Powiedzieć, że Raków nie wystartował wiosną najlepiej, to jak nic nie powiedzieć. Częstochowianie zagrali trzy spotkania, wszystkie przegrali i nie strzelili w nich ani jednego gola. Jedyny udany mecz przypadł na Puchar Polski, w którym ekipa Marka Papszuna wygrała z Górnikiem Zabrze 4:2.
Liga? 0:1 z Pogonią Szczecin, 0:2 z Legią Warszawa i 0:1 z Lechią Gdańsk. Raków jako jedyny zespół w PKO Ekstraklasie nie zdobył w rundzie wiosennej ani jednego punktu i nie strzelił ani jednego gola.
Kalendarz oczywiście nie należał do najłatwiejszych, ale jeśli bijesz się o mistrzostwo, nie możesz wystartować w ten sposób. O ile jeszcze przegrane w meczach z bezpośrednimi rywalami w walce o mistrzostwo mogą się przytrafić, o tyle trudno wytłumaczyć stratę trzech punktów w konfrontacji z pogrążoną w kryzysie Lechią.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponująca sztuczka gwiazdy Realu Madryt
- W lidze jesteśmy trochę zablokowani, bo w Pucharze Polski pokazaliśmy, że potrafimy to robić - powiedział trener Papszun po meczu z Lechią.
Fakty są takie, że po 17 kolejkach Raków jest trzeci w tabeli, ale do prowadzącej Pogoni traci aż siedem punktów. Marzenia o pierwszym w historii klubu mistrzostwie Polski prawdopodobnie będzie trzeba odłożyć na inny sezon.
Wygórowanie oczekiwania
W teorii można bardzo łatwo zdiagnozować słabszą formę Rakowa. Nie wytrzymali presji. Nie udźwignęli ciężaru gatunkowego związanego z walką o mistrzostwo i złapali zadyszkę.
Bardzo szybko zrobiono z Rakowa zespół, który w teorii miał bić się jak równy z równym z Legią czy Pogonią. Oczywiście nie bez powodu, ponieważ wiosną częstochowianie solidnie zapracowali, żeby mówić o nich w kontekście mistrzostwa. Kwestią pozostaje jedynie jak szybko poradzą sobie z kryzysem.
- Cały czas jesteśmy w grze o to, co chcieliśmy zrobić przed sezonem i z tego nie zrezygnujemy, tylko będziemy o swoje cele walczyć - podkreśla trener Papszun.
Brak doświadczenia
W poprzednim sezonie Raków zapłacił frycowe. W większości meczów prezentował się bardzo dobrze, ale z różnych względów potrafił przegrać w zasadzie wygrane spotkania. W obecnej kampanii tak źle nie było. Raków nabrał trochę doświadczenia, wyciągnięto mityczne wnioski i wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku.
Na dłuższą metę w zespole walczącym o trofea dobrze jest mieć piłkarzy, którzy w przeszłości coś wygrywali. Legia takich ma. Pogoń? Też. A Raków? Cóż... pojedyncze przypadki. Być może wychodzi brak doświadczenia. Szczególnie widoczny jest on w meczach na szczycie, ale też wtedy, gdy drużynie nie idzie, gdy wpadnie się w kryzys.
Ofiara własnego stylu?
Trener Papszun zaliczył efektowne wejście do polskiej ligi. Postawił na nowoczesny futbol, szlifuje ustawienie 1-3-5-2 i jego wariacje, mecze Rakowa dobrze się ogląda, natomiast w ostatnim czasie coś się w tej maszynie zacięło. Momentami częstochowianie biją głową w mur.
Raków gra ładnie dla oka. Widzimy wysoki pressing, szybki doskok do przeciwnika, momentalne uruchomienie akcji ofensywnej. Przyjemnie ogląda się grę na jeden kontakt, techniczne popisy poszczególnych piłkarzy, ale coraz częściej wygląda to jak sztuka dla samej sztuki. Raków zaczyna przypominać zespół, który brnie w ślepy zaułek.
