Mijało pierwsze pół godziny gry w meczu Jagiellonii Białystok z Piastem Gliwice. Fernan Lopez Ferreiroa dostał podanie na skraju pola karnego, prostym zwodem minął rywala i uderzył bez zastanowienia. Piłka poleciała jednak prosto w bramkarza i szansa na premierowe trafienie w PKO Ekstraklasie przeszła koło nosa...
Spotkanie zakończyło się porażką podlaskiego klubu po golu w doliczonym czasie gry, więc Hiszpan mógł czuć spory niedosyt ze względu na niewykorzystaną sytuację. Niemniej z drugiej strony jego statystyki pokazały, że i tak był jednym z niewielu pozytywów w drużynie. - Miejsce w pierwszej jedenastce pomogło mi nabrać pewności i poczuć się swobodniej na boisku. Wiem jednak, że mogę grać jeszcze lepiej i tym samym więcej dawać zespołowi - podkreśla w rozmowie z nami.
Potrzebował czasu
Lopez przyleciał do Polski na początku września ubiegłego roku. Miał trafić do Stomilu Olsztyn, ale w ostatniej chwili pojawiła się oferta testów w Jagiellonii. Spróbował szczęścia i ostatecznie przekonał do siebie trenera Bogdana Zająca, po czym podpisał kontrakt do końca sezonu z opcją przedłużenia. Zaczęło się świetnie, ale były to miłe złego początki...
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niecodzienna sytuacja w polu karnym. Przyjrzyj się sędziemu
Ze względu na kontuzje i choroby w białostockim klubie 26-latek szybko został rzucony na głęboką wodę, ale nie radził sobie najlepiej. W ciągu kilku tygodni trzykrotnie dostał szansę gry w podstawowym składzie, ale za każdym razem wypadał słabo i był zmieniany w przerwie. Po wejściach z ławki rezerwowych w innych meczach również nie pokazywał nic szczególnego. Sztab szkoleniowy miał sporo zastrzeżeń do jego gry pod względem taktycznym, widoczne były braki fizyczne. - W pierwszej części sezonu na pewno nie byłem w optymalnej dyspozycji - przyznaje.
- Z powodu kwarantanny i koronawirusa nie grałem w piłkę od marca ubiegłego roku, nie byłem też z drużyną podczas przygotowań do sezonu. Nigdy nie zdarzyło mi się być zatrzymanym przez tak długi czas, więc ciężko było mi się odnaleźć na boisku. Rywalizacja z ogranymi piłkarzami również była dla mnie trudna. Dlatego też skupiałem się głównie na wykorzystywaniu każdej szansy gry oraz wejściu w schematy i dochodzeniu do formy. Obecnie jednak czuję się znacznie lepiej, więc moim celem stało się przebicie na stałe do wyjściowej jedenastki i jak najczęstsze występy - dodaje Lopez.
Trenował u Enrique i Berizzo
Lopez w formie może dać Zającowi wiele alternatyw podczas zestawiania składu Jagiellonii. Jedną z jego głównych zalet jest bowiem uniwersalność. - Uważam, że jestem kimś kto nawet w trakcie meczu potrafi zmieniać pozycję w zależności od potrzeby zespołu. Gdybym miał sobie wybrać jedną, to chyba postawiłbym na "8", ponieważ grając tam jest się jednym z zawodników z najczęstszym kontaktem z piłką. Chociaż bardzo lubię też "10", na której jest się bardziej odpowiedzialnym za ofensywę - mówi.
- Umiem zagrać na jeden kontakt, ale też ruszyć skrzydłem, podryblować i dośrodkować albo podać tak żeby wyszła z tego dobra asysta. Moją ulubioną czynnością na boisku jest jednak inicjowanie akcji. Czuję się komfortowo, gdy mogę być bardzo aktywny podczas meczu: brać na siebie rozegranie, współpracować z obrońcami czy grać pressingiem - tłumaczy dalej piłkarz Jagi.
Lopez nie kryje zamiłowania do technicznego futbolu i typowo hiszpańskiego stylu gry. To jednak nie zaskakuje, zważywszy że jest wychowankiem Celty Vigo. Spędził tam kilka lat w akademii, a później kilka sezonów w drużynie rezerw. W niej spotkał m.in. Rubena Blanco, Borję Iglesiasa czy Victora Diaza, ale także i znanych z polskich boisk Borję Fernandeza, Samu Araujo i Davida Anona. - Niestety, nie udało mi się zadebiutować w La Liga - ubolewa.
- Trzykrotnie byłem na przygotowaniach przedsezonowych pierwszego zespołu, raz kiedy zespół prowadził Luis Enrique i dwa u "Toto" Berizzo. Czasami też u nich trenowałem, a nawet rozegrałem kilka sparingów. Nie dostałem jednak szansy w oficjalnym meczu i trudno było pozostać mi tam dłużej, więc odszedłem z końcem mojego kontraktu. Co prawda później pojawiło się zainteresowanie moim powrotem, ale nie doszło to do skutku. Na pewno jednak to szczególny klub dla mnie - uzupełnia hiszpański pomocnik.
Błysk w Azerbejdżanie
Lopez opuścił Celtę w 2015 roku i w ciągu następnych sezonów zaliczył kilka klubów w Segunda Division B (trzeci poziom rozgrywkowy w Hiszpanii - przyp. WP), ale w żadnym nie zdołał przebić się ponad średnią. Dopiero decyzja o wyjeździe do Azerbejdżanu okazała się przełomowa. W przeżywającym spore problemy Qabala FK strzelił 3 gole i miał 5 asyst w 22 meczach. - Zdecydowanie był najlepszy w tej drużynie - mówi nam dziennikarz Elsevar Miri z portalu qafqaz.info.
- Fernan w każdym ze spotkań wyglądał naprawdę dobrze. Odważę się nawet na stwierdzenie, że był jednym z czołowych piłkarzy naszej ligi. Miał styl zbliżony do Javiego Hernandeza (były gracz Górnika Łęczna i Cracovii - przyp. red.), często próbował grać dobre podania, ale potrafił też zrobić różnicę indywidualnie. Na pewno sprzyjało mu, że nasze drużyny preferują techniczną grę - podkreśla Azer.
Właśnie dzięki dobrej grze w Gabali o Lopezie dowiedziano się w Jagiellonii. Podczas meczu z Karabachem Agdam przeciwko niemu grał bowiem jej były piłkarz Dani Quintana. - Poleciłem działaczom przyjrzenie się mu. Znałem go z jego gry w Azerbejdżanie. Niemniej podpisanie kontraktu to tylko jego zasługa. Spodobał się im podczas treningów i wyłącznie dlatego jest tu gdzie jest - mówi nam.
Zawodnik chińskiego CD Better City jest przekonany, że jego rodak jest w stanie być wyróżniającą się postacią w PKO Ekstraklasie. Nie zgadza się ze skreślaniem go ze względu na skromne warunki fizyczne. - Nie sądzę, że siła ma związek z odniesieniem sukcesu w jakimkolwiek typie futbolu. Jeśli nie masz jej wystarczająco dużo to dlatego, że posiadasz inne jakościowe cechy - zaznacza.
Najbliższą okazję występu Lopez będzie miał w wyjazdowym meczu Jagiellonii z KGHM Zagłębiem Lubin, który zaplanowano na sobotę 6 marca o godz. 17:30.
[b]
[/b]