Były reprezentant Polski grzmi. "Krew mnie zalewa! Nie spełniasz oczekiwań? Do widzenia"

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Jacek Grembocki
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Jacek Grembocki

- Piłkarze Lechii mają szczęście, że kibice nie mogą jeszcze wejść na stadion, bo dopiero daliby im popalić - mówi nam Jacek Grembocki. Były reprezentant Polski (7A) nie gryzie się w język, mówiąc o zawodnikach Piotra Stokowca.

[tag=4242]

Jacek Grembocki[/tag] to wychowanek Lechii Gdańsk, sensacyjny zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski (1983) z tym klubem. Później święcił triumfy w Górniku Zabrze, z którym sięgnął po dwa mistrzostwa Polski. Jako trener prowadził takie zespoły jak Znicz Pruszków czy Polonia Warszawa.

Dziś ponownie jest związany z Trójmiastem i w rozmowie z WP SportoweFakty komentuje wpadkę Lechii w Pucharze Polski z Puszczą Niepołomice (1:3) oraz politykę personalną Lechii i zabiera głos w sprawie przyszłości Piotra Stokowca. Po kompromitacji z I-ligowcem zespół Lechii w sobotę zagra w lidze z Rakowem Częstochowa (g. 20).

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Co pan sobie pomyślał po meczu Lechii z Puszczą?

Jacek Grembocki: Nie jest możliwe, żeby wygrywać wszystko. Puszcza jest bardzo niewygodnym przeciwnikiem. Nie jest to pechowa porażka, ale w pełni zasłużona. 1:3 nie podlega żadnej dyskusji. Przegrali z kretesem. To prawda, że w ostatnich dwóch latach Lechii dobrze wiodło się w Pucharze Polski, ale nie zapominajmy, że są to rozgrywki rządzące się swoimi prawami. Kiedy ja zdobywałem Puchar Polski z trzecioligową wówczas Lechią, to wydawało mi się, że tak będzie co roku. To tak działa.

Wtedy po drodze ograliście bardzo mocny Widzew Łódź.

Te mecze są pułapką dla mocniejszych drużyn. O wszystkim decyduje jeden mecz. Wszystko może się wydarzyć. Puszczę obserwuję od wielu lat przez osobę trenera Tomasza Tułacza, przeciwko któremu grałem i który był ze mną na kursach trenerskich. Trenerem i dyrektorem w tym klubie był Dariusz Wójtowicz, a więc wychowanek Lechii. Znam ten zespół nieźle i mogę wypowiadać się o nim wyłącznie pozytywnie. Jak na pierwszoligowe możliwości jest to mocna drużyna. Pan się spodziewał, że Lechia przegra z Puszczą? W dodatku na stadionie w Sosnowcu?

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponująca sztuczka gwiazdy Realu Madryt

Nie. Myślę, że nikt się nie spodziewał, choć oczywiście miałem w pamięci, jak źle wyglądała Lechia w pierwszych dwóch wiosennych meczach ligowych.

Mnie jest o tyle łatwiej się wypowiadać, że grałem wiele spotkań i wiem, jak to wygląda od środka. Przypomnę tu mój ostatni sezon jako piłkarz Górnika Zabrze. W 1994 roku graliśmy w Pucharze Polski z Jeziorakiem Iława. Tak na oko trzy razy słabszy zespół niż nasz, trzy razy gorsi piłkarze. I wie pan co? Wygrali z nami. Byliśmy bezradni. To tylko pokazuje, że w piłce wszystko jest możliwe. Odpadnięcie Lechii przyjmuję bardzo spokojnie.

Dlaczego?

Ponieważ to nie jest katastrofa. Lechia nie mogła co roku być w finale. Kiedyś musiała jej się przytrafić wpadka. Trzeba też pamiętać o pandemii. Jedni lepiej się dostosują do obecnych warunków, inni gorzej. Proszę zobaczyć, gdzie w tym momencie jest Cracovia, która miała walczyć o mistrzostwo Polski. Dodajmy im nawet te pięć punktów. W dalszym ciągu byliby w środku tabeli. Moje opinie przeważnie są dość mocne, ale sam prowadzę klub w niższej lidze i widzę, że przez tę pandemię jest zdecydowanie trudniej. Po prostu Lechia ma słabszy okres. Do tragedii jest daleko, popatrzmy w tabelę, do spadku jest daleko.

Lechia ma 6 punktów przewagi nad ostatnią w tabeli Stalą Mielec, która ma jeszcze jeden mecz zaległy. Nie jest to komfortowa sytuacja.

Zgoda, nie jest to wielki kapitał. Podbeskidzie pokazało, że żeby odbić się od dna, wystarczy wygrać dwa mecze. Można łatwo uciec ze strefy spadkowej. Tym niemniej, uważam, że Lechii nie dzieje się tragedia. Przytrafił się słabszy okres, kryzys. W klubie muszą zrobić sobie rachunek sumienia. Powiem panu, że uwielbiam statystyki. Nie chcę się czepiać poszczególnych nazwisk, ale krew mnie zalewa, gdy słyszę, że ktoś jest świetnym zawodnikiem, a nie oddaje strzałów, nie strzela bramek i nie ma asyst.