Problemy zaczynają się w momencie, gdy trzeba podjąć decyzję o oddaniu strzału. Raków próbuje wjechać z piłką do bramki, zakończyć akcję finezyjnie. W meczu z Lechią było parę sytuacji, w których aż prosiło się o uderzenie z dalszej odległości, a kończyło się na próbie klepki, w efekcie czego następowała strata piłki.
Brak napastnika
Nie jest tak, że Raków nie stwarza sytuacji. Wręcz przeciwnie. Stwarza, na różne sposoby, dość sporo. Brakuje natomiast kogoś, kto te sytuacje wykończy. Brakuje klasowego napastnika. Najskuteczniejsi strzelcy Rakowa w tym sezonie? Vladislavs Gutkovskis i Ivi Lopez - po pięć trafień.
Wygląda to mało efektownie, gdy porówna się ten dorobek z Kamilem Bilińskim z broniącego się przed spadkiem Podbeskidzia Bielsko-Biała (7 goli), Jesusem Jimenezem z Górnika Zabrze (8), nie mówiąc o Legii Warszawa, która ma Tomasa Pekharta (15) i Jagiellonii Białystok z bramkostrzelnym duetem Jesus Imaz (10) - Jakov Puljić (9).
Gutkovskis nie jest złym zawodnikiem, dochodzi do sytuacji, ale większość marnuje. Co prawda w Rakowie za strzelanie goli odpowiada większa liczba zawodników, ale trener Papszun raczej nie pogardziłby napastnikiem, który zagwarantuje 10-15 bramek na sezon.
Słabsza forma liderów
Mimo wszystko byłoby niesprawiedliwe zrzucanie całej winy na brak skutecznego napastnika. Na sukces drużyny składa się wiele czynników i trudno przejść obojętnie obok słabszej dyspozycji takich zawodników jak Fran Tudor, David Tijanić lub wspomniany wcześniej Lopez. Napastnicy, jak wiemy, żyją z podań.
Tijanić? Jesienią cztery gole, trzy asysty, a do tego cztery asysty drugiego stopnia. Tudor? Trzy asysty i pięć asyst drugiego stopnia. Do tego nieprawdopodobna praca w defensywie jako prawy wahadłowy. Lopez zdobył pięć bramek i dorzucił jedną asystę drugiego stopnia. Nie można też zapomnieć o kontuzji Marcina Cebuli, a więc kolejnego wpływowego zawodnika Rakowa.
Kołdra zbyt krótka
W meczu z Lechią trener Papszun wpuścił z ławki czterech piłkarzy: Szelągowskiego, Ledermana, Malinowskiego i Długosza. W sumie mieli mniej niż 200 minut rozegranych w tym sezonie, co pokazuje jakim potencjałem ludzkim dysponuje w tym momencie szkoleniowiec Rakowa.
W Częstochowie brakuje głębi składu. Kogoś, kim można byłoby straszyć z ławki. Kimś takim mógłby być Cebula, może Daniel Bartl (również z urazem), nawet Tomas Petrasek (powoli kończy rehabilitację), który niejednokrotnie udowodnił już, że jest niezwykle groźny w polu karnym przeciwnika.
Być może nowe możliwości trenerowi Papszunowi da Mateusz Wdowiak, którego Rakowowi udało się pozyskać z Cracovii już teraz. Więcej TUTAJ. Okno transferowe w jest jeszcze otwarte, a Raków ma co inwestować, bo zainkasował 7 mln euro za Kamila Piątkowskiego, więc należy się spodziewać kolejnych ruchów do klubu
CZYTAJ TAKŻE:
Ważą się losy Dariusza Żurawia. Zebranie zarządu Lecha Poznań
Koniec sporu Mateusza Wdowiaka z Cracovią. Znana przyszłość wychowanka Pasów