna polityka w klubie. O pierwszym zespole trudno było nawet marzyć. Pojawiły się inne perspektywy, które próbowałem wykorzystać. Nie ma jednak złotego środka na dobrą karierę. Są zawodnicy, którzy wyjeżdżają dość szybko i kompletnie i im się nie powodzi. Pamiętam, że w okolicach 2007 roku wyjechało wielu, lecz niektórzy powrócili rychło i dziś nikt o nich już nie pamięta.
Lech chce ściągać z powrotem starszych wychowanków, którzy poradzili sobie w zagranicznych klubach. Ma argumenty, by ich nakłaniać do takich powrotów?
Uważam, że tak. Ja jestem w trochę innej sytuacji, wyjeżdżałem jako zupełnie nieznany zawodnik. Teraz wracam i chcę spełnić swoje marzenie. Mogę tu być kimś ważnym i powalczyć o trofea. Trudno mi powiedzieć jakie są motywacje innych.
Co do walki o trofea, już na starcie rundy wiosennej zrobiliście sobie kłopot, bo po remisie z Górnikiem Zabrze (1:1) strata do podium to aż 10 pkt.
Myślę, że za dużo jest w tych słowach pesymizmu. Dziennikarze, albo kibice mogą sobie pozwalać na takie stawianie sprawy, lecz nam zawodnikom nie wolno się załamywać. Ja też nie jestem zadowolony z inauguracji, ale mam z tego powodu płakać? Musimy się skupić na tym, żeby wygrać z Zagłębiem Lubin. To jedyna droga. Od wszystkiego innego trzeba się odciąć.
Wystarczy poczytać media społecznościowe. Frustracja jest ogromna.
Nie czytam ich. Otoczka na pewno jest negatywna, tyle że jeśli ją do siebie dopuścimy, będzie nam ciężko cokolwiek zrobić. Rozumiem te nastroje, jednak jako zawodowiec nie mogę ich brać do siebie.
Zobaczymy cię kiedyś na innej pozycji niż stoper? Może defensywny pomocnik?
Ja się nad tym nie zastanawiałem, myślę, że w klubie też nikt o tym nie myśli. Gdyby była jakaś awaria, to niewykluczone, że szansę dostanie np. ktoś z akademii. Wykorzystując swoje doświadczenie, mógłbym zagrać gdzie indziej niż na środku obrony. Kiedyś w Cagliari przez pół meczu występowałem w ataku i nieźle to wyszło. Na pewno nie odmówiłbym trenerowi, gdyby chciał mnie nietypowo ustawić.
Spędziłeś we Włoszech 13 lat. Czujesz się mentalnie bardziej Włochem czy Polakiem?
We Włoszech jest tak, że zazwyczaj miejscowi trzymają się razem i obcokrajowcy razem. Ja jednak mówiłem świetnie w ich języku, znałem kulturę i dlatego trzymałem się z Włochami. Nie funkcjonowałem tam jak typowy obcokrajowiec. Mam coś z Włocha, być może to mi pozwala lepiej podchodzić do życia. Zawsze jednak czułem się Polakiem.
Odchodziłeś z Lecha Poznań w 2007 roku. To były zupełnie inne czasy dla klubu niż obecnie.
Wyjeżdżałem wtedy praktycznie jako junior. Znałem klub od strony pracy z młodzieżą, a teraz wróciłem głównym wejściem. Jestem pod wrażeniem, jak to wszystko aktualnie funkcjonuje. Uważam, że mamy wszelkie podstawy do osiągania sukcesów.
Bierzesz jeszcze pod uwagę ponowny wyjazd z ekstraklasy, gdyby kiedyś pojawiła się taka okazja?
Nie wróciłem tu po to, żeby myśleć o kolejnym wyjeździe. Najlepsze przede mną i założenie jest takie, by realizować się w Lechu. Chcę osiągać dobre wyniki, a być może w przyszłości powrócić do reprezentacji Polski. Na pewno nie muszę znów wyjeżdżać z kraju, by kiedyś powiedzieć, że moja kariera była udana.
Rozmawiał i notował Szymon Mierzyński