Artur Wiśniewski: Jak pan spał po meczu Korony z Lechem, przegranym 0:5?
Tadeusz Dudka: Bardzo ciężko. Nie mogłem "przetrawić" tej porażki, ale to na swój sposób. Już po meczu mówiłem, że jak przegrać, to teraz, na początku sezonu. Warto dostać taki kubeł zimnej wody, żeby wiedzieć, że ekstraklasa zobowiązuje do wysokiego poziomu. Tutaj nie można mieć słabych dni.
Czy po dwóch kolejkach można wyciągnąć jakieś wnioski z gry zespołu?
- My znamy wartość naszej drużyny. Trener jest krótko, ale też zdążył przekonać się o sile zespołu, i to w boju. Po meczach z Polonią [kielczanie zwyciężyli 4:0 na swoim boisku – przyp. red] i Lechem nie można wyciągnąć jednak zbyt daleko idących wniosków. Drużyny grające w europejskich pucharach mają inny mikrocykl treningowy. Są przygotowane do sezonu z wyprzedzeniem. My szczyt formy osiągniemy najpewniej w połowie rundy jesiennej.
Na konferencji po meczu z Kolejorzem trener Motyka stwierdził jednak, że jego zespołu nie było stać na zbyt wiele w tej konfrontacji.
- Myślę, że trener miał na myśli początek meczu, który bardzo podciął zawodnikom skrzydła. Zespół stracił wiarę, co przełożyło się na jego postawę. W drugiej połowie chłopcy chcieli powalczyć, dali próbkę swoich umiejętności, ale zostali skarceni bramką i wtedy było praktycznie po meczu.
Jakie cele na ten sezon zarząd postawił drużynie?
- Polska liga dzieli się dziś na dwie grupy zespołów – pierwsza to Lech, Wisła i Legia, a druga to pozostałe zespoły. Legia ma budżet 50 milionów, Lech 45, Wisła 40. Potem długo, długo nic. Nas realnie stać na to, by zająć któreś z miejsc od 4 do 8. Na tyle pozwala nam nasz potencjał.
Czy dotychczasowe wzmocnienia dają gwarancję tego, że zespół zrealizuje to założenie?
- Ci piłkarze, którzy nas wzmocnili, znajdują się w ścisłej kadrze naszego zespołu i z biegiem czasu zaczną odgrywać coraz większą rolę. Edson również stanie się bardzo silnym punktem tej drużyny.
Jakim cudem udało się sprowadzić do Kielc Brazylijczyka?
- Nie po to żyjemy i pracujemy, by stać w miejscu i zadowalać się tym, co jest. Walczymy o coraz wyższe cele – takie ambicje mają właściciele klubu, zarząd, trenerzy, piłkarze. Oczywiście na wszystko trzeba czasu. Wyższe cele to miejsca 1-3. My nie jesteśmy jeszcze Legią, ale ciągle idziemy do przodu. Edson to jest potrzeba chwili, ale to bardzo uniwersalny zawodnik. Podniesie jakość gry w defensywie. Miał propozycję z Cypru, dużo atrakcyjniejszą finansowo, ale wybrał Koronę. Ustaliliśmy jednak warunki bardzo atrakcyjne dla obu stron.
Czy Edson jest teraz najlepiej opłacanym graczem w Koronie?
- Nie, nie jest. Najlepiej zarabiają ci, którzy grają najlepiej. Ci, co są z zespołem na dobre i na złe.
Ciągle klub jest jednak na utrzymaniu miasta, co przekłada się na jego możliwości, zwłaszcza te finansowe. Zgodzi się pan, że przydałby się Koronie prawdziwy zastrzyk gotówki. Jaka jest szansa na powrót Krzysztofa Klickiego?
- Na chwilę obecną nie ma takiej możliwości. Rozmawiałem z panem Klickim i powiedział wyraźnie, że przez 2 lata nie chce myśleć o piłce i chce odpocząć od sytuacji, jaka go zastała. Gdyby coś się zmieniło w tej kwestii, media zostaną o tym powiadomione.
