Poznańska lokomotywa na wysokich obrotach

W wymarzonym stylu Lech Poznań rozpoczął bieżący sezon. Zdobył Superpuchar Polski, bez problemu awansował do kolejnej rundy Ligi Europejskiej i gładko wygrał dwa pierwsze spotkania ekstraklasy. Używając terminologii motoryzacyjnej, poznańska lokomotywa znajduje się na wysokich obrotach, ale maksymalnej prędkości jeszcze nie osiągnęła. W drużynie drzemie bowiem większy potencjał.

Czas zmian

Po zakończeniu poprzedniego sezonu w poznańskim klubie doszło do sporych zmian. Zarząd postanowił rozstać się z całym sztabem szkoleniowym i zastąpić go nowymi ludźmi. Wiele osób miało obawy czy Jacek Zieliński poradzi sobie w Kolejorzu. - Lech to największe wyzwanie w moim życiu, ale nie obawiam się tego - mówił były szkoleniowiec m. in. Polonii Warszawa. Zielińskiemu w poprzednich klubach przypięto łatkę trenera, który praktykuje futbol defensywny, czemu sam zainteresowany zdecydowanie zaprzeczał. - Jest różnica między dobrą grą w defensywie a defensywnym graniem - bronił się Zieliński i zapowiedział ofensywną postawę Lecha.

Sukces na początek

Okres przygotowawczy mógł wywołać wśród poznaniaków optymizm. W meczach sparingowych lechici prezentowali się bardzo dobrze. Grali efektownie i wygrali prawie wszystkie mecze. Do pojedynku o Superpuchar Polski z Wisłą Kraków Lech mógł więc podejść pewny siebie, tym bardziej, że krakowianie byli rozbici, choć jednocześnie podrażnieni, po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów.

Poznaniacy zremisowali z podopiecznymi Macieja Skorży, a wygraną zapewnili sobie w rzutach karnych. Momentami gra Lecha wyglądała bardzo dobrze, ale nie obyło się bez prostych błędów, szczególnie w defensywie. - Nasza gra nie wyglądała wcale tak dobrze. Mankamentów było więcej niż plusów - przyznał Zieliński. Mimo to zdobycie cennego trofeum było dobrą podstawą do udanego wejścia w sezon.

Pogromy i zimny prysznic

Kolejnym przystankiem prowadzonej przez Jacka Zielińskiego poznańskiej lokomotywy był norweski Fredrikstad FK. Nikt nie przypuszczał, że Lechowi pójdzie tak łatwo. Wygrana 6:1 budzi podziw i szacunek. Kolejorz wreszcie zaczął zdobywać bramki po stałych fragmentach gry, co wcześniej było rzadkością. Rewanżowe spotkanie było już tylko formalnością i choć Zieliński zapewniał, że jego drużyna na boisko wyjdzie zdeterminowana, to było widać grę lechitów na pół gwizdka. Zemściło się to w ciągu kilku minut, gdy Norwegowie wykorzystali chwilę dekoncentracji rywali, zdobyli dwie bramki i nie dali sobie wydrzeć prowadzenia, choć po przerwie Robert Lewandowski strzelił kontaktowego gola.

Porażka z Fredrikstad wyszła jednak poznaniakom na dobre. Nie miała żadnych negatywnych skutków, bo awans do kolejnej rundy Ligi Europejskiej Lech zapewnił sobie już w pierwszym meczu, a zimny prysznic był drużynie bardzo potrzebny. - Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czasami przydaje się zaciągnięty hamulec, żeby zespół nie obrósł w piórka i nie było hurraoptymizmu oraz mówienia o wielkiej formie Lecha. Myślę, że ta porażka nas obudzi - twierdził po meczu Jacek Zieliński.

Słowa trenera Kolejorza znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Lech pojechał na ligowy mecz do Kielc, gdzie zmierzył się z miejscową Koroną, podbudowaną zwycięstwem 4:0 z Polonią Warszawa. To miał być prawdziwy test dla lechitów. Obaw było sporo, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnych. Poznańska drużyna pokazała klasę i rozgromiła kielczan aż 5:0, a trzeba dodać, że był to najniższy wymiar kary.

Transfery receptą na mankamenty

Mimo dobrych wyników, które wywołały wśród kibiców sporo radości, w grze Lecha wciąż można dostrzec mankamenty. Do meczu z Koroną dotyczyły one głównie formacji defensywnej, która popełniała proste błędy. - Wszystko nie wygląda jeszcze tak różowo. Wyniki są fajne, ale musimy pracować nad wieloma rzeczami. Cieszy skuteczność, bo to co dotykamy, zamienia się w bramki. Zdajemy sobie sprawę, że poprzeczka będzie zawieszana coraz wyżej. Cały czas trzeba pracować. Sporo musimy poprawić w defensywie, bo nie wygląda to tak, jakbyśmy chcieli - mówił przed meczem Zieliński. W Kielcach sytuacja wyglądała dużo lepiej, a spora w tym zasługa Seweryna Gancarczyka, który zajął miejsce na lewej stronie obrony, a na środek przesunięty został, pod nieobecność Bartosza Bosackiego, Ivan Djurdjević. Obaj zaprezentowali się bardzo dobrze, wzajemnie się uzupełniając, co znacznie utrudniło Koronie konstruowanie ataków. Trochę gorzej sytuacja wyglądała na prawej stronie, ale tam z konieczności musiał zagrać Dimitrije Injac, co tłumaczy nieco słabszą dyspozycję Serba.

