Czerwono-niebiescy zwyciężyli po trafieniu Andrzeja Niewulisa w 53. minucie gry. Kapitan zespołu dobił piłkę po kapitalnym strzale Iviego Lopeza z rzutu wolnego. Trener bielszczan Robert Kasperczyk uczulał swój zespół na stałe fragmenty gry w wykonaniu częstochowian, ale... to nic nie dało.
- Straciliśmy gola w sposób kuriozalny, bo mówiliśmy zawodnikom, że Ivi Lopez ma nieprawdopodobne uderzenie z rzutu wolnego, trochę przypadkowy faul na zawodniku Rakowa. Michal Pesković wykazał się kunsztem. Trudno powiedzieć, kto zaspał, ale brak asekuracji sprawił, że ta bramka padła - przyznał szkoleniowiec Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Górale mają prawo czuć niedosyt, bo długo stawiali opór faworyzowanej drużynie z Częstochowy. Zwłaszcza w ostatnich minutach byli bardzo blisko gola wyrównującego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia zatrzymał strzał do niemal pustej bramki
- Emocje jeszcze nie opadły. Mecz miał dwa oblicza - do straconej bramki, gdy trzema liniami broniliśmy się dość mocno. Raków nas zepchnął na nasze przedpole i ciężko było wyprowadzić jakąś kontrę. Chcieliśmy dać więcej jakości w drugiej połowie, jeśli chodzi o odbiór piłki i w kontrataku - by uruchomić Wilsona, ale się nie udało - tłumaczył Kasperczyk.
- Po stracie bramki zaczęliśmy grać odważniej, lepiej, napędzaliśmy się. Pokazaliśmy, że jesteśmy przygotowani do sezonu i że każdemu z Podbeskidziem będzie ciężko. Brakło jednak łutu szczęścia, może zamieszania pod bramką, ostatniego elementu technicznego. Dla nas ważny był moment, w którym przełamaliśmy się, poszliśmy do przodu i cisnęliśmy Raków, czyli kandydata do mistrzostwa Polski - podsumował trener beniaminka.
Z kolei Marek Papszun przede wszystkim skoncentrował się na stanie murawy na GIEKSA Arenie w Bełchatowie. Jego zdaniem boisko nie nadawało się do tego, by przeprowadzić na nim spotkanie.
- Trudny mecz za nami. Warunki nie pozwalały, by grać w piłkę, nawet gdyby ktoś chciał. Coś dramatycznego! Już nie patrzymy z zazdrością na te drużyny, które mają swoje stadiony, ale na te, gdzie murawa jest doprowadzona do jakiegoś stanu. Wydawało się, że idzie wiosna, a tu jest coraz gorzej. Tym bardziej gratuluję chłopakom - powiedział na konferencji prasowej.
- Z trudnym rywalem, silnym fizycznie i używającym prostych środków potrafiliśmy zdobyć trzy punkty. Czekamy, aż stanie się coś takiego, by można grać w dobrych warunkach. Na szczęście nie gra infrastruktura, a zawodnicy. Dla mnie to zwycięstwo jest cenniejsze niż w normalnych warunkach - dodał Papszun.
Czwartą żółtą kartkę otrzymał w piątek Andrzej Niewulis, więc czeka go pauza w następnym spotkaniu. Trener Papszun liczy jednak, że w marcu do składu powrócą już kontuzjowani Tomas Petrasek i Marcin Cebula.
- Myślę, że Petrasek i Cebula dołączą do nas i rywalizacja będzie większa. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że długo nie grali i trochę czasu zajmie im dojście do optymalnej dyspozycji - zakończył.
W następnej serii gier Raków Częstochowa podejmie Cracovię, a Podbeskidzie - Lechię Gdańsk. Jednak piłkarzy trenera Papszuna czeka jeszcze dodatkowo mecz 1/8 finału Fortuna Pucharu Polski z Lechem Poznań już we wtorek, 2 marca.
Sprawdź tabelę PKO Ekstraklasy ->>
Czytaj też: Toporne derby Poznania dla Lecha