Sponsorem piłkarzy ręcznych Vive Kielce zostały Targi Kielce. Sporo mówiło się także o ewentualnym wejściu Targów do grona sponsorów Korony. Ile w tym prawdy?
- Zacznijmy od tego, że trzeba dokonać pewnego podziału. Są sponsorzy – dobroczyńcy, a także partnerzy handlowi. Targi są dla nas tym drugim. My świadczymy swoje usługi, oni w zamian jakiś ekwiwalent pieniężny na to przeznaczają. Do Vive wejdą z większym kapitałem, a więc jako sponsor. Trzeba pamiętać, że inwestowanie w szczypiorniaka jest tańsze, niż w futbol. Gdyby chciano na koszulkach naszych piłkarzy umieścić logo Targów, to kosztowałoby to znacznie więcej. Współpracujemy z Targami, bo to nasza przyjazna regionalna firma, ale nie jest naszym sponsorem. Czego oczywiście nie można wykluczyć w przyszłości.
Kiedy Klicki został tym „dobroczyńcą” Korony, nazwa jego firmy stała się członem nazwy zespołu. Czy teraz, gdyby w Kielcach zjawił się zamożny sponsor, takie rozwiązanie wchodziłoby w grę?
- Trzeba to brać pod uwagę. Gdyby zgłosił się sponsor, który na przykład odkupiłby akcje spółki, bylibyśmy zainteresowani podjęciem rozmów. W tej chwili mamy jednak mało takich konkretnych firm czy osób u nas w Polsce.
Ile Korona straciła na całym zamieszaniu korupcyjnym?
- Tego nie można mierzyć pieniądzem, gdyż żaden pieniądz nie zwróci nam strat, jakie ponieśliśmy. Utworzyła się zła atmosfera wokół piłki, przez co odwrócili się od nas sponsorzy, a także część kibiców. Ale teraz można powiedzieć, że nasz futbol już „odpokutował”. O wzroście zainteresowania świadczą chociażby mecze z Polonią i Lechem, które rozegrane były w samym środku wakacji. Frekwencja była naprawdę bardzo duża, przecież na mecz z Kolejorzem zabrakło biletów, na trybunach zasiadł komplet publiczności. Staliśmy się spółką czystą, klarowną i bezpieczną. Podkreślam słowo bezpieczną, na co wskazuje grupa właścicielska - jest nią przecież miasto Kielce. To powoduje, że w klubie wszystko musi być jasne.
Gdy rozmawialiśmy rok temu, powiedział pan, że możliwy jest powrót do Korony osób zamieszanych w proceder korupcyjny, ale ściśle związanych z Kielcami, takich jak Hermes Soares, Arkadiusz Bilski czy były kierownik zespołu, Paweł Wolicki. Ta deklaracja nie znalazła jednak pokrycia w rzeczywistości.
- Okres antykorupcyjny jeszcze się nie zakończył, czyściec trwa. Dopóki nie ustali się, kto jest winny, a kto nie, wymienione przez pana osoby nie wrócą do Korony. To prawda, że cieszą się oni dużym szacunkiem i wciąż nie wykluczam, że w jakiejś formie będą naszemu klubowi potrzebni. Hermes, który jest wspaniałym człowiekiem i prawdziwym profesjonalistą, mógłby grać u nas mając nawet 40 lat, pod warunkiem, że będzie się dobrze prezentować. Ja nikomu w metrykę nie patrzę.
Wierzy pan w jego zapewnienia o niewinności?
- Wierzę. Gdy przyjeżdżał do Polski, jego wiedza o tym, co się dzieje, była prawie żadna.
Kogo karać za korupcję? Kluby, czy poszczególne osoby?
- I jednych, i drugich. Należy pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich, którzy mieli z tym procederem coś wspólnego. A potem postawić grubą kreskę, ale dać ludziom jeszcze jedną szansę. Jeśli znowu ktoś kupi lub sprzeda mecz, należy go wówczas dożywotnio zdyskwalifikować. Niech szuka sobie miejsca w innej dziedzinie, skoro raz się już splamił.
Wywiad przeprowadzony razem z Tomaszem Porębskim.