Trudno się nie domyślić, że chodzi o Kenny'ego Saiefa.

Po co ktoś taki w Lechii Gdańsk?! Po co płacić mu spore pieniądze? Co ma na celu ściąganie takiego zawodnika? Dajcie grać młodym. Wyników na miarę oczekiwań i tak nie ma. Powinno być tak jak na Zachodzie. Nie spełniasz oczekiwań? Do widzenia! Nie chciałbym, żeby w moim zespole liderem był piłkarz, który nie oddaje strzałów, nie zdobywa bramek. Piłkarze Lechii mają szczęście, że kibice nie mogą jeszcze wejść na stadion, bo dopiero daliby im popalić.

Według portalu ekstrastats.pl Saief wypracował w tym sezonie dwie dogodne sytuacje.

Więc o czym my rozmawiamy? A jego utrzymanie na pewno mało nie kosztuje. Nie chcę się czepiać, ale wszystko musi mieć jakikolwiek sens.

Nie widać dla Lechii światełka w tunelu. W sobotę mecz z Rakowem Częstochowa, później Górnik Zabrze u siebie.

Na razie skupmy się na meczu z Rakowem. Jeśli Lechia tam przegra, a zespoły z dołu tabeli solidarnie powygrywają, to zrobi się naprawdę niewesoło. Nie będzie to jeszcze wielki dramat, ale będziemy mogli mówić o niesprzyjających warunkach.

Trener Piotr Stokowiec poprowadzi zespół Lechii w meczu z Rakowem, ale jego pozycja nie jest mocna.

Jest to trudna kwestia. Piotrek jest w Lechii dość długo, w tym czasie zrobił wyniki, tego nikt mu nie odbierze. Nie wiem natomiast, jaki on ma wpływ na transfery, czy decyduje o wszystkim w stu procentach, czy musi każdą decyzję z kimś konsultować, czy jest wokół niego duże grono podpowiadaczy. Jeśli wszystkie decyzje należą do niego, to wówczas trener bierze pełną odpowiedzialność za wyniki. Gdyby jednak się okazało, że jest to rozłożone na kilka osób i przykładowo ktoś zawalił sprawę w kwestii transferów, to już nie można zrzucać całej winy na Piotrka.

Jestem bardzo opanowany w kwestii zwalniania trenerów. Trzeba docenić to, co było, przełknąć to, co jest obecnie i iść dalej. Nigdy nie masz pewności, że ktoś przyjdzie i zrobi lepszą robotę. W Lechii problem jest głębszy.

Jako trener widzi pan pewnie więcej niż przeciętny kibic.

Choć wychowałem się na Lechii, to mecze oglądam bez emocji. Nie patrzę na nie jako kibic. Obserwuję kolegów, dawnych piłkarzy, którzy podniecają się po jednym czy drugim zwycięstwie. Ja mam inaczej. Oglądam mecze z wyrachowaniem, jak zawodowiec. Dostrzegam wiele rzeczy, które są zgubne. Powtórzę się, ale jak można wstawiać do składu piłkarza z tak miernymi statystykami w grze ofensywnej?! To się w głowie nie mieści.

Mimo wszystko nie sposób przejść obojętnie obok wtorkowej kompromitacji.

Niech pan sobie wyobrazi, że w 1992 roku jako piłkarz Górnika grałem w finale Pucharu Polski z Miedzią Legnica. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, ale oni przyjechali na mecz ciężarówką. Na pace. Byli od nas dużo słabsi. U nas byli piłkarze, którzy za chwilę wyjeżdżali na igrzyska. Wcześniej tym składem byliśmy wicemistrzem Polski. I co? Zlekceważyliśmy ich. To było w podświadomości. No gdzie? Jaka Miedź Legnica? My jesteśmy Górnikiem Zabrze. Co oni nam mogą zrobić? Okazało się, że mogli. Przegraliśmy w rzutach karnych. Dlatego w Pucharze Polski musisz liczyć się ze wszystkim. Nie można nikogo lekceważyć. Jeśli chcesz być pewnym, że zrobiłeś wszystko, żeby awansować, musisz wyjść na taki mecz najmocniejszym składem. Dlatego uważam, że odpadnięcie Lechii nie jest żadną wielką tragedią. Takie rzeczy się zdarzają.

Czy trener Stokowiec jest w stanie wyciągnąć Lechię z tego kryzysu?

Jeśli ma poparcie władz klubu i piłkarzy, to myślę, że jest to możliwe. Ale zawodnicy muszą wskoczyć za nim w ogień. Wtedy dadzą radę. Jeśli jednak tego poparcia nie ma, to jest to koniec.

CZYTAJ TAKŻE: 
Piotr Stokowiec odniósł się do słów o jego dymisji. Wie, co Lechia musi zmienić w pierwszej kolejności
Paulo Sousa napisał do Roberta Lewandowskiego. Padły duże słowa

Komentarze (0)