Ważną rolę odegrał również pozyskany latem Grzegorz Kasprzik. Po przerwie lechici przez 10 minut dali zepchnąć się do obrony. Korona była bliska zdobycia kontaktowego gola, ale wtedy nieprawdopodobną interwencją popisał się golkiper Kolejorza, a po chwili jego koledzy z drużyny zdobyli trzecią bramkę, odbierając gospodarzom chęć podjęcia walki.

Skuteczne skrzydła

Lech za kadencji Franciszka Smudy rzadko wykorzystywał swoje skrzydła, na których posiada piłkarzy ze sporym potencjałem. Sławomir Peszko często zbiegał do środka, a po lewej stronie czasami brakowało nawet nominalnego skrzydłowego. Zieliński od razu zapowiedział, że jego zespół będzie grał klasycznym ustawieniem 4-4-2, w pełni wykorzystując boki boiska. I jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Peszko, który w zeszłym sezonie strzelał bramki tylko w pucharach, ma na swoim koncie już trzy trafienia, z czego aż dwa w lidze. Do tego często obsługuje podaniami partnerów. To samo dotyczy Jakuba Wilka, który pokonywał bramkarzy rywali w tych samym spotkaniach co "Peszkin". Postawa obu zawodników diametralnie różni się od ich dyspozycji z minionego sezonu. Peszko w wywiadzie dla telewizji CANAL+ jasno dał do zrozumienia, że zmiana trenera wpłynęła na poprawę jego formy.

Świetny środek pola

Siła Lecha opiera się jednak nie tylko na skrzydłowych. Bardzo dobrze prezentuje się para środkowych pomocników, którą tworzą Semir Stilić oraz asekurujący go Tomasz Bandrowski. - Nie jestem zaskoczony ich postawą - przyznaje trener Kolejorza. Bośniak znów przypomina zawodnika, którym zachwycała się cała Polska. W każdym meczu zagrywa do kolegów kilka świetnych piłek otwierających drogę do bramki. Do tego zaczął udzielać się w defensywie, choć więcej zadań w tym zakresie ma jego partner, Tomasz Bandrowski. 25-letni zawodnik przyzwyczaił, że przebiega sporo kilometrów. Mimo iż musi asekurować Stilicia, to często bierze się za rozgrywanie piłki. A potrafi się przy niej utrzymać i dobrze zagrać do partnerów. - Tomkowi przypięto łatkę zawodnika typowo defensywnego, a jest to chłopak, który potrafi kreatywnie zagrać do przodu, uderzyć na bramkę i zdobyć gola, jak choćby w meczu z Fredrikstad. Jest to ciekawy zawodnik i trochę niedoceniany w polskiej lidze - uważa Zieliński.

Jeżeli obaj utrzymają obecną formę, to Lech z pewnością będzie dysponować najsilniejszą drugą linią w kraju. Pytanie jednak, czy Stilić będzie czarować przez cały sezon, czy tylko w kilku kolejkach. W minionym sezonie w rundzie wiosennej rozczarowywał. - Semir ma jeden z największych potencjałów w lidze. W tej rundzie zaczyna prezentować to, co było w zeszłym roku. To jest młody chłopak. Zdarzają mu się przestoje i wahania formy, ale chcąc iść w górę, powinien zdawać sobie sprawę, że musi grać na wysokim poziomie nie przez sześć miesięcy, a cały sezon - zakończył Jacek Zieliński.

Spojrzenie w przyszłość

Początek sezonu jest dla Lecha, bijącego własne rekordy, wymarzony. Co będzie dalej? Prawdziwy test dla poznaniaków przyjdzie w momencie, gdy pierwsi stracą gola i będą musieli odrabiać straty. Czy wtedy sobie poradzą? W rewanżowym meczu z Norwegami nie dali rady, ale akurat ten pojedynek wyznacznikiem ich umiejętności być nie może. Dużo o sile Kolejorza powinien powiedzieć najbliższy mecz z Polonią Warszawa oraz późniejsze spotkania z Club Brugge w europejskich pucharach. Jeśli Lech awansuje do fazy grupowej, z pewnością powalczy o jak najlepsze rezultaty, podobnie jak rok temu. Jacek Zieliński dysponuje drużyną ze sporym potencjałem, który powinien się jeszcze zwiększyć, gdy do zdrowia wróci kilku obrońców. Wkrótce do zespołu powinien dołączyć również Jan Zapotoka, który po wyleczeniu urazu może stanowić wartościową alternatywę dla Semira Stilicia.

Dokąd w tym sezonie dojedzie poznańska lokomotywa? Jej celem jest mistrzostwo Polski i przynajmniej faza grupowa Ligi Europejskiej. Czy Lechowi uda się rozpędzić do prędkości najszybszych pociągów TGV i zrealizować ambitne plany, pokaże czas i boisko. Póki co Kolejorz znajduje się na właściwych torach.

Źródło artykułu: